Tygrysy uwięzione na granicy. Kierowca ciężarówki nie kryje rozgoryczenia
Kierowca ciężarówki, w której przewożono tygrysy, jest oburzony zaistniałą sytuacją. - To niegodne, że staliśmy na granicy z powodu jakiegoś dokumentu. To jakaś niestworzona historia - twierdzi. Mężczyzna zapewnia, że do momentu przymusowego postoju na polsko-białoruskiej granicy zwierzęta karmiono i pojono.
Kierowca ciężarówki Marco Accardo w rozmowie z Polsat News powiedział, że tygrysy pochodzą z jednego z rzymskich cyrków. - Wyruszyliśmy z nimi z Rzymu w zeszły wtorek wieczorem, a tu przyjechaliśmy w czwartek. Moim zdaniem to niegodne, że staliśmy na granicy z powodu jakiegoś dokumentu. To jakaś niestworzona historia. Dokumentu, o którym nasze ministerstwo nawet nic nie wie - powiedział.
"Karmiliśmy je kurczakami"
Accardo zapewnił, że kierowcy regularnie karmili tygrysy, a zwierzę, które padło na granicy, zmarło "w wyniku stresu". Kierowca odpierał zarzuty, by zwierzę było nieprawidłowo karmione [sekcja wykazała zator w żołądku, do którego mogło dojść z powodu niewłaściwego karmienia - przyp.red.]. - Nie dawaliśmy im nie wiadomo czego, karmiliśmy je kurczakami. To dla nich odpowiednie pożywienie - zapewnił Accardo.
Kierowca podkreślił, że podczas podróży ciężarówka zatrzymywała się na przewidziane postoje na karmienie zwierząt, co może potwierdzić GPS pojazdu. - We wtorek wieczorem zatrzymaliśmy się w Arezzo w Toskanii - daliśmy im jeść, pić i pozwoliliśmy im zasnąć. Następnego dnia rano wyruszyliśmy w drogę, zatrzymaliśmy się na północy Włoch - tam też je nakarmiliśmy, a potem zatrzymaliśmy się w Czechach. Tam także dostały jedzenie i picie, a potem przyjechaliśmy tu - w miejsce śmierci - mówił w Polsat News Accardo.
Sprawę transportu tygrysów bada Prokuratura Rejonowa w Białej Podlaskiej. Śledczy postawili zarzut znęcania się nad zwierzętami 32-letniemu obywatelowi Federacji Rosyjskiej - organizatorowi transportu.
Tygrysy uwięzione na granicy
Ciężarówka utknęła na polsko-białoruskim przejściu granicznym w Koroszczynie. Białorusini nie chcieli jej wpuścić. Najpierw okazało się, że kierowcy nie mają białoruskich wiz. Potem, gdy transport przejął Rosjanin, białoruskie służby stwierdziły, że brakuje wymaganych przy transporcie żywych zwierząt dokumentów.
Ciężarówka z tygrysami w klatkach stanęła więc na parkingu przy przejściu granicznym. Jeden z tygrysów padł, zanim zdążono udzielić mu pomocy.
Po nagłośnieniu sprawy zwierzęta zgodził się przyjąć specjalistyczny ośrodek AAP w Hiszpanii. Nie można jednak było ich od razu do niego zawieźć. Tymczasowo zgodziły się je przyjąć poznański ogród zoologiczny i mini zoo w Człuchowie. Tygrysy dotarły tam w czwartek nad ranem.
"Chude, odwodnione, z zapadniętymi oczami, futra obklejone odchodami, odparzenia od moczu, w totalnym stresie, bez woli i chęci do życia. Pokrzywione grzbiety, straszliwy smród w aucie. Skrzywdzone, cierpiące i upodlone" - opisywało stan zwierząt w piątek po godz. 4 rano na swoim profilu na Facebooku poznańskie zoo.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl