"Tykająca bomba" na granicy z Ukrainą. Polskie służby nie reagują
68 wagonów z kukurydzą z Ukrainy od kilku miesięcy zalega na granicy w Dorohusku. - Smród jest ogromny, nikt nie chce się tym zająć - skarżą się mieszkańcy, którzy mają dość fetoru niosącego się po okolicy. Boją się, że dojdzie do skażenia epidemiologicznego. A służby przerzucają się odpowiedzialnością za problem.
Do redakcji WP trafiła wiadomość, że tuż przy granicy z Ukrainą stoją wagony, których zawartość przegniła, co generuje "smród nie do wytrzymania" i stanowi zagrożenie epidemiologiczne. Z wiadomości wynika, że sanepid nie chce zareagować, a dostępu do torów pilnuje straż graniczna. Dla mieszkańców to "tykająca bomba".
Informacje, które dostała WP potwierdziła sołtys Dorohuska. - Wagony są metalowe, nie przepuszczają powietrza. Przez zimę plandeki zgniły, a to co jest w środku podeszło wodą. Dla nas wszystkich jest to bardzo uciążliwe - przyznała Małgorzata Kozaczuk. - Boimy się, co będzie, jak przyjdą upały - dodała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Państwowa Graniczna Stacja Sanitarno-Epidemiologiczną w Dorohusku twierdzi, że nie posiada informacji na ten temat.
"Państwowy Graniczny Inspektor Sanitarny w Dorohusku sprawuje nadzór nad towarami, które są deklarowane na cele spożywcze i wprowadzane są do obrotu z takim przeznaczeniem. To importer ma obowiązek zgłosić towar do kontroli i ponosi jej koszty" - twierdzi Marta Kiryczuk, Państwowy Graniczny Inspektor Sanitarny w Dorohusku.
PGIS twierdzi, że "produkty importowane do Polski, w zależności od ich przeznaczenia, są kontrolowane przez różne inspekcje zgodnie z ich kompetencjami" i odesłał nas do Granicznego Lekarza Weterynarii.
Ziemowit Bernaciak w rozmowie z WP przyznał, że zna sprawę, ale dodał, że "jest ona bardzo skomplikowana" ponieważ do kontroli weterynaryjnej zgłoszono tylko 34 z 68 wagonów.
- Dostaliśmy informacje, że w środku jest kukurydza paszowa. Towar, który do nas przyjechał, był zapleśniały i nie spełniał wymogów, by dopuścić go do obrotu w Unii Europejskiej. Wydaliśmy decyzję, że nadaje się do zniszczenia - przekazał Graniczny Lekarz Weterynarii w Dorohusku.
Jak dodał, właściciel transportu odwołał się do Głównego Lekarza Weterynarii. GLW podtrzymał pierwotną decyzję, więc sprawa trafiła do sądu. - Sąd Administracyjny również zgodził się z naszym postanowieniem, ale podmiot wystąpił o uzasadnienie wyroku. Dopóki nie zapadnie prawomocne orzeczenie, nie możemy nic zrobić - stwierdził Bernaciak.
Kto odpowiada za resztę wagonów?
Co z pozostałymi 32 wagonami? Według Wojewódzkiego Inspektoratu Środowiska w Lublinie w nich też jest kukurydza. - Z informacji uzyskanych w trakcie czynności kontrolnych WIOŚ wynika, iż przewożona jest luzem i w BIO-BAGach. [...] Wagony z przedmiotową kukurydzą przyjeżdżały od początku kwietnia 2023 roku do początku czerwca 2023 r. - przekazała Beata Grzywna, główny specjalista WIOŚ z delegaturą w Chełmie.
Dodała jednak, że kukurydza stanowi produkt paszowy i biomasę, w związku z tym nie podlega pod WIOŚ. Zarówno WIOŚ jak i Lekarz Weterynarii po dalsze szczegóły odesłali nas do Krajowej Administracji Skrabowej.
Do momentu publikacji naszego materiału nie dostaliśmy odpowiedzi z KAS w Lublinie. Pytania wysłaliśmy 29 kwietnia.
Sprawą próbowaliśmy zainteresować też wojewodę lubelskiego, ale Małgorzata Torbicz z biura prasowego odpowiedziała, że "zakres merytoryczny tematu pozostaje poza kompetencjami wojewody i administracji rządowej w województwie".
Czytaj też:
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski