PolskaUczniowie mszczą się na nauczycielach w internecie

Uczniowie mszczą się na nauczycielach w internecie

Akty cyberprzemocy, czyli agresji z użyciem mediów elektronicznych - choć dokonywane w wirtualnym świecie, potrafią realnie wyrządzić bardzo dużą krzywdę. Tak było w przypadku pani Alicji, początkującej nauczycielki z Warszawy, która padła ofiarą 15-letniego ucznia. Chłopiec ukradł zdjęcie kobiety z jej prywatnego profilu na popularnym portalu społecznościowym i umieścił je z niewybrednym komentarzem wśród anonsów erotycznych. – Co dwudziesty nauczyciel doświadczył przemocy ze strony ucznia. Warto jednak zaznaczyć, że już co czwarty obawia się takiego ataku – mówi WP.PL dr hab. Jacek Pyżalski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, który od sześciu lat zajmuje się badaniem cyberprzemocy w szkole.

Uczniowie mszczą się na nauczycielach w internecie
Źródło zdjęć: © Policja.pl

05.04.2014 | aktual.: 05.04.2014 14:34

Pani Alicja (nie chce ujawniać nazwiska – przyp. red.) od zawsze chciała zostać nauczycielką. Interesowała ją praca z młodzieżą, chciała przekazywać swoją wiedzę dalej, zarażać innych swoją pasją do języka polskiego. Gdy tylko skończyła polonistykę na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, postanowiła spróbować swoich sił w stolicy. Trafiła do jednego z warszawskich gimnazjów. Zapowiadało się bardzo dobrze. Grono pedagogiczne przyjęło ją z otwartymi ramionami i już po roku pracy dostała klasę na tzw. wychowawstwo. Wtedy zaczęły się pierwsze problemy.

- Już na pierwszej godzinie wychowawczej dowiedziałam się, że jestem tak naprawdę zbędna. Trzech chłopców, którzy "przewodzili" klasie, od początku starało mi się to udowodnić. Mówili, że szkoda mojego czasu, bo oni swojego zdania nie zmienią. Nie zaakceptowali mnie, ale ja postanowiłam to zmienić. Przyjęłam dosyć radykalną taktykę: postawiłam na dyscyplinę. Bardzo szybko dziennik zapełnił się jedynkami i uwagami na temat złego zachowania uczniów. Myślałam, że się wystraszą i odpuszczą - opowiada ze łzami w oczach młoda nauczycielka.

Niestety, im bardziej kobieta „dokręcała śrubę”, tym było gorzej. Zaczęły się pierwsze wyzwiska, masowe wagarowanie i wulgarne napisy w szkolnych toaletach. Nauczycielka wciąż łudziła się, że uczniowie w końcu dadzą jej spokój. Postanowiła zmienić taktykę – wybrała najbardziej agresywnego ucznia i postanowiła przykładnie go ukarać. Najpierw jedynka, potem uwaga i wezwanie rodziców do szkoły. Pogadanka o złym zachowaniu dziecka przyniosła jednak zupełnie odwrotny rezultat. 15-latek zapragnął zemsty.

- Pewnego dnia późnym wieczorem zadzwonił telefon. Po drugiej stronie słuchawki był zdyszany facet, który strasznie sepleniąc mówił, że znalazł mój anons w internecie i chce się ze mną umówić. Byłam w szoku, ponieważ żadnych ogłoszeń nigdzie nie dawałam Powiedziałam, że to pomyłka – opowiada zaszczuta nauczycielka.

Dzień później odebrała trzy podobne telefony i kilkanaście maili o treściach erotycznych. W każdym z listów była informacja, że jest to odpowiedź na anons zamieszczony na jednej ze stron. Gdy na nią weszła zobaczyła swój podrobiony profil. Ktoś ukradł jej zdjęcie i wszystkie dane kontaktowe z Facebooka, a potem umieścił je w anonsie okraszając całość niewybrednym opisem. Kobieta była przerażona. Nie wiedziała co zrobić.

- Najpierw zgłosiłam się do administratora strony z prośbą o usunięcie wpisu, a później poszłam na policję. Już po tygodniu wyszło na jaw, kto tak bardzo chciał mi zaszkodzić. Moim prześladowcą okazał się ten sam uczeń, którego na samym początku określiłam jako najbardziej agresywnego. To nie był jednak koniec problemów - mówi 27-letnia Alicja. O sprawie zrobiło się głośno w całej szkole. Plotkowano, że młoda nauczycielka szuka cielesnych uciech w internecie, jest zdemoralizowana i nie powinna mieć do czynienia z dziećmi. Ten temat szybko podchwycili rodzice, którzy na zebraniach atakowali kobietę. Na nic zdawały się argumenty o tym, że była to forma nękania przez ucznia, bo to – w rozumieniu rodziców i nauczycieli – znaczyło, że młoda pedagog sobie zwyczajnie nie radzi.

- Codziennie po pracy wracałam do domu i płakałam do późnej nocy. Miałam wszystkiego dość. W końcu podjęłam decyzję, że odchodzę, spakowałam walizki i wróciłam na Lubelszczyznę. Do szkoły na razie nie mam zamiaru wracać – dodaje kobieta.

Takich przypadków jest o wiele więcej. Można by przypomnieć tu chociażby analogiczną sprawę z Jastrzębia Zdroju, gdzie 16-letni uczeń w podobny sposób skrzywdził kilka byłych nauczycielek. Sprawa była o tyle poważniejsza, że każda z nich ma męża i dzieci. Po kilku miesiącach szykanowania sprawę zgłosiły policji. Ale z mediami rozmawiać nie chcą.

Ofiarami szkolnej agresji najczęściej padają młodzi nauczyciele. Według rzeczniczki Związku Nauczycielstwa Polskiego Magdaleny Kaszulanis, problem przemocy uczniów wobec przełożonych występuje głównie w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych.

- Zazwyczaj cyberprzemoc rodzi się z rzeczywistej agresji. Uczeń, który prezentuje takie zachowania w realnym świecie, przenosi je do sieci. Podobna zależność dotyczy ofiar. Co piąta osoba, która doświadczyła agresji elektronicznej była wcześniej szykanowana w szkole. W świetle przeprowadzonych przeze mnie badań, co dwudziesty nauczyciel doświadczył przemocy ze strony ucznia. Warto jednak zaznaczyć, że już co czwarty obawia się takiego ataku – mówi WP.PL dr hab. Jacek Pyżalski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, który od sześciu lat zajmuje się badaniem cyberprzemocy w szkole.

Jak dodaje dr hab. Jacek Pyżalski, podobne badania były prowadzone w innych krajach Europy, np. w Wielkiej Brytanii czy we Włoszech. Polska plasuje się w środku skali na ich tle. Nie jesteśmy więc liderem, jeśli chodzi o agresję wśród uczniów.

- Często granica między głupim żartem a internetową przemocą zaciera się. 37 proc. z przebadanej przeze mnie grupy gimnazjalistów przyznała się, że skrzywdziła kogoś nieumyślnie. Młodzi ludzie nie myślą o konsekwencjach swoich czynów, a poza tym nie widzą bezpośredniej reakcji osoby poszkodowanej, która siedzi po drugiej stronie monitora - mówi WP.PL prof. UAM w Poznaniu.

Według eksperta ważna jest nowoczesna edukacja w szkołach, która nauczy dzieci, jak odpowiedzialnie korzystać z nowych mediów. Większość z nich czuje się bowiem w internecie osamotniona i musi poszukiwać informacji na własną rękę.

- Nauczyciele chcieliby mówić o agresji w sieci, ale woleliby, aby ciężar tej dyskusji wziął na siebie ktoś inny. Trudno przyznać się do tego, że jest się gnębionym i upokarzanym przez dziecko, którego wychowaniem powinniśmy się zająć - mówi Tomasz Wojciechowski z fundacji Falochron, która prowadzi ośrodek interwencji w kryzysach wywołanych przemocą szkolną. Jak dodaje, pedagodzy rzadko osobiście zwracają się do nich o pomoc. Jeżeli to robią, są już naprawdę zdesperowani.

