Urzędnikom z Poznania nie podobają się koziołki pozujące do zdjęć z turystami
Od kilku tygodni na poznańskim Starym Rynku można zrobić sobie zdjęcie z maskotkami koziołków. Urzędnicy nie wyrażają jednak zgody na taką atrakcję, ponieważ nie podoba im się wygląd koziołków i to, że jest to... forma działalności gospodarczej.
Wiele osób nie wyobraża sobie wizyty w Zakopanem bez zrobienia sobie zdjęcia z maskotką niedźwiedzia polarnego. Marlena Kulińska pomyślała, że przecież równie popularną pamiątką z Poznania może być fotografia z koziołkami będącymi najbardziej rozpoznawalnym symbol miasta, a obejrzenie jak się trykają na wieży ratusza to obowiązkowy punkt programu każdego turysty.
- Stroje musiałam zamówić aż na Węgrzech, bo okazało się, że w Polsce szyje się wyłącznie maskotki za bardzo przypominające Koziołka Matołka - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską.
Kosztowało to niemało, ale pani Marlena zamierzała zarabiać na zdjęciach w sposób jak najbardziej legalny (jedna fotografia kosztuje 2 zł, można nawet dostać paragon). W tym celu zwróciła się o oficjalną zgodę do Estrady Poznańskiej, która zarządza płytą Starego Rynku. Tutaj okazało się, że jej pomysł musi zaakceptować zespół ds. ładu przestrzennego i estetyki. To grupa złożona m.in. z konserwatora zabytków, plastyka miejskiego, przedstawicieli różnych wydziałów Urzędu Miasta (ZTM, ZDM, ZZM) i pracowników Uniwersytetu Artystycznego. Gremium wydało opinię negatywną.
- W uzasadnieniu zespół wskazał dwa zastrzeżenia. To, że działalność miała mieć charakter zarobkowy oraz nieestetyczny wygląd maskotek – wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską Anna Kozłowiecka z Estrady Poznańskiej. – Zespół wskazał, że tego typu działalność może być prowadzona jedynie przy okazji różnych imprez np. nad Maltą – dodaje.
Zapytaliśmy Kozłowiecką, czy inne osoby, jak mimowie, grajkowie, które zarabiają na Starym Rynku, uzyskali na to zgodę.
- Te osoby nie prowadzą działalności gospodarczej, po prostu umilają czas turystom, którzy ewentualnie mogą ich wesprzeć dobrowolnymi datkami - stwierdziła.
- Czyli lepiej, abym tak jak inni pracowała „na dziko”? - odpowiada na takie tłumaczenia Marlena Kulińska. - Ale ja przecież chcę działać legalnie, płacę podatki i jestem gotowa nawet wnosić stosowną opłatę do miasta w zamian za za możliwość pracy na Starym Rynku - wyjaśnia pomysłodawczyni.
Anna Kozłowiecka zwraca jednak uwagę, że nawet przy działalności „na dziko”, za dobrowolne datki od turystów, maskotki koziołków działałyby nielegalnie ze względu na swój nieestetyczny wygląd.
- Być może gdyby pani Marlena najpierw przedstawiła nam swój pomysł, otrzymałaby wskazówki, jak mają wyglądać maskotki, ale ona postawiła nas przed faktem dokonanym – tłumaczy Kozłowiecka.
Ostatecznie pani Marlenie udało się znaleźć rozwiązanie. Koziołki pozują do zdjęć przy ogródku jednej z restauracji mieszczących się obok ratusza, oficjalnie pracując jako maskotki promujące lokal. Wystarczy przejść się na Stary Rynek w południe, aby przekonać się, że cieszą się sporym zainteresowaniem ze strony turystów.
- Bardzo fajne są te koziołki i będziemy mieć pamiątkę z pobytu w Poznaniu – przyznaje Karolina, która wraz z koleżankami z Lubelszczyzny właśnie zwiedza stolicę Wielkopolski. – To taka atrakcja jak ten niedźwiedź w Zakopanem – dodają.
Na pamiątkową fotografię z symbolem stolicy Wielkopolski chętnie decydują się także cudzoziemcy.
- Właśnie pokazujemy Poznań naszym koleżankom z Turcji, które są tu na wymianie. Opowiedziałyśmy im legendę o koziołkach, więc Neva od razu chciała sobie zrobić zdjęcie z maskotkami – opowiadają uczestniczki wycieczki z Leszna.
Pamiątkową fotografię zafundowała swojemu 5-letniemu synkowi pani Agata z Garwolina. Zdziwiła się, że komuś takie sympatyczne maskotki mogą się nie podobać.
- Są bardzo ładne i przede wszystkim od razu widać, że to koziołki, a nie coś innego – zauważa.
- Gdyby się nie podobały turystom, to przecież bym na nich nie zarabiała, prawda? – zauważa trafnie Marlena Kulińska.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .