W 2017 r. Korea Północna chce sfinalizować swój program nuklearny. Kim Dzong Un uważa, że teraz albo nigdy
Wiele wskazuje na to, że w 2017 r. szalone marzenie Kim Dzong Una może zostać zrealizowane. Według zbiegłego z komunistycznego reżimu dyplomaty w przyszłym roku Korea Północna zamierza sfinalizować swój program nuklearny.
Do tej pory Pjongjang przeprowadził pięć prób atomowych - w 2006, 2009, 2013 i dwie w bieżącym roku. Jednak celem, do którego dąży, jest uzyskanie zminiaturyzowanej głowicy jądrowej, którą będzie mógł umieścić na pocisku balistycznym zdolnym dosięgnąć przynajmniej kontynentalnych Stanów Zjednoczonych.
Według Thae Yong Ho, zastępcy ambasadora Korei Północnej w Londynie, który przed kilkoma miesiącami zbiegł do Korei Południowej, Kim Dzong Un chce, by za wszelką cenę dokonać tego w przyszłym roku. Wcześniej dyplomata zapowiadał, że w 2017 r. Pjongjang planuje kolejne dwie próby jądrowe.
Jak ujawnił wiceambasador, cytowany przez południowokoreańską agencję Yonhap, komunistyczny reżim kalkuluje, że rządy w Seulu i Waszyngtonie nie będą w stanie przeszkodzić mu w dokończeniu programu nuklearnego, bo w nadchodzących 12 miesiącach będą zbyt zajęte sprawami wewnętrznymi. Koreę Południową, po skandalu korupcyjnym i impeachmencie prezydent Park Geun Hye, najprawdopodobniej czekają przyspieszone wybory. Z kolei w USA administracja Donalda Trumpa skupi się na przejmowaniu władzy.
Kim Dzong Un najwyraźniej wierzy, że albo teraz, albo nigdy. Osiągnięcie zdolności do nuklearnego uderzenia to kwestia przetrwania jego reżimu. Nie dość, że będzie wtedy nie do ruszenia, to jeszcze otrzyma narzędzie do szantażowania Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników.
Dlatego zdaniem Thae Yong Ho północnokoreańska dyktatura nigdy nie zrezygnuje z atomowych ambicji. - Północ nie odda swojej broni nuklearnej, nawet gdyby zaoferowano jej bilion czy dziesięć bilionów dolarów. To nie jest kwestia pieniędzy - powiedział zbiegły dyplomata.
Jedynym państwem, które mogłoby wpłynąć na Pjongjang, są Chiny, ostatni sojusznik i protektor komunistycznego reżimu. Ale Kim Dzong Un i jego otoczenie wierzą, że reakcja Pekinu będzie powściągliwa z powodu obaw o los reżimu. Jego upadek mógłby doprowadzić do powstania u chińskich granic zjednoczonego państwa koreańskiego, które - tak jak Korea Południowa - będzie sojusznikiem USA. Dlatego w interesie Państwa Środka leży utrzymanie na półwyspie statusu quo.
Zdaniem amerykańskich ekspertów, na których powołuje się stacja CNN, Korea Północna wciąż jednak ma problemy z opracowaniem niezawodnych środków przenoszenia broni nuklearnej, którymi mogłaby pogrozić światu. Dotychczasowe próby pocisków balistycznych dalekiego zasięgu zakończyły się niepowodzeniem. Również jedyny okręt podwodny zdolny do wystrzeliwania rakiet nie stanowi poważnego zagrożenia.
Niemniej Korea Północna - według Thae Yong Ho - nie zaprzestanie dalszych prowokacji, bo wierzy, że kolejne demonstracje siły z jej strony wymuszą na nowych rządach w Seulu i Waszyngtonie politykę ustępstw.