- Na pewno istnieje bardzo duża liczba nauczycieli, która ma problem z agresją ze strony uczniów - zarówno wirtualną jak rzeczywistą. Zdarzają się wyzwiska a nawet przemoc fizyczna. Najczęściej są to jednak inne formy, bardziej bierne, np. odmowa odpowiedzi czy odmowa wykonania poleceń – mówi Tomasz Wojciechowski.

Według niego bardzo często zdarzają się przypadki nękania w sieci. Ostre komentarze na forach, memy, filmy z nazwiskami – to norma. Działa to na zasadzie: wykorzystam twój wizerunek i go zbluzgam.

- Jeżeli dochodzi do aktów przemocy, to znaczy, że w danej szkole jest na to przyzwolenie. I jeśli nauczyciel zgłasza taki problem, wtedy obnaża złe funkcjonowanie danej kadry nauczycielskiej i naraża się swoim kolegom z pracy – twierdzi prezes fundacji Falochron. Nauczyciel ma dwa wyjścia: albo będzie osamotniony w swoich działaniach albo stworzy z resztą nauczycieli wspólny front. Bardzo często zdarza się jednak, że atakowany nauczyciel zostaje sam. Uczniowie czują, kto jest słabszy w stadzie i kogo mogą nękać.

- Wszystko zależy od pozycji osoby w danym gronie pedagogicznym. Jeżeli ktoś jest nowy i nie integruje się z resztą kadry, wtedy staje się łatwym celem. Zaatakowany nauczyciel, który zdecyduje się zgłosić sprawę musi stawić czoła uczniowi, jego rodzicom, ale też nauczycielom z którymi pracuje. To jest naruszenie pewnego tabu. Takie zgłoszenie jest odbierane przez resztę nauczycieli jako przejaw słabości - mówi Wojciechowski.

Jak zauważa prezes fundacji Falochron, przesunęły się granice postrzegania agresji przez młodych ludzi. Dla nich internetowe hejty nie są aktem przemocy, a zwykłym żartem. To normalna forma wyrażania swoich poglądów. Uczniowie mają zbyt małą świadomość konsekwencji swoich czynów. Nie widzą tego co robią swoimi komentarzami innym ludziom.

- Rodzicom wydaje się, że wiedzą znacznie mniej od swoich dzieci na temat komputerów i internetu. Czują się niekompetentni i nie chcą rozmawiać na temat sieci, żeby nie ośmieszyć się. Pamiętajmy, że nie można bać się rozmawiać o świecie wirtualnym. Trzeba uważnie słuchać, tego co dziecko mówi i budować wzajemne zaufanie. Pamiętajmy, że samo kontrolowanie nastolatka nic nie da – dodaje Tomasz Wojciechowski.

- Często trafiają do nas sprawy nauczycieli, którzy w wyniku przemocy w internecie, mają poważne kłopoty ze zdrowiem. Doszli do takiego momentu wyczerpania, że nie są w stanie dalej pracować w swoim zawodzie – mówi WP.PL Magdalena Kaszulanis rzecznik prasowy Związku Nauczycielstwa Polskiego.

- Udzielamy im wsparcia psychologiczno-prawnego. Staramy się pomóc poprzez kontakt ze specjalistami, rozmowę i bezpośrednie wsparcie zarówno na poziomie zarządu głównego jak i lokalnych struktur.

Jak zaznacza Kaszulanis, według badań sprzed kilku lat, aż co czwarty nauczyciel padł ofiarą przemocy internetowej. Należy się tylko domyślać, że w związku z rozwojem technologicznym, te ataki przybrały na sile...

- Należy organizować w szkołach zajęcia dotyczące cyberprzemocy. Pokazywać uczniom negatywne skutki ich działań, które mogą być dla nich atrakcyjne ze względu na pozorną anonimowość. Bardzo ważne są także szkolenia dla nauczycieli, które by pokazywały, że szybka i stanowcza reakcja odnosi skutki. Nie należy czekać na eskalację agresji, trzeba reagować już na samym początku i zgłaszać sprawę dyrekcji szkoły, a w tych bardziej drastycznych przypadkach policji – mówi rzecznik ZNP.

Jan Stanisławski, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)