W portfelu bez zmian
Statystyki mówią jedno, a przeciętny Polak
drugie. Jest wzrost gospodarczy, eksport rośnie szybciej niż
import, a inflacja zatrzymała się na poziomie 4,5%. Niewiele
jednak wskazuje na to, że będziemu więcej zarabiać i więcej
konsumować - pisze "Trybuna".
28.12.2004 | aktual.: 28.12.2004 06:45
Tempo wzrostu produktu krajowego brutto, czyli tego wszystkiego, co zarabiają ludzie i firmy, lokuje nas w europejskiej czołówce. W tym roku będzie to ok. 5%. W pierwszym półroczu było nawet ponad 6%.
Szybko rośnie też produkcja przemysłowa. W listopadzie była wyższa niż przed rokiem o 11,3%. Wyjątkowo dobre są zbiory płodów rolnych, wyższe o jedną czwartą niż rok temu. Budżet też ma się dobrze. Deficyt w kasie państwa będzie o kilka miliardów niższy niż planowano. Wydawać by się więc mogło, że te dobre, a czasami imponujące wskaźniki przełożą się na sytuację materialną rodzin. Dlaczego tak się nie dzieje? - stawia pytanie "Trybuna".
Ostatnio płace realne, czyli po uwzględnieniu inflacji, maleją. A bezrobocie zmniejszyło się tylko nieznacznie w porównaniu z rokiem ubiegłym. Przedsiębiorcy wykorzystują bowiem swoją przewagę nad pracownikami, jaką im daje wysokie bezrobocie. Gdy na jedną ofertę pracy jest kilkuset chętnych, zawsze znajdzie się ktoś, kto się zgodzi pracować za bardzo niską pensję. I tak koło się zamyka - biedni ludzie nie kupują zbyt dużo, więc firmy nie mogą wykorzystać wszystkich swoich mocy produkcyjnych. Można było przewidzieć.
"Trybuna" przestrzegała na swych łamach, że podwyżka stóp procentowych jest dla gospodarki szkodliwa. Nie było zresztą powodów do takiej decyzji. Wzrost inflacji w połowie roku wywołany był tzw. szokiem unijnym i cenami paliw. Obydwie te przyczyny były poza kontrolą banku centralnego. Podwyższanie stóp nie miało więc sensu, ale RPP jakoś tego nie dostrzegła. No i efekt już mamy. Skumulowało się bowiem kilka czynników decydujących o kursie złotego. Wysokie stopy ściągnęły kapitał spekulacyjny. Napłynęły też zza granicy pieniądze przeznaczone na inwestycje bezpośrednie, czyli kupno lub budowę fabryk. Na razie jeszcze eksport ciągnie gospodarkę, ale ta lokomotywa już się zasapała.
Także tempo wzrostu importu jest ciągle niższe niż eksportu. Te relacje mogą się jednak odwrócić. Przy mocnym złotym ceny wyrobów zagranicznych stają się dla handlowców atrakcyjne. Od dawna zresztą sprowadzamy towary, które z powodzeniem można by wyprodukować w kraju. Gdy ta tendencja się nasili, wraz z produktami będziemy importować bezrobocie.
Nic więc dziwnego, że wicepremier Jerzy Hausner myśli o interwencji państwa na rynku walutowym. Można by np. ze środków NBP skupować waluty obce. Wicepremier jednak ma w tej sprawie niewiele do powiedzenia, nie słychać też, żeby znalazł oparcie w ministrze finansów Mirosławie Gronickim. Prezes Narodowego Banku Polskiego Leszek Balcerowicz mówi natomiast, że takich interwencji nie przewiduje i że wszystko powinien uregulować rynek. A dolar kosztuje już poniżej 3 zł, a euro zbliża się do 4 zł. (PAP)
Więcej: Trybuna - W portfelu bez zmian