W PE debata o prawach kobiet w Polsce. Zemsta lewicy czy inspiracja PO?
• W środę w Parlamencie Europejskim ma się odbyć debata nt. praw kobiet w Polsce
• Liberadzki (SLD): w Platformie zręcznie prowadzą sprawę tej debaty, aby wpływać, ale nie dawać jej twarzy
• Gdy frakcja, do której należy PiS, złożyła wniosek o zdjęcie debaty, to europosłowie PO głosowali tak jak frakcja EPP, do której należą: za debatą
• Róża Thun (PO) uzasadnia to masą sygnałów od ludzi, że debata o prawach Polek jest potrzebna
• Czarnecki (PiS): debata jest raczej reakcją europejskiej lewicy na przegrane wybory w Polsce
04.10.2016 | aktual.: 04.10.2016 16:34
Przed tygodniem władze Parlamentu Europejskiego zdecydowały, że w środę wieczorem na posiedzeniu plenarnym PE odbędzie się debata o prawach kobiet w Polsce. Decyzja zapadła na konferencji przewodniczących frakcji PE. Debata wiąże się z decyzją Sejmu o skierowaniu do dalszych prac obywatelskiego projektu całkowicie zakazującego aborcji w Polsce, a odrzuceniu - również obywatelskiego - projektu liberalizującego ustawę antyaborcyjną.
Z inicjatywą zorganizowania debaty w PE wyszły frakcje Socjalistów i Demokratów (SiD, druga co do wielkości grupa polityczna) i Zjednoczona Lewica Europejska (GUE/NGL) przy wsparciu Zielonych. PiS od początku krytykowało decyzję o debacie. Przeciw jej zorganizowaniu na forum PE wypowiadali się także eurodeputowani PO należący do największej frakcji - Europejskiej Partii Ludowej (chadecy), której szefem w PE jest Manfred Weber.
- Weber pochodzi z bardzo konserwatywnej niemieckiej partii CSU. W czasie konferencji przewodniczących frakcji PE proponował, aby najpierw tematem zajęła się odpowiednia komisja PE (Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych - Libe). Jednak atmosfera na konferencji była taka, że debatę należy przeprowadzić od razu na posiedzeniu plenarnym. Weber się dostosował - opisuje WP Róża Thun. Debata o prawach kobiet w Polsce trafiła zatem do porządku obrad.
Los debaty nie był jednak przesądzony, bo kilka dni później frakcja Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR, do której należy PiS) złożyła wniosek o usunięcie punktu z porządku - tu PO głosowała za pozostawieniem debaty. PE odrzucił wniosek popierany przez PiS.
- Decyzja PE była taka, żeby debata się odbyła i tak też głosowała PO, bo to odpowiada oczekiwaniom obywateli - podkreśla w rozmowie z WP Róża Thun, europosłanka Platformy. Jak dodaje, uzasadnieniem dla takiego głosowania były m.in. prośby od ludzi odwiedzających biura poselskie, a także fala e-maili i wiadomości otrzymywanych w internecie. - My musimy na to reagować - podkreśla Thun. Ponadto PO - zauważa rozmówczyni WP - nie chciała się wyłamywać, więc głosowała tak jak frakcja, do której partia należy.
Dariusz Rosati (PO): - Sam nie głosowałem, bo nie było mnie wtedy w Strasburgu. Na pewno byliśmy przeciw (zdjęciu debaty z porządku obrad - przyp. red.). Nie byliśmy inicjatorami tej debaty, ale jak już wniosek został złożony i PE chciał dyskutować, to powinien mieć takie prawo.
Na stronie internetowej PE nie ma danych, kto jak głosował. - To nie było głosowanie imienne, więc wynik głosowania został oceniony optycznie - wyjaśnia Rosati.
Przed wprowadzeniem debaty do porządku obrad politycy Platformy wypowiadali się przeciwko takiej debacie, ale pozostali europosłowie mają inny ogląd zachowania PO. - Była to dość subtelna gra ze strony EPP i PO, którzy chcieli, aby debata jednak doszła do skutku, ale żeby nie musieli się pod nią podpisywać. "Powinna być, ale nie my bądźmy inicjatorami" - taka jest postawa PO. Zręcznie prowadzą te sprawy, aby wpływać, ale nie dawać twarzy. PO generalnie jest zadowolona, że do debaty dojdzie - mówi europoseł SLD Bogusław Liberadzki, który, jak zaznacza, jest zwolennikiem debaty o prawach kobiet w Polsce.
Europoseł PiS Ryszard Czarnecki (wiceprzewodniczący PE) na sugestię, że PO inspiruje debatę o prawach kobiet, odpowiada: - Skoro zapewniają, że nie zabiegali o tę debatę, to dlaczego miałbym im nie wierzyć? Nic nie wiem o tym, aby ktokolwiek z Polski namawiał do takiej debaty. To nie jest taka sytuacja, jaka była przy okazji poprzedniej dyskusji o Polsce, kiedy inspirowali ją liderzy PO i Nowoczesnej. Wtedy tropy były oczywiste, a teraz ich nie widzę.
Według polityka PiS debata jest raczej reakcją europejskiej lewicy na przegrane wybory w Polsce. - Polska jest jedynym krajem, gdzie lewicy nie ma w parlamencie. Zresztą zanim pojawiły się projekty ustaw antyaborcyjnych w Polsce, to już wiosną były próby przeprowadzenia takiej debaty w PE. A teraz jest kolejna - dodaje Ryszard Czarnecki.
Obecnie pewne już jest, że na forum PE dojdzie do dyskusji. - Ale nie jest to debata przeciwko Polsce, tylko w obronie praw polskich kobiet - mówi Krystyna Łybacka z SLD, która ma zabrać głos w jej trakcie. PE nie będzie jednak przyjmował rezolucji dot. Polski. A według Czarneckiego nie ma nawet żadnej podstawy prawnej do "wtrącania się w wewnętrzne sprawy Polski", a za takie uznaje prawo antyaborcyjne. - Kwestia ochrony życia leży w gestii państw członkowskich - mówi polityk PiS.
Róża Thun podziela pogląd, że PE nie ma kompetencji, a więc możliwości stanowienia prawa w kwestii aborcji, które miałoby obowiązywać w państwach członkowskich. - Ten temat musimy załatwić w Polsce. Debata niczego nie zmienia, ale odzwierciedla nastrój w EU wokół Polski - dodaje. Przewiduje zarazem, że z ramienia Platformy w dyskusji głos zabierze jedna osoba, której przypadną 1-2 minuty.
Jak z kolei mówi Liberadzki, dużą wagę do debaty na pewno przywiąże lewica, która będzie chciała poruszyć kwestie kłopotów ze stosowaniem prawa dot. aborcji, podważania zapisów ustawy z 1993 r. i społeczne reakcje - jak czarne marsze - na procedowanie projektu całkowicie zakazującego przerywania ciąży. W czasie przemówienia najprawdopodobniej padnie też postulat przeprowadzenia w Polsce referendum nt. dopuszczalności aborcji. - Spodziewam się też, że między PO a PiS będzie dochodzić do potyczek, bo to jest już stały element gry - ocenia Liberadzki.
Czarnecki obawia się natomiast, że "w dużej części głosy w debacie będą oderwane od polskiej rzeczywistości", bo posłowie nie są zaznajomieni z sytuacją w Polsce.