Uczelnie w USA rezygnują z nauki języków obcych
Amerykańskie szkoły wyższe rezygnują z nauczania języków obcych. Ofiarą cięć padają głównie popularne dotychczas niemiecki, francuski czy rosyjski, za to coraz więcej uczelni wprowadza naukę arabskiego i mandaryńskiego.
Zmiany wynikłe z cięć budżetowych uderzyły w najnowszych słuchaczy Uniwersytetu Stanowego Nowego Jorku (SUNY). W tym roku akademickim nie mają już możliwości specjalizowania się w francuskim, włoskim, rosyjskim oraz językach klasycznych. SUNY, który w ostatnich kilku latach stracił dziesiątki milionów dolarów pomocy z kasy stanowej, w tym roku stoi w obliczu utraty kolejnych 13 milionów. - Sytuacja osiągnęła punkt krytyczny - ostrzega administrator uczelni Susan D. Phillips.
Podobne kłopoty dotknęły inne szkoły wyższe. Stanowy Uniwersytet Luizjany wycofuje stopniowo studia germanistyki i języka łacińskiego. Ogranicza też lekcje portugalskiego, rosyjskiego, suahili i japońskiego. Uniwersytet Maine porzuca studia licencjackie z niemieckiego i łaciny. Ograniczanie nauki języków obcych nie omija także uczelni prywatnych - w renomowanym George Washington University nie obowiązuje już wymóg zaliczenia obcego języka w celu uzyskania dyplomu.
Zdaniem cytowanego przez dziennik "New York Times" profesora Boba Peckhama z Amerykańskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Francuskiego, co najmniej 54 wydziały filologii języków obcych są zagrożone likwidacją lub już zostały zamknięte.
Główną przyczyną tej sytuacji są problemy finansowe. Wiele uczelni nie może sobie pozwolić na prowadzenie kosztownych zajęć interaktywnych z udziałem niewielkiego raczej grona.
Kierujące się użytecznością władze uniwersyteckie nie przeoczyły faktu, że świat, także internetowy, zdominowany jest przez język angielski. Inne, niegdyś popularne, schodzą na drugi plan. Tym bardziej, że witryny w internecie oferują coraz trafniejsze tłumaczenia.
Paradoksalnie, liczba studentów języków obcych w USA się zwiększa, zmieniają się tylko wybierane przez nich języki. Według raportu Stowarzyszenia Języków Współczesnych, odpowiadającego za program języków obcych w tym kraju, uczy się ich najwięcej osób od 1960 roku.
Nie bez znaczenia dla zmian są względy polityczne. Chociaż amerykańscy przywódcy nie chcą mówić o tym otwarcie, po upadku Związku Sowieckiego, Waszyngton w mniejszym stopniu zainteresowany jest Europą. Ze względu na terroryzm, zagrożenie bronią nuklearną i konflikt palestyńsko-izraelski uwagę USA przykuwa świat arabski, a z powodów gospodarczych - Azja, ze szczególnym uwzględnieniem Chin.
Ta tendencja znajduje odzwierciedlenie także w nauce języków. Nasila się zainteresowanie językiem arabskim oraz mandaryńskim, którego naukę w Ameryce hojnie finansują władze chińskie. Hiszpański zyskuje natomiast na popularności z powodu licznych na amerykańskich uczelniach studentów latynoskich.
Nie wszyscy podzielają opinie uzasadniające zmiany w kształceniu. - Aby konkurować na rynkach międzynarodowych, Amerykanie muszą się uczyć języków obcych, a dla uniwersytetów, które pretendują do miana placówek badawczych, zamknięcie studiów językowych da się porównać do strzelania sobie w stopę - powiedział prof. John Micgiel z nowojorskiego Uniwersytetu Columbia. Jego zdaniem w przypadku polskiego i innych rzadziej nauczanych języków, którymi zajmuje się stosunkowo niewiele uczelni, zamknięcie każdego programu sprawia, że amerykańscy studenci są mniej konkurencyjni.
- Na moim uniwersytecie Columbia zapisy na języki krajów Środkowej i Wschodniej Europy (profesor nie bierze pod uwagę rosyjskiego) są stabilne, w przypadku polskiego - dość dobre - przekonuje naukowiec, który jest nauczycielem akademickim polskiego pochodzenia.
W opinii Micgiela każdy uniwersytet - pomimo problemów finansowych - jest zobowiązany do wspierania nauczania mniej popularnych języków. - Wraz z utworzeniem Katedry Studiów Polskich, popyt na naukę polskiego będzie tylko rosnąć - zapewnia.