"Utrata świadomości sytuacyjnej". Jest raport komisji ws. incydentu z prezydentem Dudą na lotnisku w Zielonej Górze
"Piloci działali w sytuacji stresu wieloprzyczynowego, co spowodowało wystąpienie zjawiska "widzenia/myślenia tunelowego", a w jego następstwie utratę świadomości sytuacyjnej" - to jeden z wniosków Państwowej Komisji Badań Wypadków Lotniczych, która ujawniła raport dotyczący nieprawidłowości przy wylocie samolotu z prezydentem Andrzejem Dudą latem 2020 roku.
Do incydentu na lotnisku w Zielonej Górze doszło w kluczowym momencie kampanii przed wyborami prezydenckimi w 2020 roku. W czwartek 2 lipca, 10 dni przed drugą turą, Andrzej Duda, walcząc o reelekcję, spotkał się z mieszkańcami woj. lubuskiego.
Spotkanie się przedłużyło, więc kolumna z prezydentem dotarła na lotnisko spóźniona, co w konsekwencji spowodowało, że doszło do niebezpiecznego incydentu. Samolot z Andrzejem Dudą przez cztery minuty leciał bez formalnej kontroli z ziemi, w przestrzeni dostępnej dla każdego statku powietrznego.
"Wieżyczko, jak to czasowo jest, bo tu z tyłu nas pytają najważniejsi"
Według pierwotnych planów, samolot z Andrzejem Dudą miał wylecieć o 21. Na teren portu lotniczego kolumna samochodów wjechała dopiero o godz. 21.48. Do lotu pasażerowie gotowi byli o 21.55, jednak załoga Embraera 175 dostała komunikat, że o godz. 22 lotnisko zostanie zamknięte, a pracę o tej porze kończy kontroler lotów. Samolot jednak odleciał po godz. 22.
Sprawę jako pierwsi opisali dziennikarze "Wyborczej" i TVN 24. Dziennikarze ujawnili, że kontroler, mimo zakończenia pracy po godz. 22, nadal próbował pomagać załodze samolotu. Poinformował kapitana, że są załatwiane procedury związane z wydłużeniem pracy portu lotniczego. "Tak więc poczekajcie jeszcze 2-3 minutki i będzie możliwość kołowania. To jest informacja od dyżurnego portu" - mówił do kapitana.
Kapitan, kobieta z dwuletnim doświadczeniem na tym stanowisku, informowała o naciskach: "Wieżyczko, jak to czasowo jest, bo tu z tyłu nas pytają najważniejsi pasażerowie, co się dzieje".
Załoga: Gdyby kontroler nie odezwał się po godz. 22, to nie wykonalibyśmy startu
Okoliczności lotu zbadała Państwowa Komisja Badań Wypadków Lotniczych. Eksperci wymieniają szereg nieprawidłowości. Wskazują, że przed lotem młodszy dyspozytor nie przekazał załodze informacji o godzinach pracy kontrolera lotniska, czyli do godz. 22. (według oświadczenia operatora, nie miał takiego obowiązku, bo lot był planowany w godzinach pracy lotniska).
Biorąc pod uwagę spóźnienie kolumny z prezydentem, wylot w tym czasie był wręcz niemożliwy. Raport potwierdza, że kontroler lotu informację o przybyciu kolumny z pasażerami otrzymał o godz. 21.48. Był świadomy, że zbliża się koniec czasu jego pracy, a tym samym funkcjonowania lotniska. Bazując na swoim doświadczeniu, zdawał sobie sprawę, że 12 minut to niewystarczający czas na wejście pasażerów na pokład, zakończenie przygotowań załogi do lotu, kołowanie i start.
O godz. 21.55 kontroler otrzymał od załogi samolotu pytanie o zgodę na zezwolenie na lot do Warszawy. Ten wydał zezwolenie oraz przekazał informację o zakończeniu służby kontroli ruchu lotniczego w ciągu 3 minut. Dwie minuty później załoga poprosiła o uruchomienie silników. Kontroler wydał zgodę na uruchomienie oraz ponownie poinformował, że służba kontroli ruchu lotniczego zakończy się o pełnej godzinie. Raport komisji wskazuje, że kontroler wyrażał zgody, ale jednocześnie miał świadomość, że załoga nie zdąży wystartować przed godziną 22. Pomimo zakończenia dyżuru kontroler zobowiązał się do pozostania na stanowisku pracy i obserwowania rozwoju sytuacji.
