W rejestrze przestępców seksualnych nie ma skazanych księży? Tak, ale zgodnie z prawem
W rejestrze przestępców seksualnych nie uwzględniono skazanych za pedofilię księży - alarmuje fundacja ofiar księży pedofilów. I rzeczywiście, nie ma tam żadnego z głośnych medialnych przypadków z ostatniej dekady. Problem w tym, że wszystko w świetle prawa, bo publiczny rejestr obejmuje jedynie najcięższe przestępstwa.
Rejestr Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym ma pomóc rodzicom ochronić swoje dzieci. Ale pojawia się coraz więcej zastrzeżeń i znaków zapytania. Bo jego publiczna część jest bardzo ograniczona - zawiera niecałe 800 nazwisk. Ponad 2800 osób jest w części zamkniętej, w której pracowników będą sprawdzać np. dyrekotrzy szkół czy ośrodków kultury.
"Brakuje 56 księży"
- W spisie brakuje 56 księży pedofilów - alarmuje w rozmowie z WP Marek Lisiński, szef Fundacji "Nie lękajcie się", zrzeszającej ofiary księży pedofilów. - To niezrozumiałe, dlaczego tych osób nie ma w spisie. Okazało się, że zapewnienia ministerstwa o ochronie dzieci to puste obietnice, które nie przełożyły się na działania. Teraz występujemy do sądów o akta poszczególnych spraw, żebyb sprawdzić za co konkretnie księża zostali skazani i czy słusznie nie umieszczono ich w rejestrze - deklaruje Marek Lisiński.
I rzeczywiście, jeśli spojrzy się na najgłośniejsze sprawy pedofilli wśród duchownych z ostatnich lat, nie znajdziemy ich w rejestrze. Nie ma na przykład ks. Stanisława G., skazanego w lipcu 2017 r. proboszcza parafii w Kalinówce w Lubelskim. Uznano go winnym molestowania dziewczynek przygotowujących się do przyjęcia pierwszej komunii, w więzieniu ma spędzić 3 lata.
Lista skazanych
Dzieci mówiły, że ksiądz całował je, wkładał im ręce pod bieliznę oraz dotykał w miejscach intymnych. A to tzw. "inne czynności seksualne". Publiczna część rejestru nie obejmuje osób za nie skazanych. Nie obejmuje ona też osób skazanych za gwałt na osobie powyżej 15 roku życia (chyba, że ze szczególnym okrucieństwem).
Z tego powodu w rejestrze nie ma księdza Pawła K. z Wrocławia, skazanego za gwałt na nieletnim chłopcu. Ale jako, że ofiara księdza była starsza niż 15 lat, duchowny nie znalazł się w publicznej części rejestru. Nie ma także ks. Jacka S. z Legionowa, którego wyrok skazujący za zmuszanie nieletnich dziewcząt do seksu potwierdził w 2015 roku Sąd Najwyższy.
"Profesja sprawcy nie ma znaczenia"
W rejestrze nie ma też ks. Romana B., skazanego za długoletnie molestowanie 13-latki. Na początku roku protestowano przed zakonem w Puszczykowie, w którym zamieszkał skazany ksiądz. Nawet, jeśli przestępstwa, za które go skazany kwalifikują go do obecności w rejestrze, mógł złożyć wniosek o nieupublicznianie jego danych i wizerunku. Ustawa daje taką możliwość przez 2 miesiace od jej wejścia w życie. Brakuje też ks. Wojciecha G., oskarżonego o molestowanie nieletnich podczas posługi na Dominikanie. Duchowny sam poddał się karze i spędzi w więzieniu 7 lat.
"Profesja sprawcy przestępstwa nie ma znaczenia. Są wszyscy, którzy zgodnie z prawem mieli się w rejestrze znaleźć według danych Krajowego Rejestru Karnego" - przekonywał w sieci wiceminister sprawiedliwości Michał Woś, który odpowiadał za stworzenie rejestru. W odpowiedzi na przesłane przez nas pytania resort wskazuje, że "dla wpisania do rejestru wystarczy, by tylko jedno z popełnionych przestępstw było objęte ustawą z 13 maja 2016 r. o przeciwdziałaniu zagrożeniom przestępczością na tle seksualnym".
Rejestr pedofilów ma też część niejawną, do której dostęp będą mieli szefowie placówek sprawujących opiekę nad dziećmi (szkół, przedszkoli, ośrodków kultury). Tam zapewne są opisani powyżej księża. Jednak opinia publiczna nie dowie się o jego zawartości, bo za ujawnienie danych tam zawartych grozi areszt lub grzywna.