Świat"Upokorzony" polski kierowca wygrał z biurokracją

"Upokorzony" polski kierowca wygrał z biurokracją

Polski kierowca, Jeremiasz Kosiński, wygrał przed królewskim Sądem Najwyższym z brytyjskimi biurokratami, którzy zakwestionowali ważność OC i bezprawnie odebrali mu samochód. Wygrana Polaka to precedens i może pociągnąć za sobą lawinę podobnych pozwów.

22.04.2010 | aktual.: 22.04.2010 16:41

Jeremiasz Kosiński mieszka w Szkocji wraz z żoną od 4 lat. Już dwa dni po przyjeździe na Wyspy został kierowcą szkolnego autobusu w miejscowości Oban. 14 stycznia 2008 roku, kiedy wracał z pracy do domu na przerwę obiadową, został zatrzymany do rutynowej kontroli - pisze portal mojawyspa.co.uk.

Nie przekroczył prędkości, miał zapięte pasy i włączone światła. Samochód, który trzy miesiące wcześniej sprowadził na Wyspy, jeździł na polskich tablicach rejestracyjnych. Policjanci zakwestionowali ważność mojego ubezpieczenia OC. Stwierdzili, że firma PZU nie istnieje w szkockim rejestrze firm ubezpieczeniowych. Polakowi zarekwirowano samochód, a on sam odmówił przyjęcia mandatu i sprawa trafiła do sądu w Oban.

Jeremiasz Kosiński mówi, że czuł się upokorzony - policja przetrzymywała go przez kilka godzin w radiowozie, w centrum miasta, w pobliżu przystanku autobusowego, gdzie gromadzili się ludzie. - Ci sami, których na co dzień woziłem. W Oban żyje mała społeczność. Każdy zna każdego. - Ludzie zaczęli wytykać mnie palcami - opowiada Kosiński.

Zgodnie z brytyjskim prawem, na polskich dokumentach można jeździć po Wyspach przez sześć miesięcy. Jednak szkocka policja nie stosuje się do tych przepisów i organizuje łapanki na polskie samochody. Dlatego na policji Kosiński dowiedział się, że w jego przypadku sześciomiesięczny termin nie ma zastosowania. Jako argument funkcjonariusze podali fakt, że Polak pracuje i mieszka w UK, a nie jest turystą.

Samochód trafił na policyjny parking (na koszt właściciela), skąd – w przypadku niewykupienia brytyjskiej polisy – miał być sprzedany lub trafić na złom w ciągu 14 dni. Polak postanowił, że nie kupi nowej polisy. Poszedł do sądu. Sąd pierwszej i drugiej instancji także nie uznał racji Kosińskiego i uznał go winnym prowadzenia pojazdu bez ważnej polisy. – Anulowano mi wprawdzie grzywnę, ale do akt wpisano "karany". To sprawia, że nie będę mógł wrócić do zawodu instruktora jazdy – tłumaczy serwisowi tvn24.pl Polak.

Przed wyrokiem sądu drugiej instancji samochód – dwumiesięczny KIA Picanto został sprzedany. – Zadzwonili z komisariatu i kazali wysłać dokumenty nowemu właścicielowi we Francji – opowiada się Kosiński. Nowy właściciel zapłacił za samochód 1,6 tys. funtów, ale Polak nie zobaczył z tego ani pensa – cała kwota zasiliła konto policji w Oban w ramach opłaty za parking.

Polak nie dał jednak za wygraną. Wysyłał pisma do Kancelarii Premiera Szkocji, Biura Praw Obywateli (Citizens Advice Bureau) i wydziału komunikacji DVLA (Driving and Vehicle Licensing Agency). Wszystkie organy odpowiedziały jednogłośnie: policja nie miała prawa rekwirować samochodu, a polskie ubezpieczenie było ważne.

Kosiński wysłał kolejne pismo. Tym razem do Sądu Apelacyjnego w Edynburgu, który wcześniej podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji.

Sąd polecił Kosińskiemu, by ten skierował sprawę do Szkockiej Komisji ds. Rewidowania Spraw Karnych (SCCRC - Scottish Criminal Cases Review Commission) – organu opiniującego wyroki niższych instancji dla Sądu Najwyższego. Sporządzony przez SCCRC 24-stronicowy raport oczyścił Kosińskiego i skrytykował postępowanie funkcjonariuszy i wyroki kolejnych sądów.

W raporcie padają takie słowa jak "dyskryminacja", "omyłka" i "opieszałość". – Nie mogłem w to uwierzyć. Wygląda na to, że koszmar dobiega końca – wzrusza się Kosiński. Przez dwa lata zgromadził makulaturę dokumentów. Wysłał ponad pięćdziesiąt pism.

1 kwietnia 2010 roku Sąd Najwyższy rozpatrzy sprawę Kosińskiego. Jeśli uchyli wyrok sądów niższych instancji, sprawa będzie miała charakter precedensowy.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)