USA: Biały Dom i Air Force One celami zamachów
Biały Dom potwierdził w środę, że siedziba prezydenta USA i jego samolot Air Force One miały być celami wtorkowych ataków terrorystycznych i były zagrożone. Wyjaśnia to, dlaczego George W. Bush zwlekał z powrotem do Waszyngtonu.
12.09.2001 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Mamy prawdziwe i wiarygodne informacje, że Biały Dom i Air Force One były celami zamachów terrorystycznych i że samolot, który uderzył w Pentagon, mierzył początkowo w Biały Dom - powiedział reporterom Sean McCormack, rzecznik prezydenckiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego.
Wyjaśnia to, dlaczego prezydent Bush tuż po poinformowaniu go o zamachach, nie wrócił natychmiast z Florydy do Waszyngtonu i nie dołączył tam do obradującego w podziemiach Białego Domu sztabu kryzysowego.
Zebrali się tam m.in. wiceprezydent Dick Cheney, doradczyni ds. bezpieczeństwa narodowego Condoleezza Rice. Z prezydentem prowadzili wideokonferencję. Większość pracowników Białego Domu została ewakuowana.
W Saratosa na Florydzie Bush odwiedzał szkołę. Nie przerwał spotkania z uczniami, gdy w World Trade Center uderzył pierwszy samolot; dopiero gdy dostał wiadomość o drugiej katastrofie, jego ochrona wyprowadziła go i skierowała całą delegację do prezydenckiego samolotu. Do Air Force One natychmiast dołączyła eskorta myśliwców.
Żonę prezydenta, Laurę Bush, oraz ich dwie córki natychmiast przewieziono w bezpieczne miejsce, którego nie ujawniono.
Z Florydy Bush odleciał do baz wojskowych w Luizjanie i Nebrasce, gdzie mieści się dowództwo wojsk strategicznych USA. W oczach opinii publicznej, sprawiało to wrażenie chaosu i zamieszania, tymczasem celem tych zabiegów było zapewnienie Bushowi bezpieczeństwa.
Do środy otoczenie prezydenta odmawiało podania powodów wtorkowego postępowania głowy państwa, ograniczając się do stwierdzeń, że takie były zalecenia ochrony i doradców wojskowych.
Do Waszyngtonu prezydent wrócił o zmierzchu, gdy specjaliści ocenili, że w Białym Domu nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo. (miz)