O godz. 21:58:23, gdy kontroler informował o zbliżającym się zakończeniu przez niego pracy, 57-letni kapitan-instruktor, siedzący obok 30-letniej kapitan samolotu, odpowiedział: "Dwie minutki nam wystarczą. Już jedziemy za chwilę".
Według komisji, załoga tym zdaniem udowodniła brak świadomości, że początkowa faza lotu odbędzie się w przestrzeni klasy G, tzn. bez kontroli zapewnianej przez Polską Agencję Żeglugi Powietrznej, bez zapewnionej separacji od innych statków powietrznych. Aby wykonać cały lot w przestrzeni powietrznej kontrolowanej, należało rozpocząć kołowanie nie później niż o godz. 21:54. Przypomnijmy, takie działanie było niemożliwe z powodu opóźnionego przybycia pasażerów.
Zdaniem Komisji działania kontrolera po godz. 22 były prowadzone w przekonaniu, że było to niezbędne dla zapewnienia bezpieczeństwa operacji lotniczej, którą załoga kontynuowała. Załoga oświadczyła z kolei, że gdyby kontroler nie odezwał się po godz. 22, to w "ciszy radiowej" na pewno nie wykonałaby startu.
Komisja wskazuje, że osoby odpowiedzialne za przelot prezydenckiego samolotu zmierzyły się z tzw. "zjawiskiem tunelowym" lub "widzeniem/myśleniem tunelowym". Zjawisko to jest powszechnie znane w psychologii lotniczej. Charakteryzuje się tym, że stres może doprowadzić do tego, że osoby wykonujące swoje zadanie koncentrują się tylko na jednym wyznaczonym celu, nie zwracając uwagi na inne bodźce, które pojawiają się dookoła.
Były naciski na załogę?
Komisja odniosła się również do sprawy ewentualnych nacisków pasażerów na załogę samolotu. Po godz. 22 w rozmowie z kontrolerem padły słowa dowódcy samolotu: "Jak to czasowo jest, bo tu z tyłu nas pytają najważniejsi pasażerowie co się dzieje" oraz "z tyłu nas też naciskają". Komisja podaje, że nie posiada informacji, by doszło do jakiegokolwiek bezpośredniego kontaktu pomiędzy pasażerami a pilotami. Jedyną informacją, jaka od pasażerów mogła dotrzeć do pilotów, było standardowe pytanie zadane przez szefową pokładu o spodziewany czas odlotu, aby mogła przekazać tę informację w zapowiedzi pokładowej.
W kwietniu 2021 roku naciskom zaprzeczał prezydent Andrzej Duda: - Nie wiedziałem o tym, że naruszamy zasady. Nie miałem takiej świadomości. Pamiętam, że stamtąd odlatywaliśmy, ale nikt nie pytał mnie o to: czy lecieć, czy nie lecieć - komentował na antenie Polsat News. - Myśmy po prostu siedzieli i samolot odleciał - podkreślił prezydent.
Słowa padły po ujawnieniu przez Wirtualna Polskę informacji, jak incydent w Zielonej Górze próbowali zatuszować urzędnicy, władze LOT-u, szef agencji odpowiedzialnej za bezpieczeństwo lotów, doradca prezydenta Dudy oraz dwóch wiceministrów. Osoby te stworzyły nieformalną grupę GREENBERG w jednym z popularnych komunikatorów.
Dziennikarz Szymon Jadczak dotarł do stenogramów rozmów, z których wynika, że prezydent lub ktoś z bliskiego otoczenia głowy państwa naciskał na pilotów samolotu linii LOT, aby wystartować pomimo tego, że lotnisko w Zielonej Górze było już po godzinach funkcjonowania.
Doradca zarządu PLL LOT Aleksander Kobecki stwierdzał np.: "Nie jest problemem to, jakiej kategorii normy zostały naruszone. Problemem jest to, że z dokumentów wynika, że jakiekolwiek normy zostały naruszone pod wpływem nacisków. Zatem to, czy naruszono wewnętrzną procedurę czy przepisy prawa jest bez znaczenia z punktu widzenia publicystyki, do której media chcą ten materiał wykorzystać".