Ujawnił korupcję w ukraińskim MON. "Gorszego ministra od Reznikowa już nie będzie"
- Miałem ogromne wątpliwości, czy publikować wyniki swojego pierwszego śledztwa. Ale pomyślałem o moim bracie na froncie i o tym, ile można byłoby kupić czołgów za ukradzione pieniądze. Moralne dylematy natychmiast się skończyły. Walka z korupcją to dla Ukrainy dosłownie walka o życie – mówi Wirtualnej Polsce Jurij Nikołow, dziennikarz śledczy, który jako pierwszy ujawnił malwersacje w ukraińskim MON.
Tatiana Kolesnychenko: W ostatnią niedzielę Wołodymyr Zełenski poinformował o odwołaniu ze stanowiska Ołeksija Reznikowa, ministra obrony Ukrainy. Co poczułeś, kiedy przeczytałeś tego newsa?
Jurij Nikołow: Satysfakcję, że pomimo wojny media w Ukrainie wciąż mają wpływ na władzę. Ale prywatnie dymisja Reznikowa jest dla mnie bez znaczenia. Nie krytykowałem konkretnie jego, tylko działania ministerstwa jako instytucji. Reznikow był tylko częścią tego problemu. On odszedł, ale system został.
Wróćmy na sam początek. Jest styczeń 2023 roku. Toczą się zaciekłe walki o Bachmut, Rosjanie prawie codziennie bombardują infrastrukturę krytyczną. Czuć zmęczenie, ale konsolidacja w społeczeństwie jest silna, więc media i eksperci wciąż trzymają się niepisanego paktu o nieatakowaniu władzy. Wtedy dostajesz dokumenty, z których wynika, że ministerstwo obrony kupuje żywność dla żołnierzy po cenach nawet trzykrotnie zawyżonych. Miałeś wątpliwości czy publikować te materiały?
Tak, bardzo się bałem. W naszym zespole byłem wręcz hamulcowym. Pewnie gdyby był to kontrakt na 40 mln euro, nie podjąłbym się publikacji. Zrobiłbym to, co robiła na początku inwazji większość dziennikarzy śledczych - odrzuciłbym temat do szuflady z napisem: "po zakończeniu wojny", bo teraz są ważniejsze sprawy. Ale trzymałem w rękach kontrakt opiewający na prawie 400 mln euro. Z czego około 150 mln stanowiła sztuczna nadwyżka cen.
Pomyślałem wtedy o swoim bracie, który jest na froncie. I o tym, że przecież takich kontraktów musi być więcej. Ile za te pieniądze można kupić czołgów? A co jeśli ukradną tak dużo, że nie zostanie na broń? Co jeśli wszystkich naszych chłopców pozabijają w okopach? Na tym moje moralne dylematy się skończyły. Zabrzmi to patetycznie, ale doszedłem do wniosku, że walka z korupcją jest w naszym przypadku dosłownie walką o życie. Ci, którzy kradną, świadomie bądź nie, pracują na rzecz Rosji. I tak opublikowaliśmy wynik śledztwa.
Była to pierwsza potężna afera korupcyjna od początku inwazji, która dodatkowo wybuchła w tak newralgicznym miejscu jak MON. Było dużo złości i rozmów o tym, że kiedy jedni giną w okopach, drudzy kradną. Po publikacji, pomimo wielu apeli, Reznikow utrzymał się jednak wtedy na stanowisku. Rozumiesz, dlaczego tak się stało? To spekulacje, ale podobno nie było chętnych, by go zastąpić.
Słyszałem i taką wersję, ale i zupełnie odwrotną, że chętni byli, ale zmian nie chciano na samej górze. Teraz to mało istotne. Zresztą uważam, że wtedy władza zareagowała odpowiednio. Po publikacji posypały się dymisje. W lutym zatrzymano Wiaczesława Szapowałowa, zastępcę i bardzo bliskiego współpracownika Reznikowa. Odpowiadał za zabezpieczenie tyłów Sił Zbrojnych Ukrainy (SZU). Potem do aresztu trafił Bohdan Chmielnicki, szef działu zakupów MON-u.
Tyle że żaden z nich nie został zatrzymany w związku ze sprawą, którą opisałeś.
Trafili do aresztów pod innymi zarzutami, ale później prokuratura zebrała materiał dowodowy i teraz obaj są objęci śledztwem w sprawie o zawyżone ceny zakupów dla Sił Zbrojnych.
Problemem było to, że Reznikow nadal bronił swoich podwładnych. Nawet pomimo tego, że na ustawionych przez nich kontraktach budżet państwa stracił miliardy. Nie chodzi przecież tylko o żywność. Na jaw zaczęły wychodzić fakty, że MON zawierał kontrakty z podejrzanymi zagranicznymi firmami, wpłacał im ogromne pieniądze, a potem po tych formach ginął ślad. W efekcie Ukraina traciła miliardy, ale nadal nie miała ani broni, ani kamizelek.
Na tej liście jest też firma z Polski, która miała otrzymać kontrakt o wartości 24,5 mln euro, ale hełmy i kamizelki okazały się tak kiepskiej jakości, że MON je zwrócił. Dziś ta firma jest wśród 10 największych dłużników ministerstwa. Było więcej takich przykładów?
To śledztwo przeprowadził akurat portal Ukraińska Prawda, więc nie jest to moja działka. Ale w tym przypadku zasada jest ta sama: MON kupowało znacznie drożej od pośrednika, zamiast zamówić taniej od producenta. Takich przykładów jest znacznie więcej.
Reznikow nieudolne próbował się tłumaczyć, a ja utwierdzałem się w przekonaniu, że broni istniejącego układu.
W pewnym sensie bronił go też Wołodymyr Zełenski. W jednym z wywiadów powiedział, że w marcu 2022 roku popełniono dużo błędów. Decyzje, które wtedy zapadały, należy traktować z dużą rezerwą, bo kraj walczył o przetrwanie. Zresztą Szapowałow też wykorzystał ten argument. Z więzienia napisał list do prezydenta, oskarżając go, że mieli umowę: najważniejsze to zabezpieczyć wojsko. Teraz twierdzi, że jego areszt to prześladowania polityczne. Więc może Reznikow świadomie podejmował złe decyzje, bo po prostu nie było czasu i możliwości na inne ruchy?
W dużym stopniu zgadzam się z Zełenskim. W marcu 2022 roku, kiedy Rosjanie stali pod Kijowem, byliśmy w tak ciężkim położeniu, że nie miałbym pretensji do MON, gdyby wtedy podpisywało kontrakty z zawyżonymi cenami. Najważniejsze wtedy było, by przeżyć i zabezpieczyć wojsko. Choć chciałbym zapytać Zełenskiego i ówczesnego ministra obrony, dlaczego magazyny były puste, pomimo że partnerzy ostrzegali Ukrainę o nieuniknionej inwazji?
Sęk w tym, że kontrakty, o których pisałem, były zawierane pod koniec 2022 roku. Kilka miesięcy przed tym wyzwolono obwód charkowski, następnie Chersoń. To był moment zwrotny. Ludzie nagle ulegli optymistycznemu przekonaniu, że zaraz przyjdzie koniec tego koszmaru. I w społeczeństwie, i we władzy nastąpiło rozprężenie. Niektórzy urzędnicy uznali najwyraźniej, że to odpowiedni moment, aby przywrócić stare praktyki korupcyjne. Czuli, że teraz nikt im nie patrzy na ręce, bo media skupiają się na opisywaniu rosyjskich zbrodni wojennych.
Ale wracając do pytania, czy Reznikow wiedział o korupcji w ministerstwie. Moim zdaniem nie tylko wiedział, ale i był integralną częścią tego systemu. W lecie odkryliśmy kolejne niekorzystne kontrakty i po ich analizie już nie miałem żadnych wątpliwości.
Mówisz teraz o aferze z kurtkami dla żołnierzy, które z Turcji wyjechały jako letnie, a do Ukrainy dotarły już jako zimowe. Przy tym cena za kurtkę zmieniła się z 29 dolarów na 86.
Tak, kluczowe jest to, że półtorej doby przed zawarciem kontraktu z turecką firmą Vector Avia, Reznikow osobiście podpisał rozporządzenie, w którym zezwolił przyjąć do magazynów kurtki de facto bez żadnej kontroli jakości.
Wystarczy, że miały dwa rękawy, kieszenie i zamek. Bardzo obniżono wymogi techniczne. Na przykład według specyfikacji MON-u tkanina, z której są wykonane kurtki, powinna mieć wytrzymałość 1400 niutonów (jednostka siły w układzie SI – red.). Tym sposobem określa się odporność na rozdarcie. Kurki, które przyjechały z Turcji, miały wytrzymałość 450 niutonów.
Były bardzo złej jakości, choć kosztowały, jakby były towarem z wysokiej półki. Obrazowo - zapłaciliśmy jak za Mercedesy, ale dostaliśmy Lanosy. Ale najciekawsze jest to, że jednym z właścicieli tureckiej firmy Vector Avia okazał się Oleksandr Kasaj. To 26-letni piłkarz ręczny, który dostał kontrakt na prawie 40 mln dol.
Tak się składa, że jest siostrzeńcem Henadija Kasaja, deputowanego z prezydenckiej partii Sługa Narodu i członka parlamentarnej Komisji Bezpieczeństwa Narodowego, Obrony i Wywiadu w Radzie Najwyższej Ukrainy.
Jest to komitet, który kontroluje działalność MON, ale nic złego w kontrakcie na kurtki nie zobaczył.
To wszystko wskrzesiło w mojej pamięci stare czasy, kiedy korupcja w Ukrainie miała wielopiętrową formę. Nie chciałbym, by to wróciło. Tu nie wystarczy zmienić tylko ceny w kontraktach, musimy zreformować cały system.
Zełenski jednak pożegnał Reznikowa, nie mówiąc słowa o korupcji w MON. Tłumaczył zmianę "potrzebą nowego podejścia".
Nie jest to dziwne, bo w tej chwili Reznikow jest czysty. Żaden organ ścigania nie postawił mu zarzutów. Formalnie nie ma do niego żadnych zastrzeżeń.
Rozumiem też, że Reznikow jest człowiekiem, który zna bardzo dużo wrażliwych informacji. Kłócić się na odejście z kimś, kto może zaszkodzić - to byłoby niemądre.
Więc Reznikow spokojnie pojedzie do Londynu jako ambasador Ukrainy? Taką przyszłość przepowiadają mu wszystkie ukraińskie media.
Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Spaliłbym się ze wstydu, gdyby Wielka Brytania otrzymała takie oblicze Ukrainy. Byłoby to, delikatnie mówiąc, nietaktowne.
Jak wysoko sięgał według ciebie ten korupcyjny schemat? W jednym z wywiadów powiedziałeś, że swoją rolę mógł w tym odegrać Andrij Jermak, szef administracji Zełenskiego i jego najbardziej zaufany współpracownik.
Ministerstwo obrony jest pod kontrolą Jermaka. Reznikow jest w orbicie jego wpływów, podobnie jak kolejny zastępca ministra – Denys Szarapow. Jermak i Szarapow prowadzili razem firmę. Więcej na ten temat muszą nam powiedzieć prokuratura i sądy.
Nowego ministra obrony Rustema Umierowa też wiążą z Jermakiem.
Też nie widzę w tym nic dziwnego. Jermak dziś jest potężną postacią w ukraińskim systemie władzy. Bez jego aprobaty nie można awansować na żadne wysokie stanowisko.
To człowiek, bez którego Wołodymyr Zełenski nie wyobraża sobie pracy. De facto postawił Ukraińcom ultimatum: przyszedłem do władzy razem z Jermakiem i z nim odejdę. Głosowaliśmy na Zełenskiego, a otrzymaliśmy duet.
Ale obecnie to nie jest największy problem Ukrainy. Co i jak robił Jermak, będziemy ustalać dopiero po wojnie.
Teraz najważniejsze jest pokonanie Rosji. I walka z korupcją jest jednym ze sposobów na to. Zełenski jest teflonowy, cieszy się bezwarunkowym wsparciem społeczeństwa. Ten immunitet rozprzestrzenia się też na Jermaka, ale nie na jego zastępców i ministrów.
Wróćmy do Rustema Umierowa. W zachodnich mediach jest przedstawiany jako rozsądny kandydat na ministra. Doświadczony menadżer z nieposzlakowaną opinią. Zarządzał Funduszem Majątku Państwowego, który zawsze był siedliskiem korupcji, ale w ciągu roku nie wplątał się w ani jeden skandal. Spodziewasz się zmian w ministerstwie?
Nie będę wypowiadał się o tym, jak dobrze Umierow radził sobie z obowiązkami w Funduszu Majątku Państwowego. Nie sądzę, aby ktoś dokładnie prześwietlał pracę tej instytucji podczas wojny.
Dla mnie Umierow jest człowiekiem kompletnie znikąd. O jego istnieniu dowiedziałem się rok temu. Pojawił się podczas negocjacji z Rosją. Wydało mi się to trochę dziwne, że deputowany z malutkiej frakcji Głos jest obecny na tak ważnym spotkaniu. Potem dowiedziałem się, że to Umierow przyczynił się do dostaw broni do Ukrainy, a to oznacza, że musiał mieć duże zaufanie władz.
Czy będzie dobrym ministrem obrony, pokaże czas. Są obawy, że zmuszą go do pozostawienia niektórych zastępców, którzy pracowali przy poprzednim ministrze. Więc Umierow obejmuje posadę, ale nie będzie miał pełnej kontroli nad resortem. Dostanie też w "spadku" generałów, którzy przez dziesięciolecia nic innego nie robili, tylko kradli. Będą ciągle oszukiwać, szantażować, sabotować. Wszystkich nie zwolnisz.
Gdyby na pytanie: "czy można zreformować MON?", Umierow uczciwie odpowiedział: "Nie wiem", przyjąłbym to z dużym zrozumieniem. Wierzę natomiast, że gorzej niż za czasów Reznikowa już raczej nie będzie.
A co z dostawami broni dla Ukrainy? Zgodzisz się, że jednej rzeczy nie można Reznikowowi odmówić - miał dobre relacje z zachodnimi partnerami. Dopiero się okaże, czy Umierow będzie potrafił tak czarować swoich zachodnich odpowiedników.
Oczywiście, Reznikow robił pozytywne rzeczy. Bardzo dobrze włada językiem angielskim, miał świetne relacje ze wspomnianymi przez panią partnerami. Ale dostawy broni nie zależą od uroku osobistego ministra. Podam przykład. Na dzień przed ukazaniem się ustaleń naszego pierwszego śledztwa o zakupach żywności dla wojska, w Ramstein odbyło się spotkanie. Ukraina znowu nie otrzymała zgody na przekazanie czołgów Abrams i Leopard. Opublikowaliśmy nasz artykuł. Ministerstwo Obrony oskarżyło mnie o osłabienie zdolności obronnych Ukrainy, straszyło pozwem. Ale kilka dni później zaczęły się dymisje, potem zatrzymania.
Ukraina pokazała, że nawet podczas wojny jest w stanie walczyć z korupcją. Nasi zachodni partnerzy zareagowali na to natychmiast. Rzecznik departamentu stanu publicznie podziękował nam za to śledztwo, a kilka godzin po nim prezydent USA Joe Biden powiedział, że jest pod wrażeniem tego, jak Ukraina walczy z korupcją i zapowiedział dostawy Abramsów. Wkrótce potem Niemcy ogłosili, że dostarczą Leopardy.
Gdzie tu jest zasługa ministra obrony Ukrainy? Wszystkie negocjacje dotyczące broni odbywają się na najwyższym szczeblu władzy. Ministrowie spotykają się, żeby porozmawiać o szczegółach, dostawach, logistyce. Są wykonawcami. Reznikow dostał w swoim resorcie największy budżet w historii, bo obecnie połowa budżetu Ukrainy jest przeznaczana na obronność. Miał potężne możliwości, ale pozwolił, aby z ministerstwa wyprowadzano miliardy.
Jakiś czas temu Zełenski zapowiedział, że chce, aby na czas wojny korupcja w dużych rozmiarach została przyrównana do zdrady państwowej. Wyższe wyroki, większa presja. Czy to będzie odstraszać nieuczciwych urzędników?
To akurat bardzo zły pomysł. Nawet przy obecnie obowiązującym prawie jest problem z wsadzaniem za kratki osób, które dopuściły się korupcji. Nie widzę sensu, by podnosić kary, skoro i tak będą one trudne do wyegzekwowania. Oceniam ten pomysł jako decyzję polityczną.
Wielu działaczy antykorupcyjnych obawia się, że wówczas duże sprawy zostaną zabrane z niezależnego Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU) i przekazane do Służby Bezpieczeństwa (SBU), którą kontroluje administracja prezydenta.
Takie niebezpieczeństwo istnieje. NABU jest nową instytucją w Ukrainie. Zostało utworzone w 2015 roku, po Rewolucji Godności. Poszło tam pracować dużo uczciwych i utalentowanych ludzi. Są bardzo skuteczni i choć nie dosięgli do najwyższych władz, przynajmniej cokolwiek robią.
Z kolei SBU jeszcze do niedawna sama sobą reprezentowała wszystkie choroby systemu. Dlatego zabieranie z NABU spraw, dotyczących skorumpowanych top urzędników już samo w sobie jest powrotem do starych czasów.
Jako przykład można podać sprawę Olega Tatarowa. W czasach rządów Janukowycza ten człowiek pracował w MSW i był współodpowiedzialny za brutalne rozpędzenie Majdanu.
Ale od 2020 roku Tatarow pracuje w administracji prezydenta i odpowiada za koordynację służb siłowych. Innymi słowy - szefowie SBU, MSW i innych służb składają przed nim raporty.
Parę lat temu NABU wszczęło śledztwo dotyczące korupcji w branży budowlanej, figurantem sprawy był Tatarow. Ale z jakiegoś powodu prokurator generalny zabrał sprawę u NABU i przekazał ją SBU. Szybko została umorzona. Więc pomysł Zełenskiego jest bardzo zły i mam nadzieję, że nigdy nie zostanie zrealizowany.
Cały czas przywołujesz przykłady i mówisz o powrocie do "starych czasów". Czy wojna nic nie zmieniła w Ukrainie?
Odwrotnie! Uważam, że idziemy w bardzo dobrym kierunku. Walka z korupcją jest trochę jak ofensywa na Zaporożu. Idziemy powoli, mozolnie, ale ciągle naprzód. Ostatnie afery korupcyjne nie były historiami o "zdradzie i bezsilności", a raczej dowodem tego, że państwo może i musi reagować.
Po publikacji naszych śledztw zakupy tak zwane niezbrojne, czyli np. wyżywienie czy ubrania, stały się bardziej przejrzyste. Efekty już widać. Ceny wyżywienia spadły dwa, trzy razy. Na przykład, jeśli w skandalicznych kontraktach cena za kilogram ziemniaków wynosiła ok. 0,6 euro, teraz to jest 0,2. Cena wody butelkowanej, która trafia do chłopców do okopów, obecnie jest niższa niż przed inwazją. Wystarczyło przeprowadzić uczciwy przetarg.
To są małe rzeczy, ale na nich w ciągu roku MON zaoszczędzi miliardy. Oczywiście system został, zostali nieuczciwi urzędnicy. Nie mam wątpliwości, że będą próbować wrócić do starych praktyk, jak tylko opadnie kurz. Korupcja to stan duszy. Ale od tego jesteśmy – żeby patrzeć im na ręce. I mam wrażenie, że teraz już nikt nie ma wątpliwości: pisanie nawet o tak wrażliwych rzeczach, jak korupcja w MON podczas wyniszczającej wojny, ma ogromny sens.
Jurij Nikołow - urodził się w 1973 roku w Królewcu w obwodzie sumskim. Ukończył Sumski Uniwersytet Państwowy, uzyskując dyplom inżyniera elektromechanika. W ukraińskich mediach pracuje od 1999 roku. Jest czołowym dziennikarzem śledczych, specjalizuje się w malwersacjach przy przetargach państwowych. W 2010 roku był współzałożycielem śledczego portalu "Nasze Pieniądze" (Nashi Groshi). Za ostatnie śledztwo o korupcji w MON otrzymał nagrodę szwedzkiej fundacji Svenska Dagbladet. Całe stypendium – 10 tys. euro – przekazał na zakup dronów dla ukraińskich sił zbrojnych.