W styczniu wróci na wokandę sprawa Grudnia'70
W styczniu 2008 r. ma być kontynuowany
warszawski proces w sprawie masakry robotników Wybrzeża w grudniu
1970 r., w którym odpowiada między innymi gen. Wojciech Jaruzelski. Z
długiego zwolnienia wraca sędzia prowadzący sprawę.
17.12.2007 | aktual.: 17.12.2007 19:25
Prokurator Krajowy Marek Staszak powiedział, że - choć może się to wydawać bulwersujące - "w tego typu procesach trzeba się liczyć z ogromną długotrwałością" postępowania, z uwagi na ich skomplikowanie i liczbę osób do przesłuchania. Rozumiem, że to może być społecznie bulwersujące, ale relacja dowodów do zarzutów nakazuje jak najwnikliwsze prowadzenie procesu - dodał.
Niedawno sędzia zadeklarował, że wraca do pracy po wykorzystaniu trwającego do końca roku zwolnienia - powiedział rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie sędzia Wojciech Małek. W związku z tym, na styczeń wyznaczono już kolejne terminy sprawy.
"Wielką hańbą wolnej, demokratycznej Polski jest fakt, że odpowiedzialni za masakrę robotników nie zostali dotąd osądzeni. Proces kolejny raz prawdopodobnie będzie musiał zacząć się od początku" - napisał prezydent Lech Kaczyński w sobotnim artykule w "Super Expressie".
Ryzyko zawsze jest - tak Małek odpowiedział na pytanie, czy procesowi może grozić rozpoczęcie od nowa, gdyby stan zdrowia sędziego uniemożliwił mu dalsze prowadzenie trwającego od jesieni 2001 r. procesu.
W sobotę premier Donald Tusk zapowiedział, że zwróci się do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego, aby przygotował "szybki i precyzyjny" raport, dlaczego do tej pory nie doczekaliśmy się w sprawie Grudnia'70 prawnej sprawiedliwości. Według Małka, z ministerstwa, które jest na bieżąco informowane o kolejnych zwolnieniach sędziego, nie wpłynął jeszcze żaden wniosek w tej sprawie.
Prezydent Lech Kaczyński powiedział, że odpowiedź na pytanie, dlaczego nie rozliczono winnych, jest prosta. Dlatego, że na początku lat 90. zawarto pewne sojusze, że na początku lat 90. efektem wielkiego zwycięstwa naszego narodu, była niecałkowita zmiana władzy - ocenił.
Proces o "sprawstwo kierownicze" masakry robotników trwa przed sądem w Warszawie od października 2001 r. Na ławie oskarżonych zasiadają: ówczesny szef MON gen. Jaruzelski, wicepremier PRL Stanisław Kociołek, wiceszef MON gen. Tadeusz Tuczapski oraz trzej dowódcy jednostek wojska tłumiących robotnicze protesty. Nie przyznają się do winy. Odpowiadają z wolnej stopy. Grozi im nawet dożywocie.
84-letni Jaruzelski, tak jak i inni podsądni, nie musi stawiać się na rozprawy, choć czasami przychodzi. Ich nieobecność i tak nie ma wpływu na bieg procesu, bo zgadzają się oni na jego prowadzenie bez ich udziału. Jaruzelski wiele razy mówił, że proces ten zakończy się z "powodów biologicznych". Procesowi towarzyszy małe zainteresowanie mediów.
Od sześciu lat trwają żmudne przesłuchania świadków - głównie robotników Wybrzeża, żołnierzy i milicjantów. W akcie oskarżenia prokuratura wniosła o przesłuchanie ok. 1110 osób. W 2004 r. sąd oddalił wniosek prokuratora Bogdana Szegdy, by ograniczyć ich liczbę do ok. 150. Dotychczas przesłuchano ok. 700 świadków. Ostatnio sąd postanowił, że można ograniczać się do odczytania zeznań tych świadków, którzy się nie stawią - bez ich ponownego wzywania do sądu.
12 grudnia 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych, na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 r.
W 1995 r. do Sądu Wojewódzkiego w Gdańsku trafił akt oskarżenia przeciw 12 osobom. Żaden z oskarżonych nie zgodził się z zarzutami. Sąd w Gdańsku zebrał się po raz pierwszy w 1996 r., jednak proces długo nie mógł ruszyć z powodów formalnych. Na rozprawy m.in. nie stawiali się oskarżeni, tłumacząc się złym stanem zdrowia i podeszłym wiekiem. W końcu gdański proces zaczął się w czerwcu 1998 r.
W 1999 r. przeniesiono go do Warszawy, gdzie w 2001 r. ruszył na nowo. Sprawy kilku chorych podsądnych kolejno z niego wyłączano, m.in. szefa MSW Kazimierza Świtały i szefa szkoły milicyjnej ze Słupska Karola Kubalicy.
W akcie oskarżenia napisano, że zgodnie z prawem PRL tylko rząd mógł podjąć decyzję o użyciu broni; w 1970 r. uczynił to szef PZPR Władysław Gomułka. Żadna z osób obecnych na posiedzeniu ścisłych władz PZPR nie zgłosiła sprzeciwu wobec tej decyzji, także gen. Jaruzelski. On sam wyjaśniał, że nie podał się do dymisji w sprzeciwie wobec decyzji Gomułki, bo uważał, iż "byłby to nic nie znaczący gest, gdyż wtedy ministrem obrony zostałby gen. Grzegorz Korczyński, który bezwzględnie realizowałby polecenia Gomułki". Jaruzelski zapewniał też, że podjął kroki w celu "złagodzenia" decyzji Gomułki: pierwsze strzały miały być oddawane w powietrze, potem w ziemię, następne - w nogi demonstrantów, a dopiero potem bezpośrednio w nich.
Jaruzelski poczuwa się do współodpowiedzialności politycznej i moralnej, ale nie karnej, za masakrę. Oskarżenie jest bezpodstawne. Nie postąpiłem wbrew konstytucji, nie wydałem rozkazu użycia broni, nie popełniłem przestępstwa - mówił.
Czeka go też inny proces. Ponad 25 lat po wprowadzeniu stanu wojennego jego główni inicjatorzy i wykonawcy, w tym Jaruzelski, b. szef MSW Czesław Kiszczak i Stanisław Kania, b. sekretarz PZPR zostali w kwietniu tego roku oskarżeni przez IPN za jego bezprawne wprowadzenie. 29 stycznia 2008 r. stołeczny sąd rejonowy rozpatrzy wnioski obrony o umorzenie sprawy lub o jej zwrot do IPN. Być może zajmie się też ewentualnym przekazaniem sprawy Sądowi Okręgowemu w Warszawie. (mg)