Wrzenie na linii Kijów-Warszawa. Tak chcą "podtopić" Sikorskiego

Nie milkną doniesienia o napiętych relacjach polsko-ukraińskich. Na celowniku władz w Kijowie znalazł się minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. – Ukraina próbuje "podtapiać" szefa MSZ, osłabiać jego pozycję i autorytet – mówi WP Zbigniew Parafianowicz, reportażysta i dziennikarz "Dziennika Gazety Prawnej", ekspert od spraw ukraińskich.

- My wspieramy Ukrainę, ale oczywiście też mamy swoje postulaty - zapewnia minister Radosław Sikorski
- My wspieramy Ukrainę, ale oczywiście też mamy swoje postulaty - zapewnia minister Radosław Sikorski
Źródło zdjęć: © president.gov.ua
Sylwester Ruszkiewicz

26.09.2024 | aktual.: 26.09.2024 11:21

Pierwsze "tąpniecie" w relacjach polsko-ukraińskich nastąpiło w połowie września podczas wizyty szefa polskiej dyplomacji w Kijowie. W trakcie spotkania miało dojść do scysji między Sikorskim a Wołodymyrem Zełenskim. Rozmowa przebiegała w nerwowej atmosferze. Prezydent Ukrainy miał wyrażać pretensje wobec Polski, że "nie wspiera Ukrainy w rozmowach akcesyjnych do Unii Europejskiej".

Z kolei podczas przeprowadzonej 13 i 14 września konferencji Jałtańskiej Strategii Europejskiej w Kijowie, w trakcie jednej z dyskusji Sikorski powiedział, że w rozmowach o warunkach pokoju między Kijowem a Moskwą kwestia Krymu będzie kluczowa.

"Krym jest symbolicznie ważny dla Rosji, a zwłaszcza dla Władimira Putina, ale i strategicznie ważny dla Ukrainy. Nie widzę więc możliwości osiągnięcia porozumienia bez demilitaryzacji Krymu" - wyjaśnił. Mówił też o hipotetycznym oddaniu półwyspu pod zarząd ONZ i w przyszłości nie wykluczał tam referendum. Dyskusja miała charakter nieformalny i była sesją z udziałem różnorodnych ekspertów i polityków.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Mimo to ukraiński MSZ wyraził oburzenie pomysłem kontroli nad okupowanym przez Rosję.

W komentarzu MSZ Ukrainy nie padło nazwisko ministra Sikorskiego. Media w tym kraju uznały jednak, że jest to odpowiedź adresowana właśnie do niego. "MSZ odpowiada Sikorskiemu w sprawie niedopuszczalności kompromisów w sprawie statusu Krymu" - napisał portal Ukraińska Prawda.

- Ostatnie reakcje ukraińskich władz wobec ministra Sikorskiego świadczą o tym, że chcą go "podtopić" na arenie międzynarodowej. Osłabić jego pozycję i autorytet – mówi WP Zbigniew Parafianowicz, dziennikarz "Gazety Prawnej" i specjalista ds. Ukrainy.

Zdaniem rozmówcy Wirtualnej Polski, było to jednoznacznie widać już po spotkaniu z Wołodymyrem Zełenskim i chłodnej atmosferze rozmów obu polityków.

Po wizycie Sikorski podkreślał, że sprawy ekshumacji ofiar zbrodni wołyńskiej nie należy traktować jako sprawy politycznej czy przedmiotu jakichś targów.

- Zginęło 100 tysięcy ludzi. Szczątki tych ludzi domagają się chrześcijańskiego pochówku. To jest obowiązek, a nie kwestia polityczna. To jest część europejskiego kanonu wartości, do której Ukraina należy – zaznaczył minister. Jak dodał, uzyskał zapewnienia, że będzie postęp w tej sprawie.

Według Zbigniewa Parafianowicza właśnie ta deklaracja "nakręciła" ukraińskie władze, by osłabiać autorytet w Sikorskiego w sprawach międzynarodowych.

- Ale czy nasz minister gra ostro? Przecież argument, po który sięgnął, jest podobnym do tego, po jaki sięgnęły Węgry. Do tej pory to Budapeszt pakietował rozmowy unijne z problematyką, która była dla nich ważna, czyli statusem Węgrów na Zakarpaciu i ustawą oświatową. To nie jest więc nadzwyczajny warunek ze strony polskiej. Jeśli Polska może decydować o tempie wchodzenia Ukrainy w szeregi Unii Europejskiej, to temat upamiętnienia ofiar rzezi wołyńskiej może jak najbardziej podejmować - uważa dziennikarz "Dziennika. Gazety Prawnej".

I jak zauważa, Ukraina - jeśli podniesie się temat ekshumacji - od razu podnosi temat ukraińskich upamiętnień w Polsce.

- I jest tu pole do manewru dla nas. W zasadzie uporządkowanie miejsc pamięci mogłoby być jakimś gestem pod adresem Kijowa. Natomiast mimo wszystko mówimy o rzeczach nieporównywalnych. Nie ma symetrii między miejscami upamiętnień ukraińskich w Polsce a kwestią ekshumacji. Liczby mówią same za siebie. Według ogólnie znanych szacunków było 100 tys. ofiar ludobójstwa na Wołyniu, a do tej pory ekshumowano ok. 1000 osób, więc nawet ta statystyka mocno obciąża stronę ukraińską – ocenia Parafianowicz.

I jak podkreśla, po ponad 30 latach od odzyskania niepodległości przez Kijów ta sprawa jest ciągle nierozstrzygnięta.

"To nie było dolanie oliwy do ognia"

- Co więcej, ostatnio wysłano 9 wniosków ekshumacyjnych na Ukrainę i na większość z nich nie otrzymaliśmy odpowiedzi. To też nam mówi o pewnym klimacie i braku woli. A prawda jest taka, że jest to tylko i aż decyzja Wołodymyra Zełenskiego i szefa jego biura Andrija Jermaka. Tam nie ma przeszkód formalnych, żeby to odblokować. To kwestia woli politycznej – komentuje rozmówca Wirtualnej Polski.

Zdaniem Parafianowicza, podobnie rzecz się ma z wypowiedzią Sikorskiego o Krymie. – To nie było żadne dolanie oliwy do ognia. Poza tym, że pomysł referendum jest kontrowersyjny, bo Rosjanie de facto półwysep kontrolują i od 2014 r. prowadzą kolonizację wojskową. Ukraina więc uważa, że referendum nie przebiegłoby po myśli Kijowa – twierdzi ekspert.

I jak przypomina, co do kwestii, że Krym będzie przedmiotem dyskusji między Rosją a Ukrainą po zakończeniu wojny, mówi się nieoficjalnie w Kijowie od 2022 r., od wybuchu wojny.

- Także Sikorski nie zrobił czegoś, co było niedopuszczalne w ukraińskiej debacie. Co więcej, polski minister zrobił to w rozmowie off the record (nieoficjalnie - przyp red.), nie była to wypowiedź dla prasy czy oficjalna. Miał prawo być ekscentryczny w tej wypowiedzi z racji tego, że rozmawiano bardzo otwarcie. Uderzenie w polskiego szefa MSZ później było nadużyciem ze strony ukraińskiej. To było bardzo nie w porządku w stosunku do Sikorskiego – puentuje Parafianowicz.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie