"Na własne życzenie" - to jeden z wielu obrzydliwych komentarzy, które pojawiły się po śmierci Anastazji. - Z psychologicznego punktu widzenia, obwinianie osoby pokrzywdzonej, to może być prymitywny mechanizm obronny odcinania się: ja się zachowuję inaczej, więc mnie to nie spotka - mówi WP Katarzyna Nowakowska.
Anna Śmigulec, dziennikarka Wirtualnej Polski: Prowadzi pani terapię dla osób, które przeżyły traumę i cierpią na zespół stresu pourazowego. Pracuje pani m.in. z ofiarami gwałtów. Kto jest winny gwałtów?
Katarzyna Nowakowska, psychotraumatolożka, Fundacja Feminoteka: Sprawca.
Wydaje się oczywiste. Tymczasem w sprawie Anastazji, która została zgwałcona i zamordowana na wyspie Kos, wylał się potok obrzydliwych komentarzy. Zanim jeszcze znaleziono jej ciało, polscy internauci pisali: "Na własne życzenie", "Miała jednego, wolała pięciu", "Można się załamać. Ilość szmat powala". Nie oszczędzono też jej chłopaka: "Nic, tylko się cieszyć. Koniec przyprawiania rogów". O czym to świadczy?
Zacznijmy od tego, że pani Anastazja nie zrobiła niczego niewłaściwego. Skończyła pracę i po prostu poszła na drinka ze znajomymi. Mnóstwo ludzi, w tym osoby, które wypisują te ohydne bzdury, robią coś podobnego. Po pracy idą ze znajomymi na drinka. To normalna rzecz.
Komentujący przyczepili się do tego, że to właśnie nie byli znajomi, tylko że poszła z jakimiś obcymi. Chociaż z drugiej strony, nie wiemy, czy nie znała ich wcześniej.
No właśnie. A poza tym pani Anastazja wykonywała pracę sezonową. I po to ludzie się podejmują takiej pracy, żeby równocześnie być trochę na wakacjach, w tym poznawać nowych ludzi. A poznajemy ich w rozmaitych okolicznościach. Powtarzam: nie ma w tym nic złego.
I nie zakładamy, że każda nowa osoba nas zgwałci lub zabije.
To podejście i te komentarze są częścią tzw. kultury gwałtu. Króluje w niej myślenie, że męska seksualność to jest jakaś potężna siła natury, z którą wszyscy muszą się liczyć. Tak, jakby to było zjawisko atmosferyczne, którego się nie da kontrolować.
Tornado lub burza piaskowa?
Tak. I od kobiet się oczekuje, że będą się umiały przed tym ochronić.
Tylko że to nie jest żadne zjawisko naturalne. To jest ludzkie zachowanie. A ludzie swoje zachowanie mogą kontrolować, a nawet mają obowiązek je kontrolować. Ta męska seksualność to nie jest coś, co się unosi w powietrzu, przed czym kobiety mają obowiązek się zabezpieczać.
Ale w powszechnym przekonaniu wygląda to tak: kobieta powinna wszystko przewidzieć i przed wszystkim się zabezpieczyć.
Inna sprawa, że pani Anastazja zrobiła różne rzeczy, żeby się zabezpieczyć. Zadzwoniła do swojego chłopaka, mówiąc, że jest pijana. I wysłała mu pinezkę, żeby wiedział, gdzie się znajduje i po nią przyjechał.
No właśnie, postąpiła zgodnie z zaleceniami, jak się chronić przed gwałtem czy przemocą.
Zrobiła wszystko, co się dało zrobić w tej sytuacji. Zabezpieczała się, a jednak obwinia się ją o to, co się wydarzyło. A gwałt to przecież decyzja konkretnego mężczyzny i jego świadome działanie. Mężczyzna, który gwałci -- wie, co robi. Mężczyzna, który współżyje z pijaną kobietą, która nie może wyrazić świadomej zgody na to współżycie, dopuszcza się gwałtu. I tyle.
A jednak w zalewie komentarzy rządzi "victim blaming", czyli obwinianie ofiary. Dodatkowo zdumiewające jest to, że ludzie piszą to pod nazwiskiem a w mediach społecznościowych nawet przy swoim zdjęciu, więc można wejść na ich profil i sprawdzić ich samych.
