USA (Floryda) - Polonia na korcie
Wygląda na to, że florydzka Sarasota stanie się Mekką polonijnych tenisistów. Początek w każdym razie został zrobiony. 64 przedstawicieli Polonii (w tym 12 kobiet) z Ameryki Północnej i Europy, i co najmniej drugie tyle osób towarzyszących i sponsorów opanowało w drugim tygodniu stycznia tutejszy Longwood Athletic Club.
12.01.2001 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Trwający od poniedziałku I Światowy Polonijny Turniej Tenisowy w Sarasocie wkroczył w decydującą fazę. Tenisiści przyjechali z rożnych stron USA. Najliczniej z Nowego Jorku i Connecticut. Są także tubylcy. Sześć osób dotarło z Niemiec, pięć z Kanady, dwie z Anglii. Silna grupa pod wezwaniem zameldowała się z Polski, aczkolwiek bez wcześniej zapowiadanych VIP-ów. Nawalili tylko Szwedzi i Duńczycy. Ale - jak podkreśla jeden z pomysłodawców i głównych organizatorów imprezy Artur Bobko z Nowego Jorku - liczba uczestników (i sponsorów) przerosła i tak wyobrażenie.
Największą furorę robi najstarszy uczestnik turnieju, 80-letni (urodził się 1 stycznia 1921 roku) Eugeniusz Czerepaniak z Sanoka, startujący w kategorii wiekowej 60-70 lat, bo w swojej nie miał konkurencji. Pan Eugeniusz, wciąż czynny trener w rodzinnym Sanoku (jest instruktorem tenisa, tenisa stołowego i łyżwiarstwa figurowego), radzi sobie znakomicie. Wygrał dwa pierwsze pojedynki, przed nim trzy następne.
Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie Artur Bobko. To mój wychowanek. Jeden z najzdolniejszych, o ile nie najzdolniejszy. Był swego czasu mistrzem okręgu karpackiego. To dzięki niemu jesteśmy tutaj razem z 22-letnim wnukiem. Gra w tenisa wciąż sprawia mi frajdę. W ubiegłym roku wygrałem w swojej kategorii wiekowej cztery najważniejsze imprezy w Polsce. W międzynarodowym rankingu zajmuję 20. miejsce na 180 sklasyfikowanych. Mało tego - moje akcje idą w górę. W tym roku zdążyłem już pokonać na turnieju w Kaposvar na Węgrzech drugą rakietę świata, oczywiście z mojej półki, Miszę Stachowicza z Austrii, byłego zawodnika daviscupowego tego kraju
Artur Bobko, ktory trafił do USA w 1991 roku po skończeniu WSP w Rzeszowie, po dwóch latach dorobił się trenerskich papierów, a następnie klubu tenisowego w Riverdale w stanie Nowy Jork, nie chce być gorszy od swojego nauczyciela. W rywalizacji w kategorii open jest już w ćwierćfinale. Gdy nie gra wraz z Andrzejem Skorą z Florydy i żoną, trzyma organizacyjne lejce.
Zawodnicy i sponsorzy, w tym "Nowy Dziennik", potraktowali poważnie naszą imprezę. Po cichu liczyłem na 40-45 uczestników, wystartowało 64 w kategoriach open, do 40, 50, 60 i 70 lat. Dopisali sponsorzy. Zwłaszcza medialni, ale nie tylko. M.in. LOT ufundował bilet lotniczy dla zwycięzcy turnieju open. Są nagrody pieniężne i rzeczowe. Dlaczego akurat w Sarasocie? Bo tenis lubi ciepło i ciepłą oprawę. Poza tym tu są warunki i ludzie dobrej woli. W środę gościł nas w swoim wspaniałym domu nad zatoka Krzysztof Knop, w poniedziałek wieczorek zapoznawczy urządził Andrzej Missona. We wtorek graliśmy w kręgle, a w czwartek, kto chciał, w golfa. Oczywiście "po godzinach", bo od 11 do 18 trwa rywalizacja na kortach.
Turniej wkroczył w decydującą fazę. Faworyci - Maciej "Magic" Lincer i Tomasz Kurczewski z Connecticut oraz Artur Bobko z Nowego Jorku - gromią kolejnych rywali.
(Jerzy Gieruszczak - Nowy Dziennik)