W kolejce po życie - rocznie umiera w Polsce 100 tys. chorych na nowotwory
Część onkologów uważa, że kolejki do leczenia raka znikną wraz ze zniesieniem limitów finansowych ograniczających liczbę świadczeń medycznych. Inni są przekonani, że po ich zniesieniu będzie jeszcze gorzej. Bo na dodatkowych pieniądzach rozrosną się patologiczne części systemu - czytamy w "Polityce".
Rocznie diagnozuje się około 140–160 tys. nowych zachorowań na nowotwory. 100 tys. chorych umiera. W Polsce rak zbiera większe żniwo niż w starych krajach Unii, mimo że w ciągu ostatnich siedmiu lat pula środków na leczenie onkologiczne wzrosła trzykrotnie. Leczenie raka pochłania około 8 mld zł rocznie. Wydajemy coraz więcej, ale kolejki pacjentów się wydłużyły. Bywa, że od momentu diagnozy do rozpoczęcia kuracji mija nawet rok. Nie wszyscy zdążą zacząć się leczyć.
Służba zdrowia to dziś żyła złota, ponad 60 mld zł do zarobienia. Chętnie się więc w lecznictwo inwestuje. I bardzo dobrze. Ale jednocześnie państwo przymyka oczy na towarzyszące temu procesowi patologie. Powstają swoiste unie personalne łączące publiczne z prywatnym.
W imię konkurencji rynkowej (…) proces leczenia pocięto na pojedyncze procedury, wykonywane przez różnych świadczeniodawców. Prywatne firmy inwestują, gdzie chcą, najchętniej w dużych miastach. Zarobią na kontrakcie z NFZ, ale państwo nie śmie poprosić, aby inwestowali tam, gdzie są najbardziej potrzebni. Np. w regionach, w których chorzy mają najgorszy dostęp do leczenia: w Lubuskiem, na Warmii i Mazurach, Podkarpaciu.
Skutki tego braku polityki zdrowotnej są opłakane. Dla chorych, nie dla świadczeniodawców. W całym kraju są już 163 firmy świadczące chemioterapię ambulatoryjną, z którymi NFZ zawarł kontrakty. Powstają następne. W tych samych regionach. W woj. mazowieckim kontrakty ma 22, na Śląsku 34, ale w lubuskim czy świętokrzyskim nie ma z kim tych kontraktów podpisywać. Fundusz zawarł więc zaledwie po jednej umowie. To są regiony, gdzie chorym na raka leczyć się najtrudniej.
Źródło: Polityka