ŚwiatUSA: Polka-kapo z INS

USA: Polka-kapo z INS

20.01.2002 12:46, aktualizacja: 22.06.2002 14:29



Nowojorski dział "Super Expressu" pisze, że po publikacji o Bożenie Opławskiej, zatrzymanej przez Urząd Imigracyjny (INS) na lotnisku i trzymanej w nieludzkich warunkach rozdzwoniły się w redakcji telefony. Jak się okazało urzędnicy nie po raz pierwszy znęcali się nad naszymi rodakami. Ludzie zapamiętali szczególnie postać Polki-tłumaczki, która tam pracuje.

Bożena Opławska przyleciała do USA odwiedzić swoją rodzinę, w poniedziałek, 14 stycznia. Została zatrzymana na lotnisku przez INS, skuto jej ręce i nogi kajdankami połączonymi ze sobą łańcuchem i przetrzymywano przez całą noc w areszcie. Gdy tylko "Super Express" się o tym dowiedział reporter zadzwonił na lotnisko. Był wtorek godz. 20. 35 Urzędnik imigracyjny poinformował go, że Polka nie ma już na sobie kajdan i jest w samolocie. W rzeczywistości samolot do Polski był podstawiony dopiero dwie godziny później. - Był to lot nr 027, o godzinie 22.40 - potwierdziła Izabella Ginter z biura LOT-u w Nowym Jorku. Opławską wprowadzono do samolotu na samym końcu. Zdjęto jej kajdany, dopiero na schodach, tuż przed wejściem do maszyny. Kobieta jest w tej chwili w głębokiej depresji i bierze silne leki na uspokojenie i sen. Stara się zapomnieć o tym co przeszła, nie może jednak wyrzucić z pamięci jednej postaci. Polki, otyłej tlenionej blondynki z długimi włosami, która śmiała jej się w twarz.

Ta sama urzędniczka

- Poszłam do sklepu po chleb. Gdy nagle zobaczyłam okładkę "Super Expressu" o deportowanej w kajdanach. Poczułam jak przechodzą mnie ciarki po plecach - zaczyna opowieść Barbara Z. ociemniała rencistka (gdy ją zatrzymano miała -16 dioptrii, widziała tylko cienie wokół siebie, teraz jest po operacji, wzrok trochę się poprawił) nie znająca angielskiego. Została zatrzymana na lotnisku JFK 14 grudnia ubiegłego roku.

- Skuto mnie tak samo jak tamtą kobietę - opowiada nie kryjąc łez. To była moja trzecia podróż do USA. Leciałam do córki, która jest od kilku lat amerykańską obywatelką. Za każdym razem mój pobyt nie trwał dłużej niż 6 tygodni.

Polka, pracownica INS, ta sama na którą natknęła się Bożena Opławska wykazywała się szczególną gorliwością.

- Gdy siedziałam w celi to już wtedy zaglądała tam przez okienko i śmiała się. Żaden z pozostałych urzędników tego nie robił. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to Polka - opowiada Barbara Z. - Szybko jednak się o tym dowiedziałam. Drzwi się otworzyły i usłyszałam, po polsku, "pod ścianę, nogi rozstawić szeroko, ręce oprzeć o ścianę", i poczułam jak zakładają mi jakiś pas. Co to, co to, ja nie wiedziałam co ona ze mną robi - opowiada szlochając Barbara.

To twój problem

- Moja córka urodziła 30 maja córeczkę. Moją jedyną wnuczkę - cieszy się Barbara. - To było w czasie mojej drugiej wizyty w Stanach. Pomagałam wtedy córce, ale musiałam wrócić do Polski. Mam tam biznes, którego muszę pilnować. Jestem osobą zamożną, ja nie muszę tutaj pracować, to ja tutaj przywożę pieniądze - tłumaczy.

To właśnie powtarzała tamtej Polce z INS.

- Ale ona nie chciała mnie słuchać. Tylko śmiała mi się w twarz i krzyczała, "do pracy przyjechałaś".

Barbara prosiła ze łzami w oczach o szklankę wody, tłumacząc, że musi co 6 godzin brać antybiotyki, wyjęła lekarstwo z torebki, pokazywała polskie napisy. Gdy pokazała swoją legitymację Polskiego Związku Ociemniałych Polka, urzędniczka INS wzruszyła tylko ramionami - "To twój problem."

-_ Ona cały czas tak powtarzała, a tego co mówiłam w ogóle nie tłumaczyła na angielski_ - relacjonuje Barbara. - Jestem pewna, że gdyby zachowywała się inaczej i naprawdę pomagała tłumaczyć, to po kilku godzinach by mnie wypuszczono.

Najgorsza była bezsilność
Barbarę Z. wypuszczono, ale dopiero następnego dnia. Pozwolono jej przekroczyć granicę. Dzięki córce, która zaczęła wydzwaniać gdzie się dało i zagroziła, że wytoczy INS proces ponieważ jej matka ma wszystkie dokumenty w porządku i jest przetrzymywana bezprawnie. Na koniec obie usłyszały tylko zdawkowe przepraszamy i żadnych wyjaśnień.

- Najgorsza była ta bezsilność, jak ta Polka ze mnie kpiła, a ja nic nie mogłam zrobić - łamiącym głosem mówi Barbara - Ona zachowywała się jak kapo z obozu koncentracyjnego.

Na prośbę poszkodowanej, jej imię i inicjał nazwiska zostały zmienione.

Michał Wichowski (pr)

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także