Ufny, szczęśliwy i przepełniony radością. Takim zapamiętam Pawła Adamowicza
W niedzielę cieszył się jak dziecko, że zebrał 5317 zł na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Pomagać innym, dbać o swój ukochany Gdańsk. Taki był Paweł Adamowicz, takim Go zapamiętam.
Zacznę od ostatniego wspomnienia. Pamiętam ciszę w poczekalni Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. Bliscy i współpracownicy Pawła Adamowicza, siedzący w ciszy, w skupieniu, bladzi i zmęczeni oczekiwaniem. Oparci o ściany, przysypiający. Każdy zamknięty w sobie. To była piąta godzina czekania na wieści o prezydencie Gdańska. Tak właśnie wygląda poczekalnia w szpitalu: czekanie ciągnące się przez wieczność.
Zawsze miał czas dla wszystkich
Nie tak zapamiętam Pawła Adamowicza. Nie z ciszy, nie z przygnębienia. Paweł Adamowicz był kwintesencją życia: poczucia humoru, uśmiechu, życzliwości i nadziei. Pamiętam jego inteligencję, błyskotliwość i pracowitość.
Kiedyś, mu mojemu zdziwieniu, zobaczyłem pod jego gabinetem, na 3. piętrze Urzędu Miasta, mojego znajomego z „dzielni” – 13-letniego Kajtka. „Kajtek, co robisz u prezydenta?”. Okazało się, że chłopiec ma hobby: odnawia stare składaki i motorowery i przyszedł opowiedzieć o tym prezydentowi Gdańska. Ten go przyjął, wysłuchał, obiecał pomoc.
Taki był Adamowicz: miał czas i dla księżnej Kate, i dla ambasadora Wielkiej Brytanii, ale też dla Kajtka od składaków. Adamowicz miał jedną fascynację, która przekreślała wszystko inne: to był jego ukochany Gdańsk. Chciał wiedzieć, co robią w nim profesorowie, biznesmeni, piłkarze Lechii, lekarze; ale też co robią w garażach nastolatki z pasją.
Wierzył w wolność
Kochał wielkie idee: wzorował się na nauce Jana Pawła II, papieża Franciszka i na dziedzictwie Solidarności Lecha Wałęsy. Myślał o sprawach fundamentalnych: o prawach człowieka, o Konstytucji, o przyjęciu na leczenie dzieci uchodźców. Wierzył w wolność słowa, solidarność ze słabszymi i ideę europejską.
Ale potrafił przełożyć te wielkie idee na prozaiczną codzienność. Nie był nudnym i nadętym profesorem. Potrafił rozbawić wszystkich dobrym żartem, opowiedzieć celną anegdotę. Siedział z ubogimi repatriantami z Kazachstanu w ich nowym gdańskim mieszkaniu, próbując ichnich pierogów i przy okazji zabawnie kalecząc ruskij jazyk.
Był ciekaw, co dzieje się w Gdańsku i co dzieje się w Europie. Wydawało mi się, że zawsze był w pracy – albo pracował w swoim gabinecie, albo jeździł po Gdańsku na dziesiątki spotkań, albo leciał do Brukseli czy Frankfurtu, żeby przypomnieć tam o polskiej przynależności do Unii.
Jego oczkiem w głowie była edukacja obywatelska. Sam prowadził lekcje w liceach. Uczył czym jest samorządność: zachęcał młodych ludzi, by już jako nastolatki zakładali kluby, stowarzyszenia, społeczności w szkołach i w parafiach. By uczyli się, co to znaczy samemu brać odpowiedzialność za siebie i miasto i kraj, a nie czekać, co zrobi za nas rząd.
Na koniec dnia lubił usiąść przy kieliszeczku whisky i opowiadać historie ze swojego życia: jak walczył z komunistyczną milicją jako zbuntowany student na ulicach Gdańska. Albo momenty z życia swoich przodków – Kresowiaków, którzy żyli w wielokulturowej Polsce, obok Ukraińców, Białorusinów i Żydów. Wyluzowany i uśmiechnięty, wierzył, że ciężka praca z całego dnia nie poszła na marne.
Ostatni dzień Pana Prezydenta
Dzień, w którym został zaatakowany, był kwintesencją jego całego życia. Rano msza święta – bo był głęboko wierzący, choć nigdy nie odrzucał ludzi innych religii czy ateistów. Potem, od godz. 15, z puszką i w otoczeniu młodych wolontariuszy, kwestował na WOŚP na ulicach gdańskiej starówki. Cieszył się jak dziecko, że zebrał 5317 zł. Przy okazji mógł przecież porozmawiać z mieszkańcami i zrobić dobry uczynek. Potem znalazł jeszcze czas na protest pod gdańskim sądem w obronie praworządności i Konstytucji. I oczywiście nie mogło go zabraknąć o godz. 20 na Światełku do Nieba. Musiał podziękować gdańszczankom i gdańszczanom za szczodrość i dobroć. Musiał tam z nimi być.
Gdy umierał – dźgnięty bandyckim nożem – był ufny, szczęśliwy i przepełniony radością. Spędził bowiem kolejny dzień na czynieniu dobra w swoim ukochanym Gdańsku.
_Sebastian Łupak. Dziennikarz Wirtualnej Polski, który pracował z prezydentem Pawłem Adamowiczem jako dziennikarz miejskiego portalu gdansk.pl _