USA znosi zakaz udziału kobiet w misjach bojowych
Sekretarz obrony USA Leon Panetta postanowił znieść zakaz udziału kobiet w walkach na froncie - poinformowały w środę wieczorem amerykańskie media. Szacuje się, że decyzja Panetty otwiera kobietom dostęp do około 200 tys. stanowisk - głównie w armii i piechocie morskiej.
Dzięki zniesieniu zakazu kobiety będą mogły brać udział w patrolach bojowych. Niewykluczone, że będą one mogły także wchodzić w skład elitarnych jednostek do zadań specjalnych takich jak Navy SEAL (komandosi marynarki wojennej). Jednak będą musiały spełniać normy wytrzymałościowe, co może uniemożliwić im udział w zadaniach, w których wymagana jest ogromna sprawność fizyczna.
Decyzja Panetty, której formalne ogłoszenie spodziewane jest później, znosi ustanowiony w 1994 roku zakaz udziału kobiet w jednostkach frontowych. Wcześniej komisja powołana przez Kongres USA zaleciła zniesienie tego zakazu, argumentując, że hamuje proces awansu kobiet w wojsku.
Media donoszą, że decyzja Panetty otwiera kobietom dostęp do około 200 tys. stanowisk, głównie w armii i piechocie morskiej. Siły zbrojne mają do maja br. przygotować plan otwarcia wszystkich jednostek wojskowych dla kobiet a do końca 2015 roku plan ma być wdrożony. Jeśli wojsko będzie chciało utrzymać jednostki takie jak Navy SEALS czy Green Berets (Zielone Berety - ich odpowiednik w armii lądowej) niedostępne dla kobiet, to będzie musiało uzasadnić taką decyzję sekretarzowi obrony.
Obecnie kobiety stanowią 16 proc. kadry oficerskiej w armii amerykańskiej. W działaniach bojowych w Iraku i Afganistanie zginęło już 130 kobiet, a ponad 800 zostało rannych.
W komentarzach podkreśla się symboliczne znaczenie decyzji. Panetta podejmuje ją na kilka tygodni przed formalnym opuszczeniem stanowiska i w niecały rok po zniesieniu zasady "Don't Ask, Don't Tell" nakazującej homoseksualistom milczeć na temat swej orientacji seksualnej pod groźbą kary wydalenia z armii.
Według grudniowego badania Pew Research Center, liczba kobiet w siłach zbrojnych drastycznie wzrosła po 1973, kiedy zniesiono obowiązkowy pobór do wojska, z 42 tys. do 147 tys. w 2010 roku. Obecnie kobiety stanowią 14 proc. wszystkich wcielonych do armii amerykańskiej (wzrost z 4 proc.) oraz 16 procent kadry oficerskiej (wzrost z 4 proc.). Aż 30 proc. z nich zajmuje jednak stanowiska w administracji a 15 w służbach medycznych. Tylko około 30 proc. kobiet w armii służyło z kimś kto zginął na służbie.
Tymczasem Korpus Piechoty Morskiej (Marines) otworzył niedawno szkołę oficerską dla kobiet. Jednak pierwsze dwie panie, które się zgłosiły odpadły.
Zdaniem kobiet-żołnierzy
Kobiety-żołnierze, jak wynika z badań Pew Research Center, wstępują do armii z tych samych powodów co mężczyźni - by służyć krajowi, podnieść swój poziom wykształcenia, zobaczyć inne kraje. Częściej niż mężczyźni przyznają się jednak, że wstąpiły do armii, bo trudno było im znaleźć inną pracę.
- Wszyscy bierzemy udział w tej samej walce, robimy to samo - powiedziała w telewizji CBS Dawn Halfaker, która dowodziła plutonem Żandarmerii Wojskowej w Iraku, walczyła jako żołnierz piechoty i została ranna. Najlepszym strzelcem w jej plutonie była inna kobieta - Victoria Rivers, której zaoferowano przejście do jednostek specjalnych. Rivers przyznała jednak, że pewne działania bojowe mogą być dla kobiet zbyt wyczerpujące fizycznie. - Są zadania, którym kobiety fizycznie nie sprostają, bo nie mają do tego odpowiedniej siły - powiedziała Rivers.
Co ciekawe, kobiety w armii znacznie bardziej krytycznie niż mężczyźni oceniają wojny w Iraku i Afganistanie. 63 proc. kobiet w mundurach twierdzi, że wojna w Iraku nie była warta walki a 53 proc. mówi to samo o wojnie w Afganistanie. Taką opinię podziela odpowiednio 47 i 39 proc. mężczyzn wojskowych.