Posłowie, tak raz na cztery lata, a prezydent raz na lat pięć, kochają Polaków. Krótka to miłość, ale z ich strony pełna uniesień i słów tyle wzniosłych, co pustych.
Widok prezydenta Andrzeja Dudy w sadzie kwitnących jabłoni zapamiętam na długo. Wydawać by się mogło, że to przyjemne wspomnie. Niestety, jest ono raczej z gatunku przeżyć traumatycznych.
Dylewo koło Grójca kandydat na prezydenta Andrzej Duda odwiedził, żeby zakomunikować wyborcom, że jest sucho. A jak jest sucho, to jest susza. A jak jest susza, to ziemia jest sucha. Kandydat Duda przypominał, że jabłonie mają szczęście, bo mają długie korzenie.
A szczęścia posiadania długich korzeni nie mają za to zboża – tu kandydat pochylił się nad zbożami ozimymi (kilka tygodni za późno) i nad jarymi (parę tygodni za wcześnie).
Wiele bym dał, żeby zobaczyć w tym momencie minę i Andrzeja Dudy (wiadomo, że potrafi być bardzo ekspresyjny), i ministra rolnictwa, Jana Krzysztofa Ardanowskiego, który mógł poczuć się (nie wiem, czy tak było) zakłopotany pustosłowiem kandydata. Niestety, ich twarze były skryte za maskami.
Ale tak w ogóle to żałuję bardzo, że prezydent nie rozwinął myśli o suszy. Mógłby wtedy przypomnieć choćby o roli bobrów, naturalnych fachowców od małej retencji, które nie tak dawno jego zamaskowany towarzysz chciał wystrzelać i zrobić z nich polską viagrę lub kiełbasę.
Oglądałem Andrzeja Dudę w tym sadzie i przypomniałem sobie, że długo nie upominał się o wypłacenie rolnikom odszkodowań za suszę z ubiegłego roku. Przypomniał sobie akurat w czasie pseudo kampanii. Akurat wtedy, gdy chce sam zapuścić korzenie w Pałacu Prezydenckim na kolejną kadencję.
Cóż, w miłości i w czasie kampanii wyborczej - nawet jeśli to pseudo kampania i pseudowybory – wszystkie chwyty są dozwolone. Temperatura musi rosnąć.
Przepraszam Bolesława Leśmiana, że wykorzystam fragment jednego z jego wspaniałych erotyków, tego "W malinowym chruśniaku":
"Duszno było od malin, któreś, szepcząc, rwała/ A szept nasz tylko wówczas nacichał w ich woni/ Gdym wargami wygarniał z podanej mi dłoni/ Owoce, przepojone wonią twego ciała".
Przypomniał mi się on później, gdy po raz kolejny odtwarzałem zaloty Andrzeja Dudy do wyborców. Patrzyłem, słuchałem i szukałem w pamięci jego wystąpień z ostatnich tygodni, które, choć śladowo wskazywałyby, że kandydat ma Polakom coś istotnego do powiedzenia.
Nie znalazłem. Sama propaganda i samouwielbienie, jak wtedy gdy kandydat ogłaszał, że to dzięki jego staraniom przyleciały do nas maseczki z Chin. W normalnych krajach zajmuje się tym jakiś urzędnik i to nie najwyższego szczebla.
Z tego samego gatunku były jego wystąpienia z pierwszych dni po ataku koronawirusa. Sprowadzały się do jednego: „Polacy, myjcie się".
Kandydat Duda nie zawahał się również przed wykorzystaniem w swojej kampanii szefa ministerstwa śmierci, Łukasza Szumowskiego. Ministerstwa śmierci właśnie - ja się nie pomyliłem, ale Szumowski tak i to wielokrotnie. Choćby w sprawie maseczek.
Przekonuje teraz, że maseczki to podstawa. Czekam z niecierpliwością na jego wyliczenia, ilu ludzi nie zaraziłoby się, gdyby nie ogłosił wcześniej, że maseczki przed niczym nie chronią.
Od kilku tygodni słyszymy również od pana ministra profesora, że moglibyśmy robić więcej testów, ale nie robimy. W czym problem, tego oczywiście nie wiemy.
Żeby nie było zbyt poważne, wręcz śmiertelnie poważnie.
Andrzej Duda ma duże poczucie humoru. Znalazł czas, żeby wezwać przywódców Europy do budowania nowego ładu. Pisał tam o coś o humanitaryzmie (pamiętacie nasze humanitarne podejście do uchodźców?) i o ochronie środowiska (pozdrowienia, polscy górnicy!).
Nie zdziwię się, gdy w odpowiedzi dostanie kilkanaście listów: "Prawo, Andrzeju! Jak tam wasza praworządność".
Tak sobie piszę i stwierdzam, że nie udało mi się ukryć niechęci do PiS i kandydata PiS na urząd prezydenta. A co mi tam, tym się zbytnio nie martwię.
W 10-stopniowej skali "Maląg", nowej skali mierzącej bezwstyd, przyznaję sobie zaledwie jedynkę.
Wszak nie ogłaszam, że czarne jest białe, a dzień to noc. Nie mam takiej wyobraźni jak towarzysze z PiS.
Martwi mnie za to "normalność" w ich wydaniu. Oby nie stała się ona na długie lata naszą nienormalnością codzienną.