Umiesz powiedzieć dość?
Uzależnienie. Ja to mam. I ty to masz. Czai się w głębi naszego mózgu, czekając na sprzyjające warunki. Atakuje podstępnie, pomału niszcząc życie swojej ofiary. Skąd się bierze? Czy można się przed nim uchronić?
07.09.2006 | aktual.: 07.09.2006 14:15
To nie musi być heroina ani poker. To nie musi być nawet codzienna lampka wina, bez której trudno się zrelaksować po pracy. To może być cokolwiek. Czekolada, zakupy, gadanie przez telefon, oglądanie telewizji, spędzanie godzin na czatach internetowych, nieustanne sprawdzanie maili czy codzienne wizyty w fitness clubie i wyciskanie z siebie siódmych potów, by następnego dnia znów uznać, że musimy to robić od nowa. To może być wszystko, wobec czego nie potrafimy powiedzieć sobie: dość.
Dlatego nie patrz z wyższością na tych, którzy nie mogą rzucić palenia, czy na tych, którzy marnują czas, spędzając kolejne godziny przed monitorem komputera. Zrób rachunek sumienia. Czego jest ci trudno sobie odmówić, gdy dopadnie cię stres? Czym zajmujesz się, gdy masz ochotę uciec od swoich problemów? Dla jakich swoich słabości zawsze potrafisz znaleźć usprawiedliwienie? Z jakich przyzwyczajeń trudno ci zrezygnować?
"Przecież nie robię nic złego - pewnie sobie tłumaczysz. Nie jestem alkoholikiem, narkotyków nie biorę. Co komu szkodzi, że od czasu do czasu posiedzę sobie w Internecie?".
Jakiś czasu temu media obiegła historia Aleksandry L., która samotnie wychowywała czworo dzieci (w wieku od 5 do 13 lat). Działo się tak do czasu, kiedy sąd uznał, że nie jest w stanie nadal się nimi zajmować. Czwórka dzieci trafiła do placówki opiekuńczo-wychowawczej. Powód? Uzależnienie ich matki od Internetu.
Sąd zalecił Aleksandrze L. terapię, z której nie skorzystała. Nie bardzo też miała gdzie z niej skorzystać. W tym czasie nie było jeszcze w Polsce zbyt wielu ośrodków, które zajmowałyby się leczeniem takich uzależnień.
Powoli powstają. Trudno bowiem pozostawać ślepym na to, że aż 10 procent użytkowników Internetu jest uzależnionych od tego medium. Na całym świecie. Również w Polsce.
Słaba silna wola
Słowo "uzależnienie" kojarzone jest zwykle z narkotykami lub alkoholem. Coraz częściej jednak naukowcy mówią o tym, że nie musi się ono wiązać z żadną substancją chemiczną. Coraz więcej badań pokazuje, że te same mechanizmy fizjologiczne leżą u podstaw wszelkich uzależnień - psychologicznych czy chemicznych: czy będzie to hazard, narkomania, praca, wysiłek fizyczny, jedzenie czy seks.
To kontrowersyjna teza. Uzależnienie bowiem to choroba, którą należy leczyć. Tymczasem w powszechnym przekonaniu wiele naszych skłonności wynika tylko i wyłącznie z naszej woli. Jeśli się przejadasz, kupujesz szóstą parę butów w tym miesiącu albo spędzasz kolejną godzinę w Internecie, postrzega się ciebie raczej jako człowieka o "słabej silnej woli" niż kogoś, kogo powinno się leczyć. Pojawia się też obawa, że przy takim podejściu seksoholik czy pracoholik zacznie się ze swych zachowań tłumaczyć biologią: "Nie jestem niczemu winny - jestem chory". Dlatego wśród specjalistów rozpętała się burza o definicję słowa "uzależnienie". Mózg manipulator
Dlaczego w ogóle jesteśmy na nie podatni? Czy są ludzie, którym łatwiej opierać się takiej słabości? Z czego to wynika? By odpowiedzieć na te pytania, musimy udać się na małą wycieczkę w głąb mózgu. Mózg każdego z nas, by skłonić nas do poszukiwania i zdobywania zasobów potrzebnych do utrzymania się przy życiu, stosuje dość nieskomplikowaną zasadę kija i marchewki. Zaangażowanych jest w to kilka struktur, wśród których najważniejsze są układ limbiczny i kora czołowa mózgu. Ten pierwszy tkwi pomiędzy pniem mózgu i podwzgórzem a korą nową. Zajmuje się kontrolowaniem emocji i popędów organizmu, odpowiada za pamięć ruchów i konsolidację pamięci.