To są jakieś głosy z otchłani głupoty i nienawiści do kobiet. Zawierają dużo obrzydliwych rzeczy, w tym rasizm oraz podejście, że kobieta, która idzie na drinka ze znajomymi mężczyznami, traci honor, a nawet zdradza swojego partnera. Co to w ogóle jest? Z jakiej zamierzchłej epoki i wizji świata to wypływa?
A pod spodem kryje się przekonanie, że kobieta jest własnością mężczyzny. To są rzeczy, które trudno nawet skomentować w XXI wieku.
Co by pani powiedziała ludziom, którzy piszą takie komentarze?
Zachęcałabym ich do empatii. Niech sobie wyobrażą, że są na miejscu tej kobiety. Ona robiła rzeczy, które oni też wielokrotnie robili. Niech sobie wyobrażą, że idą na drinka z ludźmi poznanymi na wyspie Kos. Jest lato, są wakacje. Upijają się.
Niech sobie wyobrażą, że człowiek, który był wobec nich przyjazny, zaoferował podwózkę, nagle się zmienia: porywa ich, atakuje, wywozi w jakieś nieznane odludne miejsce. Niech się zastanowią, jak by się czuli w takiej sytuacji.
Apeluję również do wyobraźni mężczyzn. Bo w powszechnym przekonaniu gwałt to jest coś, co nie spotka mężczyzny. Ale rzeczywistość mówi co innego: mężczyźni też są gwałceni.
Bo gwałt to zachowanie, które ma niewiele wspólnego z seksem, a bardzo wiele wspólnego z dominacją. Z chęcią upokorzenia drugiej osoby, zniszczenia jej i podporządkowania. Gwałt to przemoc.
W gwałcie seks jest tylko narzędziem. Bo ta sfera seksualna, intymna – jak sama nazwa mówi - jest intymna. Sprawcy wiedzą, że to uderzy w najdelikatniejsze miejsce. Co więcej, gwałt nie ma nic wspólnego z atrakcyjnością osoby krzywdzonej.
Najlepiej pokazuje to wojna w Ukrainie. Rosyjscy żołnierze, przechodząc przez podbijane tereny, gwałcą Ukraińców obojga płci - od dzieci po osoby zaawansowane wiekowo.
Pamiętajmy też, że ludzie są gwałceni nie tylko penisami, ale również różnymi przedmiotami: butelką, trzonkiem młotka, pilotem od telewizora – czymkolwiek, co jest pod ręką.
Więc niech osoby, które piszą te komentarze o pani Anastazji, postawią się w tej sytuacji. Niech sobie wyobrażą, że to im się przydarza ten gwałt - nawet jeśli są mężczyznami.
Jeśli nie wystarcza im wyobraźni, żeby postawić tam samych siebie, niech sobie wyobrażą kogoś, kogo kochają, na kim im zależy.
Można też wziąć pod uwagę, że przecież te komentarze czyta rodzina zmarłej i jej bliscy: mama, tata, partner...
Trudno mi sobie nawet wyobrazić, co teraz przeżywają. Bardzo im współczuję i ogromnie mi przykro, że ich to spotkało. Wydawałoby się, że to nie wymaga jakiejś rozbudowanej empatii, żeby nie atakować ludzi, którzy przeżywają taką tragedię. Żeby się nad nimi po prostu nie znęcać.
Natomiast z psychologicznego punktu widzenia, obwinianie osoby pokrzywdzonej to może być prymitywny mechanizm obronny odcinania się: ja się zachowuję inaczej, więc mnie to nie spotka. To jest tzw. myślenie magiczne.
Mam tu komentarz, który ilustruje dokładnie to, co pani mówi: "Na drinki chodzi się z własnym facetem albo z koleżankami, ale nigdy samotnie. Nikogo nie osądzam, ale sama prowokowała zagrożenie".
"Nikogo nie osądzam", ale osądzam. To jest takie zaklinanie rzeczywistości: jak teraz powiem, że ja to się zachowuję inaczej, wyglądam inaczej, mam innych znajomych itd., to mnie to nie spotka.
To jest próba ochrony siebie w obliczu przerażenia tym, co się stało.
Te osoby wiedzą, że pani Anastazja robiła normalne rzeczy. Więc próbują przekonać same siebie, że im to nie zagraża. Niestety, przykra prawda jest taka, że zagraża.
