ŚwiatUkraińska szkoła wojny

Ukraińska szkoła wojny

Obecne niepokoje na Ukrainie porównuje się często z jugosłowiańskim kryzysem wczesnych lat 90. XX wieku. Pewne podobieństwa rzeczywiście występują, jeśli jednak chcemy zrozumieć, dlaczego konflikt między rządem Ukrainy i popieranymi przez Rosję separatystami nadal się utrzymuje i dlaczego po roku coraz brutalniejszych walk rozwiązanie problemu jest wciąż bardzo odległe, zdecydowanie ważniejsze okazują się nie podobieństwa, ale różnice - zwracają uwagę Stephen Holmes i Iwan Kraste w komentarzu dla Project Syndicate.

Ukraińska szkoła wojny
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | LUCA PIERGIOVANNI

03.03.2015 | aktual.: 03.03.2015 13:10

Taktyka, jaką na Ukrainie zastosował prezydent Rosji Władimir Putin, rzeczywiście przypomina posunięcia Slobodana Miloševicia z okresu rozpadania się Jugosławii. Częste propagandowe odwołania do II wojny światowej, podsycające żarliwy rosyjski nacjonalizm, uważa się dość powszechnie za powtórkę – metodą „wytnij i wklej” – kampanii dezinformacyjnej z początku lat 90., która rozpaliła wśród Serbów antychorwackie nastroje.

Zarówno Putin, jak i Milošević wzmacniali pozycję swoich rodaków w krajach, nad którymi chcieli przejąć kontrolę, a potem podejmowali inwazję militarną pod pretekstem ich obrony. Obaj też doprowadzili w końcu do ustanowienia samozwańczych „republik” w granicach drugiego państwa.

Z uwagi na te podobieństwa pojawiają się opinie, że państwa zachodnie powinny dziś pójść tym samym tropem, który wybrały, by zakończyć kryzys w Jugosławii, co oznacza dostarczenie Ukrainie „śmiercionośnej broni obronnej”. Zwolennicy takiego rozwiązania przypominają, że porozumienie z Dayton, które zakończyło wojnę w Bośni, stało się możliwe dopiero wtedy, gdy Amerykanie zdecydowali się uzbroić Chorwatów i bośniackich Muzułmanów.

Putinowska Rosja to oczywiście nie to samo co Serbia Miloševicia. Rosja nie jest przypisem do historii ani bałkańskim minipaństewkiem, tylko wielkim mocarstwem nuklearnym, wobec którego Ukraina, nawet najciężej uzbrojona, nie ma militarnych szans. W tej sytuacji dostarczanie broni Ukrainie zwiększyłoby rozlew krwi, natomiast wcale nie zmusiłoby Putina do zmiany stanowiska i poparcia trwałego pokoju.

Ponadto w ciągu minionych dwudziestu lat zdecydowanie zmienił się kontekst geopolityczny. W okresie konfliktu w Jugosławii Zachód uderzał w moralizatorskie tony, ale też po zwycięstwie w zimnej wojnie postrzegany był jako niezwyciężony. Dziś głosi się raczej jego zmierzch i coraz częściej kwestionuje prawo Ameryki do roli światowego przywódcy.

W tej sytuacji kanclerz Niemiec Angela Merkel ma rację, sprzeciwiając się uzbrajaniu Ukrainy. Myli się jednak, gdy zakłada, że negocjacje z Rosjanami mogą doprowadzić do trwałego rozwiązania w rodzaju porozumień z Dayton, ponieważ same konflikty diametralnie się między sobą różnią. O ile w Jugosławii mieliśmy do czynienia z lokalnym kryzysem o szerszych europejskich implikacjach, o tyle Ukraina jest uwikłana w kryzys europejski o implikacjach lokalnych.

Milošević miał wyraźny cel strategiczny – stworzenie Wielkiej Serbii. By go osiągnąć, zamierzał albo na nowo nakreślić granice w regionie, albo przynajmniej zawrzeć układ przyznający autonomię rejonom zamieszkanym przez serbską większość poza Serbią właściwą. Negocjacje w sprawie zakończenia wojen bałkańskich były możliwe właśnie dlatego, że koncentrowały się wokół map.

Putinowi aneksja Krymu – ze strategicznego punktu widzenia – wystarczyła. Dalszymi zmianami na mapach nie jest zainteresowany. Głównym motywem jego działań nie jest ani determinacja w zaanektowaniu Donbasu (który nie ma dla Rosji większego strategicznego znaczenia), ani przebicie lądowego korytarza na Krym, ani zamrożenie konfliktu.

Putin angażuje się na Ukrainie z powodów głównie pedagogicznych. Ma bowiem do przekazania komunikat świętoszkowatemu Zachodowi i Ukraińcom, którzy zabiegają o dopuszczenie do jego towarzystwa.

Dla Zachodu jest to informacja, że Rosja nie będzie tolerować żadnego wtrącania się w sprawy na jej podwórku. Zdaniem Putina Zachód musi uznać całą posowiecką przestrzeń, z wyłączeniem państw nadbałtyckich, za strefę wyłącznych wpływów Rosji. (Kreml najwyraźniej nie przewidział, że Chiny takiej zasady nie zaakceptują, zwłaszcza w odniesieniu do Azji Środkowej, regionu kluczowego dla gospodarczej wizji prezydenta Xi Jinpinga; w strategicznych rachubach Putina jest to niezrozumiałe niedopatrzenie).

Ukraina z kolei, a zwłaszcza jej nowy rząd, ma odebrać komunikat, że nie przetrwa, przynajmniej w obecnych granicach, bez pomocy Rosji. Putin chce też udowodnić Ukraińcom, że koniec końców tak naprawdę nic Zachodu nie obchodzą. Amerykanie nie będą za nich umierać, a Europejczycy nie dadzą im pieniędzy, których ich rząd tak rozpaczliwie potrzebuje.

Zachód też zdaje się kierować raczej pedagogiką niż strategią; chce bowiem pokazać Putinowi, że w dzisiejszej Europie zmienianie granic siłą jest nie do przyjęcia. Cała nadzieja w tym, że sankcje gospodarcze w połączeniu ze śmiertelnymi ofiarami, jakie ponosi Rosja na polu walki, zmuszą ją, by z pokorą zaakceptowała swój pozimnowojenny status mocarstwa trzeciej kategorii, a jednocześnie zostaną odebrane jako informacja, że wszelkie próby rewizji narzuconego przez USA ładu światowego skazane są na klęskę, połączoną z dotkliwymi kosztami ekonomicznymi.

Wyznaczenie wyraźnych celów strategicznych pozwala stronom negocjacji uznać, że lepiej mieć pół bochenka niż nic. Jeśli jednak każda z nich wyłącznie chce dać tej drugiej nauczkę, nie będzie wspólnego gruntu koniecznego, by dopracować się kompromisu możliwego do zaakceptowania. To jeden z powodów, dla których obecne negocjacje na Ukrainie mogą prowadzić tylko do ułomnych, krótkotrwałych rozejmów, a nie do długofalowego rozwiązania, jakie osiągnięto po wojnie w Bośni.

Stephen Holmes, Iwan Krastew

Stephen Holmes jest profesorem New York University School of Law, autorem wielu książek z dziedziny prawa i nauk społecznych, m.in. The Matador’s Cape: America’s Reckless Response to Terror.

_**Iwan Kraste**w jest szefem Centrum Strategii Liberalnych w Sofii i członkiem rzeczywistym Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu (IWM). Jego najnowsza książka nosi tytuł In Mistrust We Trust: Can Democracy Survive When We Don't Trust Our Leaders? (W nieufności nasza ufność. Czy demokracja przetrwa, skoro nie ufamy przywódcom?)._

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (105)