Ustawa o IPN. Po awanturze z Izraelem czas na Ukrainę
Społeczne oburzenie, uchwała parlamentu, krytyka prezydenta i paraliż w badaniach nad historią zbrodni wołyńskiej. Wszystko z powodu ustawy, której zapisy są głównie symboliczne. Tak wygląda dotychczasowy bilans ustawy o IPN w stosunkach z Ukrainą. - To bubel prawny - mówi WP ekspert.
07.02.2018 | aktual.: 07.02.2018 14:50
Podczas gdy dyplomatyczna zawierucha z Izraelem wywołana ustawą o IPN zamiera, na czoło wysuwa się kolejny kryzys dyplomatyczny - z Ukrainą. W środę pojawił się kolejny efekt uchwalenia prawa. Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej wstrzymał pracę Forum Polsko-Ukraińskich Historyków. Szef Instytutu Wołodymyr Wiatrowycz stwierdził, że spotkania grupy prominentnych badaczy zajmujących się m.in. dyskusją o zbrodni wołyńskiej mogą odbywać się jedynie na Ukrainie, bo w Polsce ukraińscy historycy będą narażeni na sankcje wprowadzone przez nową ustawę. Tymczasem na Ukrainie, jak zaznaczył z przekorą, panuje wolność słowa i nie ma "politycznego dyktatu wobec historii".
- Forum to grupa dwunastu historyków z polskiego i ukraińskiego IPN, która spotykała się co pół roku - raz w Polsce, raz na Ukrainie - by rozwiązać problem Wołynia. Oświadczenie Wiatrowycza de facto wstrzymuje prace grupy do czasu, kiedy ustawa o IPN nie zostanie zmieniona - mówi WP dr Łukasz Adamski, historyk i wiceprzewodniczący Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia. - Tu w Polsce wszyscy zwracaliśmy dotąd uwagę na reakcję Izraela, tymczasem negatywne konsekwencje dotyczą i będą dotyczyć takze relacji z Ukrainą - dodaje.
Akcja eskalacja
Oświadczenie ukraińskiego IPN to już kolejny krok dyplomatyczny Ukrainy w narastającym kryzysie. Wcześniej polską ustawę skrytykowali niemal wszyscy najważniejsi urzędnicy. Prezydent Petro Poroszenko uznał, że jest "nie do przyjęcia". Szef MSZ Pawło Klimkin napisał, że "prawda historyczna nie ma granic narodowych i nie jest wyznaczana ustawami". Ukraiński parlament przyjął zaś uchwałę potępiającą nowe prawo, uznając, że stoi "w sprzeczności z duchem strategicznego partnerstwa" i przypomina o konieczności chrześcijańskiego przebaczenia, do którego wzywał Jan Paweł II.
Sprawa była szeroko komentowana w ukraińskich mediach i wzbudziła duże zamieszanie wśród Ukraińców. Przeciwko ustawie protestowali pod ambasadą RP w Kijowie ukraińscy narodowcy, ale sprawa zainteresowała ludzi spoza skrajnych środowisk.
- Wpływ na ludzi jest ogromny. Do mnie dzwonią znajomi z zapadłych wiosek zapomnianych przez Boga i ludzi, którzy zazwyczaj nie są na bieżąco z polityką. Dzwonią i pytają co się stało. A na moim Facebooku widzę, że każda możliwa osoba, która tylko nie jest analfabetą poczuła się zobowiązana do wypowiedzi. Gdzie nie spojrzeć, sami specjaliści od Lachów! - mówi WP Monika, Polka mieszkająca w Kijowie.
Jak zauważa z kolei Dariusz Materniak, redaktor naczelny Portalu Polsko-Ukraińskiego polukr.net, informacje docierające do Ukraińców o ustawie nie zawsze odpowiadają prawdzie.
- Na Ukrainie przedstawia się ją jako "ustawa zakazująca banderyzmu", o czym w ustawie nie ma przecież ani słowa. Po stronie ukraińskiej jest totalne niezrozumienie, co oczywiście niczego nie usprawiedliwia po stronie polskiej. Także tego, że nie bardzo sobie chyba ktokolwiek zadał trud aby wytłumaczyć o co chodzi - reakcja ukraińska pozostała na marginesie tej burzy w relacjach z Izraelem - mówi WP dziennikarz.
Symboliczny bubel prawny
Ale przepisy, które faktycznie znalazły się w ustawie, również budzą wątpliwości po obu stronach granicy. Na wniosek posłów Kukiz'15 do katalogu zbrodni, których zaprzeczanie lub umniejszanie grozi kara do 3 lat więzienia, dopisano "czyny popełnione przez ukraińskich nacjonalistów w latach 1925-1950, polegające na stosowaniu przemocy, terroru lub innych form naruszania praw człowieka wobec jednostek lub grup ludności, a w szczególności wobec ludności polskiej".
Według dr. Adamskiego, wprowadzenie tego przepisu nie ma praktycznego sensu, bo obecnie obowiązująca ustawa już wcześniej dawała IPN-owi kompetencje w ściganiu i badań zbrodni wojennych, zbrodni przeciwko ludzkości i ludobójstwa. Zbrodnie ukraińskich nacjonalistów wpisują się w ten katalog, więc poprawka posłów Kukiz'15 miała charakter głównie symboliczny. Jak tłumaczył w Sejmie autor poprawki poseł Tomasza Rzymkowski, miała ona dać "pozytywny impuls, aby IPN w większej mierze pochylił się nad tym zagadnieniem".
- Zawsze uważałem, że rzeź wołyńska była ludobójstwem i należy tym się zajmować. Ale te przepisy w tym nie pomagają, wywołują tylko niepotrzebne emocje - mówi Adamski.
Zdaniem historyka, emocje może budzić cały szereg rzeczy zawartych w ustawie. Chodzi m.in. o użycie terminu "Małopolska Wschodnia" wobec ziem dzisiejszej zachodniej Ukrainy. Jak tłumaczy Adamski, było to sztuczne i ahistoryczne określenie, którego użycie dzisiaj może tylko drażnić. Część ukraińskich polityków chciało nawet, by z tego powodu uznać ustawę za zgłoszenie pretensji terytorialnych wobec Ukrainy.
- Ukraińcy to odczuwają tak, jakbyśmy my w Polsce odczuwali rosyjski akt prawny mówiący o "Kraju Nadwiślańskim". To bardzo duży nierozsądek - kwituje Adamski.
Kiedy mordowali Ukraińcy
Inny problem to wymieniona w ustawie cezura czasowa dla ukraińskich zbrodni, 1925-1950.
"Jeśli chodziło o kwestię podkreślenia i potępienia zbrodni wołyńskiej (1943- 1944/1945) to dlaczego ustawodawca rozszerza zakres na 25 lat i zestawia to ze 'stosowaniem przemocy' czy 'naruszaniem praw człowieka' czyli np. napad na pocztę w okresie II RP?" - napisał na Twitterze były wiceszef MSZ Paweł Kowal.
- Warto wziąć książki i trochę poczytać. Nie jest prawdą, że Wołyń miał miejsce tylko za czasów niemieckiej okupacji, ale też przed i po. Były trzy fale nacjonalizmu i trwały aż do 1950 roku. W ustawie jest mowa nie tylko o ludobójstwie, ale zbrodniach ukraińskich nacjonalistów w ogóle - odpowiada WP Marek Jakubiak, poseł Kukiz'15.
Ale nie rozwiewa to wątpliwości krytyków.
- Dla mnie jest to absolutnie niezrozumiałe i dowodzi tezy Jana Olszewskiego, że ta ustawa to bubel prawny. Przed wojną państwo polskie sprawowało efektywną kontrolę nad województwami, gdzie działali ukraińscy nacjonaliści i z powodzeniem ścigali ich zbrodnie. Dość powiedzieć, że skazany za nie został sam Stepan Bandera. Po wojnie rzeczywiście również dochodziło do mordów, ale wtedy na obszarze Polski, a polskie i ukraińskie podziemie mordowało się wzajemnie. PRL również zresztą to ścigał - mówi Adamski. Jak dodaje, zgodnie z literą nowego prawa, karze powinni podlegać także ci, którzy zaprzeczają zbrodniczości akcji "Wisła".
- Należy mówić o ludobójstwie i prowadzić dialog z Ukraińcami. Ale do tego trzeba choćby minimalnych zdolności do zrozumienia drugiej strony, kompetencji dyplomatycznych i zrozumienia, że normy prawne nie wyznaczają historii. Najlepiej dla niej jest, kiedy nie miesza się do niej przepisów karnych. Wszelkie przykłady, gdzie takie prawo już funkcjonuje - z Francji, Izraela, Rosji - pokazują, że prowadzi to tylko do napięć i przynosi to znacznie więcej szkód, niż pożytku.