Bo ok. 80 proc. zgwałceń dokonują osoby, które znamy. Często są to nawet osoby bliskie, tak mówią badania i statystyki. Więc te głosy, że pani Anastazja się narażała, dlatego że poszła z nieznajomymi napić się alkoholu, są po prostu bez sensu z punktu widzenia statystyk.
Dobitnie pokazuje to książka reporterska "Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku uniwersyteckim". Gwałcą tam koledzy ze studiów, z akademika, a nawet partnerzy. Ale niektórym wciąż się wydaje, że gwałciciel to ten, co wyskakuje z krzaków.
Bo trudno nam się skonfrontować ze świadomością, że osoby, które znamy, mogą nam zagrażać. Wtedy nagle świat staje się znacznie mniej bezpieczny, a nawet staje się przerażającym miejscem. Ale takie są fakty.
Powiedziała pani: "Ja się zachowuję inaczej, wyglądam inaczej...". Rzeczywiście, Anastazji zarzucano nawet to, że miała doklejone rzęsy. Oczywiście, w kontekście prowokowania swoim wyglądem. Tu znowu wraca pytanie: "co gwałci?". Krótka spódniczka, wyrazisty makijaż, czy jednak gwałciciel? Organizowano wystawy, a nawet pokazy mody, które prezentowały, co miały na sobie ofiary tuż przed gwałtem: workowatą sukienkę, zwykłe jeansy, luźny T-shirt.
To krytykowanie pokrzywdzonej osoby, że była piękną zadbaną osobą, wyrasta z postrzegania kobiet jako zwierzyny łownej. Rzeczywistość według niektórych osób jest taka, że kobiety cały czas są zagrożone, więc powinny się zachowywać właśnie jak zwierzyna łowna: nie dość, że powinny cały czas być czujne, nie spuszczać z oka swoich drinków, nie chodzić w ciemne miejsca itd., to jeszcze powinny stosować kamuflaż - tak jak zwierzęta, które mogą zostać upolowane. Najlepiej, żeby ich nie było widać. Wtedy ten drapieżnik ich nie zauważy. No litości!
Poza tym wymagania kulturowe wobec kobiet są sprzeczne. Z jednej strony oczekuje się, że kobiety będą piękne i zadbane. Więc na kobiety, które nie spełniają tych standardów, też jest osobny bat.
Na nie sypią się komentarze: "Patykiem bym jej nie dotknął".
Spotykają je różne upokorzenia i trudności. Więc gdyby kobieta chciała się dostosować do tych wszystkich oczekiwań, to oczywiście by nie zdołała, bo one są sprzeczne. Trzeba być piękną i zadbaną, ale też, żeby nikt nas nie dostrzegał.
Więc nie ma sensu nawet próbować się wpisywać w te oczekiwania.
A końcowe oczekiwanie jest takie, że kobiety po prostu zrezygnują z życia.
Zresztą, niestety, są polscy mężczyźni, którzy traktują gwałt jako sposób na spędzenie weekendu. Podają kobietom środki powodujące, że one tracą świadomość i nie są w stanie kontrolować sytuacji, po czym je gwałcą. I co weekend mają nową ofiarę.
A organy ścigania w Polsce bardzo słabo na to reagują. Te gwałty są zgłaszane, ale ci mężczyźni nie są w żaden sposób nadzorowani, ani nie zostają aresztowani. Postępowania trwają w nieskończoność. A my w fundacji czujemy się bezradne. I nikt nie robi z tym porządku.
Dlaczego zjawisko "victim blaming" jest niebezpieczne?
Ponieważ dorastamy w tzw. kulturze gwałtu, która obwinia ofiarę, sprawcy stają się przezroczyści i niewidzialni. Kilkanaście lat temu przeprowadzono badania dotyczące przemocy w ogóle. Badano nagłówki informujące o przypadkach drastycznej przemocy. I kiedy sprawcą przemocy był mężczyzna, informowano, ile było ofiar itd. Ale sprawcy w ogóle nie było w tym nagłówku.
Natomiast, kiedy to kobieta kogoś zabiła, to zawsze wspominano o tym w nagłówku.
Ale tendencją było pomijanie sprawców. "Doszło do przemocy", zamiast "X zastosował przemoc".
Ważne też, że w momencie, kiedy osoba pokrzywdzona jest jedyną osobą, którą widać, którą opisują media, to się na niej koncentrujemy. A ten sprawca znika.
Przecież to dokładnie taki przypadek! O Anastazji wiemy mnóstwo: jak wyglądała, gdzie pracowała, co robiła tego wieczora, a nawet to, że kilka dni wcześniej oparzyła sobie dłoń. A o sprawcy jedyne, co wiemy to "32-latek z Bangladeszu".
I to robi potężną krzywdę ofiarom.
Później bardzo ciężko im dojść do siebie. Bo nie dość, że spotkała je drastyczna przemoc, to jeszcze są obwiniane i spotykają się z odrzuceniem społecznym. Taka kobieta jest osądzana. Osoby, które miała za przyjaciół, odwracają się od niej, zaczynają ją ignorować, traktują jako osobę skalaną, od której lepiej się trzymać z daleka.
Bardzo często też wymiar sprawiedliwości po prostu nie działa, te rozprawy się toczą latami - jeżeli w ogóle do nich dojdzie. Trauma ofiar jest odświeżana, ciężko jest z tym pracować od strony terapeutycznej.
Niestety też wielu sędziów, prokuratorów i biegłych sądowych podziela uprzedzenia wobec kobiet i wyroki w sprawach dotyczących przemocy to odzwierciedlają.
Ale obwinianie ofiar przesuwa granice tego, co postrzegamy bezwiednie jako dopuszczalne? Jak powiedział filozof Wittgenstein: "Granice naszego języka są granicami naszego świata". Przyzwolenie na gwałt zaczyna się na samym dole piramidy gwałtu od takich właśnie komentarzy?
My urodziliśmy się, dorastaliśmy i żyjemy w tej kulturze gwałtu - z jej różnymi uprzedzeniami, przesądami itd. Więc mamy je uwewnętrznione i nawet jeśli się pilnujemy, to czasem one się w nas bezwiednie odzywają. Bo, nie oszukujmy się: nie ma osób całkiem wolnych od uprzedzeń.
Dlatego tak ważne jest, żeby zwracać uwagę na to, co myślimy. Jeżeli rozpoznamy własne uprzedzenia, będziemy mogli nie kierować się nimi w tym, co mówimy i robimy. Żeby się powstrzymywać właśnie przed wypowiadaniem takich rzeczy, jak w przypadku pani Anastazji. Żeby chronić osoby pokrzywdzone. Żeby następne pokolenie miało już mniej tych uprzedzeń, żeby nie nasiąkało tą kultura gwałtu.
To jest jedna rzecz. A druga jest taka, że każdego ten gwałt może spotkać.
Absolutnie tak. Nie ma osób, które są bezpieczne.
Wczoraj tata Anastazji powiedział "Była dobrą dziewczyną, choć lekkomyślną". I zdradził mediom, że oparzyła sobie dłoń i wpadła na głupi pomysł, że zapali skręta. I że chciała go kupić właśnie od tych chłopaków...
Tata pani Anastazji próbuje sobie jakoś wyjaśnić to, co spotkało jego córkę i ja go absolutnie nie krytykuję. Natomiast miliony ludzi na świecie kupują marihuanę - i dlaczego niby miałoby się to wiązać z ryzykiem gwałtu czy śmierci?
Pani Anastazja miała po prostu nieszczęście trafić na takiego człowieka. Ale powtarzam: to się może zdarzyć każdemu. Bo jak sprawca ma ochotę kogoś skrzywdzić, to po prostu skrzywdzi. Jak nie w takich okolicznościach, to w innych.
Zresztą, trudno byłoby żyć w świecie, w którym nikomu nie ufamy. No bo taka byłaby konkluzja, gdybyśmy chcieli wziąć sobie do serca te wszystkie komentarze.
I jak miałoby wyglądać życie takiej osoby, która jest maksymalnie bezpieczna? Powinna z nikim się nie kontaktować i nie wychodzić z domu.
Zważywszy, że 80 proc. sprawców gwałtów to osoby znane ofierze, w domu też nie byłaby bezpieczna...
Poza tym jesteśmy istotami społecznymi i potrzebujemy innych ludzi do życia, potrzebujemy więzi, potrzebujemy otwartości na siebie nawzajem.
A gwałt to jest decyzja i działanie konkretnej osoby. I to ona jest odpowiedzialna za to, co zrobiła. Więc, no naprawdę, skoncentrujmy się na sprawcach.
Anna Śmigulec, dziennikarka Wirtualnej Polski