Ukraina mówi o pokonaniu Rosji. "Zmiana taktyki Putinowi nie wyszła na dobre"

Po tym, jak szef MSZ Ukrainy Dmytro Kuleba przyznał, że celem ukraińskich wojsk jest pełne wyzwolenie spod okupacji i pokonanie Rosji, zasadne stało się pytanie: czy to w ogóle realne? - To element budowania morale wśród ukraińskiego narodu i wzmacnianie widoków na powodzenie. Są ku temu silne podstawy. Rosjanom zmiana taktyki prowadzenia działań wojennych nie wyszła na dobre - mówi Wirtualnej Polsce płk. rez. Maciej Matysiak.

Według płk Macieja Matysiaka, Rosjanie wytracili impet w bitwie o Donbas, ale wojna może potrwać jeszcze nawet rok
Według płk Macieja Matysiaka, Rosjanie wytracili impet w bitwie o Donbas, ale wojna może potrwać jeszcze nawet rok
Źródło zdjęć: © Agencja Forum | Peter Kovalev
Sylwester Ruszkiewicz

14.05.2022 05:53

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski: Ukraina zmieniła swoje cele wojenne i może pokonać Rosję, jeśli tylko zachodni sojusznicy szybko dostarczą obiecaną broń ciężką. Jest to realne?

Płk. rez. Maciej Matysiak, ekspert Fundacji Stratpoints, były zastępca szefa SKW i wykładowca Państwowej Szkoły Wyższej w Gnieźnie: To na kierunku donbaskim zdecyduje się, czy ukraińska armia skutecznie zatrzyma Rosjan i czy Rosjanie dadzą radę bądź nie przesunąć się trochę. Moim zdaniem deklaracja Kułeby jest trochę na wyrost, ale jest to element budowania morale i wzmacnianie widoków na powodzenie. Są ku temu silne podstawy. Rosjanom zmiana taktyki prowadzenia działań wojennych nie wyszła na dobre. Odpuścili kierunek kijowski, skupiają się na Donbasie, na wschodnim i południowym froncie – Mariupolu i Odessie. Ale nie mają tam progresu takiego, jak zakładali. Po drugie, nie wiadomo, czy będą mieli jeszcze postęp w działaniach i czy Ukraińcom nie uda się ich skutecznie zatrzymać. Zatrzymać na tyle skutecznie, żeby przejść do działań ofensywnych - wyprzeć Rosjan z terytorium Ukrainy do stanu sprzed 24 lutego bądź wyzwolić i odzyskać co najmniej Krym. Półwysep ma istotne, strategiczne znaczenie dla kontroli akwenu Morza Czarnego i odblokowania wybrzeża na Morzu Azowskim.

O ile militarnie Rosjanie nie radzą sobie w ostatnich dniach najlepiej, o tyle Putinowi udaje się skutecznie niszczyć ukraińską gospodarkę.

Ukraina cały czas jest niszczona i traci gospodarczo. Państwo jest skupione na wojnie i ekonomicznie nie funkcjonuje. Rosja cały czas oddziałuje negatywnie. Ukraińcy nic z tym nie mogą zrobić i prawdopodobnie ocenili, że są w stanie wytrzymać i poświęcić się pół roku, może rok, by uzyskać powodzenie militarne. Jeśli wyprą Rosjan ze swojego terytorium, nawet ze stanu sprzed 24 lutego, to odzyskają swobodę zarządzania państwem, staną na liniach obronnych i wtedy będą liczyć na pomoc gospodarczą i ruszenie z odbudową.

Zdaniem szefa MSZ Ukrainy, jeśli Kijów otrzyma "jeszcze większe wsparcie wojskowe, będzie w stanie odepchnąć Rosjan z obwodu chersońskiego, pokonać Flotę Czarnomorską i odblokować przejście".

Dzięki dostawom broni obniżana jest zdolność i potencjał militarny Rosji. Ukraińcy bez tego nie daliby sobie rady. Najbardziej jest to widoczne w kwestii wywiadowczego rozpoznania. Ukraińcy dostają informacje: w jaki sposób i gdzie przemieszczają się rosyjskie wojska. Niemniej ważne są również dostawy amunicji. Jeśli Kułeba mówi o możliwości odzyskiwania utraconych ziem, to pokazuje Zachodowi, który wspiera Ukrainę, że podjął dobrą decyzję. Ale też naciska na Zachód na szybsze i większe dostawy broni i amunicji. Ukraińcy widzą, że Rosja traci impet.

Najbardziej stracili impet w obwodzie charkowskim, gdzie prowadzona jest kontrofensywa ukraińska. Jednak na innych odcinkach powoli, ale systematycznie przełamują linię obrony.

Ważne jest to, co zrobi dowódca operacji w Donbasie gen. Aleksander Dwornikow. Putin postawił na niego i widać zmianę rosyjskiej taktyki. Według nieoficjalnych informacji, na Kremlu odebrano FSB odpowiedzialność za działalność wywiadowczą na Ukrainie i przerzucono ją na GRU, czyli wywiad wojskowy.

Co to oznacza dla działań wojennych w Ukrainie?

Za rozpoznanie wywiadowcze na terenie Ukrainy odpowiadał 5. Wydział Federalnej Służby Bezpieczeństwa. W połowie marca kierownictwo tej służby miało się znaleźć w areszcie domowym. Rosjanom nie idzie, tego nie da się ukryć. Sądzę, że wojskowi, czyli MON i GRU, obciążyło winą za niepowodzenia i kiepskie rozpoznanie właśnie FSB. A dokładniej za brak kompletnych informacji na temat prowadzenia inwazji na Ukrainę. Wydaje się, że coraz większy wpływ na decyzję Putina uzyskuje na Kremlu militarna strona. Może ona podsuwać rosyjskiemu dyktatorowi przeróżne pomysły - z powszechną mobilizacją, wysłaniem na front coraz większej liczby ludzi, a także wyciąganiem sprzętu z magazynów. Sprzętu może mało sprawnego i niezbyt świeżego, ale w opinii wojskowych – niezbędnego. Nie wykluczam, że Rosja może kierować jeszcze dodatkowo na wojnę ludzi i sprzęt przez dwa-trzy miesiące.

A jeszcze mają skąd ten sprzęt dostarczać? Według niektórych zachodnich źródeł, sankcje uderzyły na tyle mocno w przemysł zbrojeniowy, że trudno obecnie Rosjanom "rzucić" do walki nowe partie broni.

Brakuje im części do zaawansowanej technologicznie broni, czyli do rakiet Kalibr, do rakiet typu Onyx, do bezzałogowców. To, że oni wystrzeliwują te rodzaje broni na cele niepasujące do priorytetów świadczy, że nie mają innych zasobów. Są "krótcy", albo dowódcy decydują się bezmyślnie użyć i strzelają tym co mają. Nie znamy do końca potencjału ilościowego sił zbrojnych Rosji. Oni nadal wyciągają z magazynów czołgi, ale nie wiemy, na ile są sprawne. Na siłę mogą przemieszczać się w Ukrainie. Pytanie, na ile Ukraina jest w stanie je zatrzymywać i niszczyć.

Po drugiej stronie mamy dostawy nowoczesnego sprzętu…

Dzięki nim Ukraina może sprawnie prowadzić obecnie niszczące uderzenia. I to nie tylko w Rosjan w bezpośrednim kontakcie, ale także w zaplecze czy stanowiska artyleryjskie. Haubice, które otrzymali, mają zasięg znacznie większy i precyzyjniejszy, aniżeli ma sprzęt rosyjski. Być może dlatego Rosjanie uaktywnili w ostatnim czasie lotnictwo - bombowce strategiczne i bombardowania z wysokiego pułapu. Ale są to maszyny latające bardzo wysoko. Rosjanie muszą więc obawiać się broni niszczącej na małej wysokości, czyli wyrzutni przeciwlotniczych.

Jakiego jeszcze sprzętu z Zachodu Ukraina potrzebuje, żeby skutecznie się bronić i prowadzić później ofensywne działania?

Każdego… A najlepiej takiego, który Ukraińcy potrafią od razu obsługiwać. Ukraina nie ma problemu z zasobami ludzkimi wystarczającymi do walki, natomiast będzie im brakować sprzętu. Dlatego, że nie są w stanie go szybko wyprodukować i szybko przeszkolić żołnierzy z obsługi. Gdyby ktoś im dał Leopardy, to będą mieli problem. Ale z naszymi czołgami T-72, które przekazaliśmy, kłopotów w obsłudze już nie będzie. Żeby móc używać sprzęt zachodni Ukraińcy, musieliby poświęcić na to około trzech do sześciu miesięcy szkolenia. A sprzęt porosyjski wchodzi praktycznie od razu do walki. Dlatego trzeba wysyłać im te czołgi. Coś musi strzelać i zatrzymywać Rosjan. Same 100 amerykańskich haubic nie załatwi sprawy. Ukraina potrzebuje też broni strzeleckiej, granatników i przede wszystkim amunicji. Z punktu widzenia globalnego dobrze, że Zachód – poprzez dostawy broni – podjął się walki z Putinem. Warto wydawać środki, bowiem jest okazja, żeby Rosji przetrącić kręgosłup.

Widzi Pan jakiś przedział czasowy, w którym wojna w Ukrainie może się zakończyć?

Wojna zakończy się wtedy, kiedy Rosjanie stracą potencjał, a Ukraińcy przejdą do działań ofensywnych. Kiedy to będzie? Tego nikt nie wie. Minimum trzy miesiące. Maksimum 6-12 miesięcy. Ale konflikt Rosja-Ukraina nie zniknie. Ukraińskie wojska nadal będą stały na granicy. A Rosjanie z drugiej strony. Nie wiadomo też, czy Moskwa nie użyje taktycznych uderzeń jądrowych. Putina stać na wszystko. My w Polsce chcemy, żeby ta wojna się skończyła i żeby nic się nie działo. A tak przez długie lata nie będzie. Nie ma na to szans.

Rozmawiał Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie