PolskaUdusił swoje dzieci, potem powiadomił kolegę sms-em

Udusił swoje dzieci, potem powiadomił kolegę sms‑em

Zarzuty zabójstwa dwójki swoich dzieci: 4,5-letniej dziewczynki i 7-letniego chłopca - przedstawiła łódzka prokuratura 42-letniemu b. policjantowi Januszowi T. Mężczyźnie grozi kara dożywotniego więzienia. Policjantów zaalarmował jej znajomy, który dostał od swojego kolegi dziwne i niepokojące sms-y, mogące wskazywać na to, że mógł coś zrobić swoim dzieciom.

23.12.2010 | aktual.: 23.12.2010 13:28

W prokuraturze mówił, że zabił dzieci, bo chciał zemścić się na żonie, która - według jego informacji - chciała wyjechać za granicę. Prokuratura skieruje w czwartek do sądu wniosek o jego tymczasowe aresztowanie. Mężczyźnie grozi dożywocie.

Ciała 4,5-letniej dziewczynki oraz 7-letniego chłopca znaleziono we wtorek po południu w mieszkaniu przy ul. Szpitalnej w Łodzi. Policjanci zatrzymali w mieszkaniu 42-letniego ojca dzieci Janusza T., byłego policjanta. Był pijany, miał dwa promile alkoholu w organizmie.

Szokująca zbrodnia

Prokuratura przedstawiła 42-latkowi dwa zarzuty zabójstwa swoich dzieci przez uduszenie. Mężczyzna przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia, z których wyłania się szokujący obraz zbrodni.

Wynika z nich, że w przeddzień zbrodni podjął ostateczną decyzję, że zabije swoje dzieci; zamierzał także - jak wyjaśniał - popełnić samobójstwo. Zabójstw dokonywał systematycznie. Najpierw odebrał ze szkoły 7-letniego syna, zaprowadził go do domu i tam udusił.

- Później odebrał córkę z przedszkola i ją również pozbawił życia w mieszkaniu. Zrezygnował ostatecznie z próby samobójczej, ale nie potrafił wyjaśnić dlaczego - relacjonował wyjaśnienia podejrzanego rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania.

Z relacji Janusza T. wynika, że była to zbrodnia z zemsty na żonie. - Mówił, że chciał w ten sposób zemścić się, ponieważ był przekonany, że żona zamierza wyjechać za granicę. Mówił też, że żałuje tego, co zrobił - dodał Kopania.

Prokurator przyznał, że w tej sprawie - podobnie jak w przypadkach innych zbrodni - konieczne będą badania psychiatryczne podejrzanego.

Wstępne wyniki sekcji zwłok dziewczynki wskazują, że dzieci zostały uduszone; prokuratura czeka na wyniki sekcji zwłok chłopca.

Niepokojące sms-y

Tragedia rozegrała się w mieszkaniu w bloku przy ulicy Szpitalnej w Łodzi, które od trzech miesięcy wynajmowała czteroosobowa rodzina. Policjantów zaalarmował jej znajomy, który dostał od swojego kolegi dziwne i niepokojące sms-y, mogące wskazywać na to, że mógł coś zrobić swoim dzieciom.

Znajomy rodziny pojechał do mieszkania na ulicę Szpitalną, ale 42-letni ojciec dzieci nie chciał wpuścić go do mieszkania; nie chciał też otworzyć drzwi policjantom. Dopiero gdy na miejsce ściągnięto wysięgnik strażaków, otworzył drzwi.

W mieszkaniu - w dużym pokoju - znaleziono ciała dwójki dzieci: 4,5-letniej dziewczynki i 7-letniego chłopca. Próbowano je reanimować, ale lekarz stwierdził zgon. Na ciałach dzieci nie było widać wyraźnych śladów obrażeń. Już pierwsze oględziny wskazywały jednak, że przyczyną zgonu mogło być uduszenie.

Prokuratura i policja przeprowadziła oględziny mieszkania. Zabezpieczono wiele śladów, m.in. biologicznych, a także materiał porównawczy do badań, w tym odzież sprawcy.

Uchodzili za "spokojną" rodzinę

31-letniej matki, która jest policjantką, nie było w domu. W stanie szoku kobieta trafiła do szpitala, ale na własną prośbę została wypisana. Następnego dnia została przesłuchana.

Trwa ustalanie przyczyn tragedii. Wiadomo, że rodzina wynajmowała mieszkanie od trzech miesięcy; sprowadziła się tam po sprzedaży domu w okolicach Zgierza. Wcześniej mieszkała w woj. zachodniopomorskim.

Według nieoficjalnych informacji ze źródeł zbliżonych do sprawy małżonkowie mieli problemy związane z finansami, a także nadużywaniem alkoholu przez 42-latka. Z zeznań sąsiadów wynika, że rodzina uchodziła za spokojną; sąsiedzi nie zauważyli nic niepokojącego.

Według policji, Janusz T. przed trzema laty przeszedł na policyjną emeryturę. 10 lat temu został odznaczony Krzyżem Zasługi m.in. za uratowanie dwójki małych dzieci z pożaru kamienicy przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (15)