Ukraiński bloger szydzi z Polski. "Ha, ha, też myślałem, że u was jest Europa"
- Ukraińscy pracownicy nie uratują polskiej gospodarki. Nie będziemy harować za was Polaków i to za minimalne stawki. To mrzonka. Weźcie sobie pracowników z Indii albo Nepalu - mówi Roman. To kolejny wideo bloger z Ukrainy, który krytykuje polski rynek pracy.
Trafiliśmy na setki filmów, w których ukraińscy blogerzy nabijają się z polskich pracodawców, liczących na tanią siłę roboczą. Ich widownia to głównie sfrustrowani mieszkańcy Ukrainy. Wyzywają przybywających do Polski ziomków od "niewolników polskich panów". Nazywają ich także "chochołami" - to negatywne określenie, nawiązujące do "niewykształconych Kozaków".
Zjawisko przybiera takie rozmiary, że zapowiada się początek końca "przyjaźni narodów". Polegała ona na tym, że pracę, której nie chciało się już wykonać Polakom, brał Ukrainiec, zazwyczaj za mniejszą stawkę. Niby wszyscy byli szczęśliwi ale.... pojawiły się videoblogi z tytułami "cała prawda o rabocie w Polszy". Zazwyczaj udowadniają, że dobre zarobki w Polsce to mit, a pracowników czeka "wyzysk od Polaka" i poniżające traktowanie.
Koniec z wyzyskiwaniem Ukraińców przez Polaków
- To chyba jasne, że ktokolwiek ma trochę sprytu, nie będzie pracował w Polsce za minimalną stawkę. Pojedzie do Niemiec, Francji albo do Szwecji. Niestety, tylko Polska oferuje łatwo dostępne wizy. Dlatego wciąż jeszcze polscy pracodawcy mogą liczyć na pracowników - mówi Wirtualnej Polsce Roman z Łucka, założyciel kanału Bizemigrant na YouTube.com. On także pokazuje swoim rodakom kulisy pracy w Polsce. W swoich filmach ostrzega przed oszustwami, piętnuje pracodawców oferujących niskie pensje, pokazuje jak nakłonić polskie firmy do godnej zapłaty.
- Ha ha ja też myślałem, że w Polsce jest Europa. Fajna praca z technologiami i nowoczesne życie. Jak trafiłem na budowę to było ręczne noszenie ciężarów bo pracodawca nie miał dźwigu. Zaprawę też trzeba było mieszać łopatą, bo nie było betoniarki - śmieje się Roman. Dodaje, że polscy pracodawcy nie wyróżniają się uczciwością. Spotkał się z brakiem zapłaty za budowę domu. Mówi też, że powszechne są przypadki, kiedy emigranci z Ukrainy są oszukiwani przez nieuczciwych pośredników.
Szef budowy musi płacić 20 zł za godzinę
Kiedy jego rodacy lądują na Dworcu Zachodnim w Warszawie osaczają ich oszuści. Sprzedają zmyślone oferty pracy po 50-100 euro i ulatniają się. Na łatwowiernych emigrantach z Ukrainy mają żerować m.in. polscy podwykonawcy Ubera. Każą płacić sobie 500-700 złotych tygodniowo haraczu na podnajęcie samochodu do jazdy. Kierowca z Ukrainy, aby związać koniec z końcem musi pracować 16-18 godzin dziennie.
- Powstaje takie wrażenie, pojechałem do Polski za zarobki, a Polak wykiwał. To rujnuje wam opinię - mówi dalej Roman. Jak dodaje teraz oszustw i wyzysku jest mniej. Sami pracownicy z Ukrainy potrafili się zorganizować. Też wiedzą, że z pracownikami w Polsce jest krucho, więc podwyższają stawki firmom. To właśnie efekt działalności blogerów z YouTube, publikujących filmy i poradniki. - Dlaczego polska agencja pracy chce za pośrednictwo odbierać nam część wynagrodzenia? Trzeba skończyć z cwaniactwem. Sami potrafimy znaleźć firmę, która zapłaci dobrą stawkę za godzinę pracy - mówi szef bloga Bizemigrant.
Na jednym ze swoich filmów odwiedza z kamerą budowę w Polsce. Cała pracująca tam ekipa to Ukraińcy.
- Nasz polski szef jest dobry. Szkoda tylko, że nie można pracować więcej niż 10 godzin, to byłyby lepsze zarobki - zwierza się do kamery młody chłopak.
- Pamiętajcie, jeśli macie konkretny fach, możecie zarabiać w Polsce 20 zł na godzinę. Oglądajcie mój kanał, zaproszę was na taką budowę - podsumowuje do kamery autor bloga. Jak komentuje stawka 20 zł na godzinę nie jest niczym nadzwyczajnym, bo skończyły się czasy taniej siły roboczej.
Najbardziej popularnym emigrantem-blogerem jest Andriej Kowaliszyn. Autor internetowego cyklu wideo "z życia Kowala". Filmy pokazujace jego pracę w Polsce mają od kilkuset tysięcy do 1,9 mln wyświetleń. "Kowal" zwiedził Polskę, Czechy i Niemcy recenzując oferty pracodawców. Wideo z polskiej plantacji borówek zapewniło mu gigantyczną popularność. Aktualnie Kowal poleca ziomkom "zarobki" w Niemczech, bo tam najlepiej płacą. Na instagramie publikuje obrazki jak to niemiecki gospodarz pozwala mu wylegiwać się na hamaku. Jakie fajne oferuje śniadania, jak wesoło spędza się tam czas po pracy. - No właśnie, koniec z niewolnictwem w Polsce - komentuje jeden z fanów Kowala.
Po burzy, jaką wywołały publikacje Kowaliszyna w Internecie, poprosiliśmy go o komentarz. Początkowo był zainteresowany. Poźniej jednak zażądał wynagrodzenia za rozmowę, a następnie zrezygnował z kontaktów.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl