Uprowadzone przez znajomych, nakłaniane przez bliskich. Ciemna strona seksbiznesu
Znajomi, sąsiedzi, rodzina czy partnerzy. Osoby z otoczenia sprzedają kobiety do domów publicznych i nakłaniają do prostytucji. Tak miała zakończyć się historia 20-latki z okolic Płońska, którą porwał między innymi jej były partner. Dziewczyna uciekła, a porywacze usłyszeli zarzuty i trafili do aresztu.
Dramat 20-latki z okolic Płońska rozegrał się dwa dni temu. Dziewczyna została uprowadzona ze swojego domu, była przetrzymywana przez trzech mężczyzn i dwie kobiety. Jedna z nich miała 18 lat, a wśród porywaczy był również były chłopak 20-latki. Jak zeznała ofiara, to właśnie jej były partner chciał ją sprzedać do domu publicznego oraz miał dopuścić się gwałtu.
Porywacze usłyszeli zarzuty. W piątek sąd zastosował wobec nich areszt.
Nie zawsze jednak uprowadzanie na nierząd kończy się w taki sposób. Jak mówi nam Irena Dawid-Olczyk z Fundacji przeciwko handlowi ludźmi i niewolnictwu "La Strada", w przypadku pojawienia się aspektu seksualnego obwiniane są ofiary. - Dziewczyna, która wiele lat temu została porwana w Warszawie na Targowej zastanawiała się, czy to nie dlatego, że miała kołnierzyk z lisa i spódnicę nad kolano. One tak patrzą. To jest problemem. One myślą, że to one w jakiś sposób zawiniły. Zawsze - twierdzi Dawid-Olczyk.
- Oskarża się je, że nie uciekają. Pamiętam sytuację, kiedy dziewczyna została porwana i umieszczona w mieszkaniu na pierwszym piętrze. A potem w czasie zeznań sędzia krzyczała na nią, że mogła uciec. A ona nie mogła nawet oddychać bez pozwolenia. Była obwiniana, że się na to zgodziła, bo nie uciekła - dodaje.
"To, że się kogoś zna, o niczym nie świadczy"
Takie osoby są sprzedawane do domów publicznych między innymi przez osoby z otoczenia. - To, że się kogoś zna, to o niczym nie świadczy. Pamiętam taką sprawę, gdzie do Niemiec wysłał dziewczynę jej sąsiad. Znał ją od dziecka, ona mówiła do niego wujku. Była samotną matką. Mówił jej, że będzie sprzątać - opowiada ekspertka.
Często osoby, które "rekrutują" do domów publicznych, najpierw wchodzą w relację ze swoją ofiarą. - Są lokale, w których nastolatki przesiadują. Każda szkoła średnia ma ulubioną kafejkę. Tam pojawia się dziewczyna, elegancka, wszystko ma drogie i rzekomo jest absolwentką tej szkoły i im bardzo imponuje. A później mówi im, że może je zabrać na imprezę. Tam jest dużo alkoholu i innych substancji. One budzą się rano, nie pamiętają za bardzo, co się działo, a na poduszce są pieniądze. Kobiety są bardzo dobrymi rekruterkami - dodaje.
Dawid-Olczyk podkreśla, że to równie trudna grupa. - Kobieta poznała w kawiarni miłego faceta i poszła z nim na randkę, a później on ją nakłonił do prostytucji. Zgodziła się, bo ścigała go mafia za długi, a ona go kochała. Będzie uważała, że musi skłamać, bo jako osoba nieporwana nie będzie poważnie traktowana. A ona tak samo nie chciała jak ta, którą ktoś siłą wsadził do samochodu - tłumaczy.
Do prostytucji zachęcać mogą też sami członkowie rodziny. - Są sytuacje, w których młoda dziewczyna utrzymuje rodzinę z prostytuowania się i najważniejszy jest moment, kiedy pierwszy raz jej matka przyjmie od niej pieniądze. Pamiętam dziewczynę, która pracowała na kamerkach, wagarowała, miała 17-lat. Została skierowana przez Sąd rodzinny do placówki. Jej matka chciała ją zabrać na weekend mówiąc, że tęskni. A później powiedziała jej: słuchaj, twój brat nie ma butów na zimę, ogarnij się, komputer jest. Matka jeszcze piła za jej pieniądze. Nastolatki w seksbiznesie jako żywicielki rodzin mają w niej bardzo dobrą pozycję. Są na piedestale - mówi Dawid-Olczyk.
Nie chcą, ale nie widzą innego rozwiązania
Są też kobiety, które zdecydowały się zarabiać w seksbiznesie, bo nie widziały innego wyjścia. - Nie chciały, ale nie wiedziały, jak inaczej na przykład wyjść z długów. Jedna z kobiet zeznała na procesie o handel ludźmi, że to jak w sklepie rybnym, najgorzej śmierdzi na początku. To jest coś, na co się godzisz, chociaż wcale nie chcesz - wyjaśnia nasza rozmówczyni.
- Mężczyźni są szaleni, że płacą za ten seks tak dużo. I skutki później są takie, że kobiety chcą zarabiać. Dzwoni do nas klient, dziewczyna w agencji mu powiedziała, że nie chce tego robić. Pyta czy La Strada jej pomoże. Tylko trzeba jej zapewnić zarobki na poziomie 7 tysięcy złotych, bo ona jest do tego przyzwyczajona - opowiada Dawid-Olczyk.
Fundacja "La Strada" od 23 lat oferuje pomoc, konsultacje i intwerwencje pokrzywdzonym kobietom. - Nie jesteśmy przeciwko prostytucji, ale uważamy, ze każdy powinien mieć wolność wyboru - podsumowuje Irena Dawid-Olczyk.
Z fundacją można skontaktować się dzwoniąc na numer 22 628 99 99.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl