W końcu wyszło szydło z worka
Tego się premier Belka nie mógł chyba spodziewać. Niewiele brakowało, a jego rząd mógłby upaść obalony głosami własnych posłów - pisze redaktor naczelny "Faktu" Grzegorz Jankowski.
14.10.2004 | aktual.: 14.10.2004 06:37
Podkarpaccy parlamentarzyści SLD zbuntowani przez tamtejszego barona Sojuszu Krzysztofa Martensa zagrozili Belce, że nie poprą jego gabinetu w zbliżającym się głosowaniu nad wotum zaufania. Powodem miało być lekceważenie przez Belkę swojego zaplecza.
Wkrótce się okazało na czym miało polegać to lekceważenie. Nie chodziło bynajmniej o sprawy programowe, o lewicowe idee, które - jak twierdza najbardziej zadziorni eseldowcy - premier zupełnie lekceważy. Nie, nic z tych rzeczy. Bunt szybko wygasł, gdy tylko premier zgodził się na oddanie w ręce zwolenników Martensa kilku stołków w lokalnej administracji - podkreśla autor komentarza.
Część lewicy - i to całkiem spora - uwielbia narzekać na Belkę. Najczęściej podpierając swoje żale argumentami, że Belka "zdradził", że realizuje politykę prezydenta, a nie SLD. Teraz okazuje się na czym miała ta "zdrada" Belki polegać. Sojusz jest wściekły, bo premier zapomniał o "parytecie partyjnym" przy rozdziale stanowisk - stwierdza Grzegorz Jankowski. (PAP)