PolskaW Karpaczu skaczą na bungee, zamiast na nartach

W Karpaczu skaczą na bungee, zamiast na nartach

W Karpaczu niszczeje skocznia Orlinek. Mogą uratować ją mistrzostwa, jeśli się tu odbędą.

16.01.2017 12:45

W Karpaczu uważnie śledzą, co dzieje się w Szczyrku. Coraz mniej prawdopodobne jest, że zdążą tam z przebudową skoczni ma mistrzostwa świata juniorów. Zawody mają się odbyć w lutym 2008 roku, a prace w Szczyrku są w powijakach. Mistrzostwa mogą więc zostać przeniesione do Karpacza. Taka ewentualność jest brana pod uwagę. To mógłby być początek nowego rozdziału w losie zapomnianej skoczni Orlinek. Odżywa ona tylko raz do roku, podczas zawodów w pucharze świata B. Odbywają się w lutym, o ile jest śnieg. W ubiegłym roku go nie było i zawody odwołano. W tym roku planowane są ponownie. Czy się odbędą, zależy od śniegu i pieniędzy. Samorząd Karpacza, który jest właścicielem skoczni, gotowy jest na wysupłanie z budżetu pieniędzy na organizację zawodów pucharu świata w kombinacji norweskiej. Przeznaczył na to około 100 tysięcy złotych. Tyle mają kosztować noclegi i doprowadzenie skoczni do użytku. Gdy tak się stanie, nic nie stoi na przeszkodzie, by tu - zamiast w Szczyrku - odbyły się mistrzostwa świata juniorów.

Orlinek jest przystosowany do zawodów. Przebudowano go sześć lat temu. Kosztowało to 3 mln zł. Skocznia miała służyć zawodnikom miejscowym oraz tym przyjeżdżającym na treningi i zawody. Przez pięć lat władze Karpacza wykładały od 30 do 50 tysięcy złotych rocznie, by obiekt nadawał się do użytku. Rok temu powiedziały "dość" i wydzierżawiły ją na centrum rozrywki. Od roku skocznia na siebie zarabia. Prywatna firma urządziła tam centrum rozrywek ekstremalnych. Atrakcje to m.in. skoki bungee, dwa wahadła i mosty linowe. Firma płaci miastu za dzierżawę ok. 70 tys. zł rocznie. Ma udostępniać skocznię na zawody. Ostatni skok z Orlinka oddano dwa lata temu. Obiekt wymaga pilnej naprawy. Jego drewniane elementy butwieją, nadają się jedynie do wymiany. Z zeskoku zsunęła się ziemia i należy go na nowo wyprofilować. Samorząd Karpacza gotowy jest wysupłać jednorazowo około 30 tysięcy złotych na organizację konkretnych zawodów, ale nie ma mowy o stałym utrzymaniu obiektu. Traktujemy Orlinek jak atrakcję turystyczną przez
cały rok, a nie tylko zimą
- tłumaczy wiceburmistrz Karpacza Ryszard Rzepczyński. Nie widzi jednak szans na całoroczne utrzymanie skoczni, po to by mogli na niej ćwiczyć młodzi sportowcy. Orlinek ma nietypowe wymiary - 70 metrów. To za dużo dla początkujących. Ponadto nie jest gotowy, by z niego skakać- narzeka Wiesław Dygoń, trener skoczków z klubu Śnieżka Karpacz.

Młodzi zawodnicy jeżdżą więc na treningi do Czech i Niemiec. W klubie jest 11 skoczków. Chętnych i zdolnych. Ale Wiesław Dygoń zastanawia się nad likwidacją sekcji. Nikt nas nie dostrzega i pomoc z miasta jest niewielka - uważa trener. Najlepsi uciekają więc do innych miast, gdzie są lepsze warunki. Niedawno obiecujący zawodnik wyjechał do Zakopanego- mówi Dygoń. W lutym 2008 roku w Karpaczu zaplanowano puchar świata w kombinacji norweskiej. To, czy zawody się odbędą, zależy od pieniędzy i pogody. Przygotowanie do pucharu ma kosztować miasto ok. 100 tys. zł. Tyle należy wydać na doprowadzenie skoczni do użytku i na pobyty zawodników. Samorząd gotowy jest wyłożyć takie pieniądze, bo liczy na promocję za pośrednictwem transmisji telewizyjnej. Jacek Włodyga, starosta jeleniogórski, jest zdania, że skoki narciarskie mogłyby się stać dodatkową atrakcją Karpacza pod warunkiem, że znajdą się pieniądze na całoroczne utrzymanie skoczni. Mogłoby się do tego dokładać państwo za pośrednictwem Szkoły Mistrzostwa
Sportowego, w której uczyliby się skoczkowie z Karpacza. Ale najwyraźniej nikt ich nie chce zatrzymać w mieście.

Mariusz Junik

Zobacz także
Komentarze (0)