Gdy dochodzą do niego odpowiednie bodźce (na przykład widok pokarmu czy informacja o niskim poziomie glukozy we krwi), wzbudza poczucie przymusu wykonania jakiejś czynności (w tym wypadku jedzenia). Kora mózgowa odpowiedzialna za świadome działanie wydaje wtedy organizmowi polecenie podjęcia odpowiednich czynności. Gdy je wykonamy i informacja o tym dotrze znów do układu limbicznego, ten w nagrodę zalewa mózg substancją zwaną dopaminą, której działanie podobne jest do narkotyku. Sprawia przyjemność. W ten oto prosty sposób mózg przechodzi szerokim rozkrokiem nad naszą wolną wolą. Manipulator, nieprawda?
No cóż, proste metody sprawdzają się najlepiej w nieskomplikowanych czasach. Dlatego ten system wykształcił się i świetnie funkcjonował w okresie, kiedy żaden racjonalny argument nie ruszyłby nas z ciepłej jaskini, by uganiać się po sawannie za jedzeniem. Ten sam system odpowiada za naszą chęć prokreacji, za romantyczną miłość, przywiązanie matki do dziecka i jeszcze kilka pożytecznych zachowań, bez których trudno byłoby nam przetrwać.
Problem z wynalazkami ewolucji polega jednak na tym, że rzadko kiedy są one w stanie nadążyć za wynalazczością człowieka. Stworzone w dobrej wierze i ku naszej korzyści w nowoczesnej cywilizacji potrafią zwracać się przeciw nam.
Bo skoro odkryliśmy narkotyki, to po co mamy robić coś, co wymaga wysiłku, by zostać nagrodzonym skąpą dawką mózgowej dopaminy? O ileż łatwiej nie robić nic i samemu zaaplikować sobie substancję nagradzającą.
Coś, co zmuszało nas do uganiania się za mamutami, dziś skłania do odpakowania kolejnego batonika. Popęd mający zapewnić nam ciągłość gatunku w dobie antykoncepcji może stać się przyczyną seksoholizmu. Skłonność do podejmowania ryzyka staje się przyczyną uprawiania hazardu. I tak dalej, i tak dalej.
Niewolnicy dopaminy
Czy da się z tym coś zrobić? Firmy farmaceutyczne pracują nad tym od dawna. Największe nadzieje wiążą z lekami, które ograniczą nasz głód dopaminy. Bo o tym, że to ona stanowi klucz do uzależnień, przekonali się choćby lekarze zajmujący się chorymi na parkinsona. Co ma piernik do wiatraka?
Choroba Parkinsona polega między innymi na niedoborze dopaminy w mózgu. Jedną z terapii jest jej podawanie. Okazało się jednak, że z terapią można przesadzić. Opisany przez tygodnik "New Scientist" Max Wells, emerytowany lekarz z Austin w Teksasie, oskarżył firmę produkującą leki na parkinsona i siedem kasyn w Las Vegas, że przyczyniły się do jego uzależnienia od hazardu, w wyniku czego stracił 14 milionów dolarów. Zażądał również od dyrekcji kasyn, by z powodu jego przypadłości pozwalała mu grać dalej mimo jego rosnących długów.
Leann Dodd z Mayo Clinic w Rochester w Minnesocie opisał w zeszłym roku 11 pacjentów, którzy popadli w hazard i inne problemy związane z uzależnieniami (wymienia między innymi jedzenie i seks) na skutek terapii dopaminą.
Podobne wyniki ma Andrew Lawrence, neurolog z University of Cambridge, który zaobserwował, że niektórzy pacjenci świadomie przekraczają dawki leku, a nawet posuwają się do jego kradzieży. Naukowcy zainspirowani tymi odkryciami postarali się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego jedni z nas są bardziej podatni na uzależnienia niż inni. Rozwiązania są dwa. Po pierwsze, mózgi niektórych z nas są bardziej wrażliwe na dopaminę. Po drugie, być może mózgi niektórych z nas wytwarzają wskutek rozmaitych bodźców więcej dopaminy niż innych. Firmy farmaceutyczne już się głowią, jak wpłynąć na te mechanizmy. Coraz więcej uzależnień
- Niezbyt dobrym pomysłem, choć na razie trudno go zastąpić innym, są w świetle tych badań kuracje odwykowe, które polegają na podawaniu chorym bezpieczniejszych substancji w miejsce tych o groźniejszych skutkach - mówi dla "Przekroju" Mark Griffiths z Nottingham Trent University w Wielkiej Brytanii, który od 20 lat zajmuje się badaniami uzależnień. Tak leczy się dziś na przykład narkomanów czy uzależnionych od nikotyny. Powoduje to często jednak inne uzależnienie. Może korzystniejsze dla zdrowia fizycznego, ale równie groźne dla psychiki.
Tymczasem specjaliści ostrzegają, że uzależnionych będzie lawinowo przybywać. Coraz więcej ludzi ma komputer, dostęp do sieci. Dookoła nas czyha coraz więcej pułapek - łatwych sposobów na pobudzenie mózgowego systemu nagrody. To zupełnie inne środowisko, niż to, w którym nasze mózgi ewoluowały.
- Państwo leczy dziś alkoholików czy narkomanów, ale z czasem będzie musiało wydawać więcej pieniędzy na leczenie hazardzistów, sieciomaniaków, otyłych. To wszystko ta sama choroba - ostrzega w rozmowie z "New Scientist" neurobiolog Eric Nestler. - Czas nauczyć polityków, jak działa mózg.
Jednego tylko nie warto zmieniać: okazuje się bowiem, że procesy chemiczne podobne do tych odpowiedzialnych za uzależnienia zawiadują w naszym mózgu także... uczeniem się.
Uczenie jak heroina
Wykazały to badania prowadzone przez zespół Jeffreya R. Wickensa z University of Otago w Nowej Zelandii. Najłatwiej zbadać to za pomocą samostymulacji. Przeprowadza się ją najczęściej na szczurach. Badanemu zwierzęciu wszczepia się elektrody w struktury uważane za mózgowe ośrodki nagrody. Drażnienie ich prądem wywołuje przyjemne odczucia. Zwierzę bardzo szybko uczy się samo aplikować sobie niosące przyjemność bodźce przez naciskanie dźwigni. Zmieniając położenie elektrody oraz inne parametry doświadczenia, można badać mechanizmy pozytywnego wzmocnienia u zwierząt. I co?
Okazuje się, że to pozytywne wzmocnienie, które ma swój udział w uzależnieniu od środków odurzających, skłania też do zapamiętywania wyuczonego zachowania. Oba procesy związane są z substancją czarną (region w śródmózgowiu produkujący dopaminę). Aktywność tej części mózgu powoduje powstawanie zmian plastycznych neuronów, charakterystycznych dla procesów uczenia się. Naukowcy z Nowej Zelandii odkryli, że pobudzenie samostymulacją substancji czarnej powoduje podobne wzmocnienie procesu uczenia się jak nagroda.
Obserwuje się to nie tylko w zachowaniu zwierzęcia, lecz także we wzmocnieniu połączeń pomiędzy neuronami. A więc, jak wynika z tego doświadczenia, uczenie się, pamięć i uzależnienia mają podobne podłoże biochemiczne. Może więc to pozwoli nam na opracowanie metody, która będzie uzależniała nas od nauki? O ileż łatwiej byłoby uczyć się tabliczki mnożenia, czując, jak opanowanie kolejnych działań sprawia nam rosnącą fizyczną przyjemność. Tylko czy da się tak selektywnie podchodzić do uzależnień?
Olga Woźniak