Uwolnione wolontariuszki są już w Rzymie
Wolontariuszki Simona Pari i Simona Torretta,
uwolnione we wtorek po południu przez porywaczy w Iraku, późnym
wieczorem przyleciały do Rzymu. Natychmiast po powitaniu pojechały
do prokuratury, by złożyć pierwsze zeznania w sprawie swego
uprowadzenia.
Specjalny samolot z wolontariuszkami oraz szefem włoskiego Czerwonego Krzyża Maurizo Scellim, któremu zostały one przekazane przez porywaczy w pobliżu jednego z meczetów w Bagdadzie, wylądował na rzymskim lotnisku Ciampino o godzinie 23.15.
Na pracownice organizacji pozarządowej czekali rodzice oraz przedstawiciele włoskich władz z szefem rządu Silvio Berlusconim i wicepremierem Gianfranco Finim.
Zmęczone, ale w dobrej formie, uśmiechnięte i szczęśliwe, ubrane w długie jasne suknie, zamieniły tylko kilka słow z dziennikarzami.
Na pytanie: Jak było?, odkrzyknęły: Dobrze. Pytane zaś o to, jak były traktowane przez porywaczy, powiedziały, że dobrze, z wielkim szacunkiem.
Następnie wsiadły do helikoptera, którym polecialy do prokuratury na pierwsze przesłuchanie. Rzymscy prokuratorzy pierwsi poznają szczegóły trzech tygodni niewoli Pari i Torretty.
Godzinę przed przylotem byłych zakładniczek z tego samego lotniska Ciampino odleciał do Ammanu po całodniowej wizycie w Rzymie i rozmowach z prezydentem oraz premierem Włoch, król Jordanii Abdullah.
Monarcha w poniedziałkowym wywiadzie dla dziennika "Corriere della Sera" zapowiedział, że być może właśnie podczas swej wizyty w Wiecznym Mieście będzie mógł przekazać pomyślne informacje na temat wolontariuszek. I tak się stało.
Sylwia Wysocka