"Twój brat zginął jako terrorysta". Wstrząsające metody Putina. Wiadomo już, jak werbują na wojnę

"W więzieniu będziesz miał takie piekło, że sam poprosisz o wysłanie do Ukrainy" - groźby, które dostają mobilizowani przez Putina na wojnę są wstrząsające. Nie tylko Rosjanie. - Zabierani są do specjalnych cel, regularnie bici, w wielu przypadkach straszeni gwałtem lub gwałceni - mówi Wirtualnej Polsce Walentina Czupik, prawniczka i obrończyni praw migrantów w Rosji.

Putin na poligonie w Riazaniu
Putin na poligonie w Riazaniu
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | AA/ABACA

W sobotę 15 października, na poligonie wojskowym w obwodzie biełgorodzkim w Rosji doszło do strzelaniny. Rosyjskie Ministerstwo Obrony zdawkowo przekazało, że obywatele jednego z krajów Wspólnoty Niepodległych Państw otworzyli ogień, a w tym zamachu terrorystycznym zginęło kilkanaście osób. Chwilę później dwóch napastników miało zostać zabitych.

We wrześniu władze rosyjskie przekazały, że cudzoziemcy - w większości chodzi o obywateli Azji Centralnej - otrzymają obywatelstwo w trybie uproszczonym, jeśli podpiszą kontrakt na dobrowolną służbę w rosyjskich siłach zbrojnych. Mimo, że władze Kazachstanu, Uzbekistanu i Kirgistanu zagroziły swoim obywatelom wysokimi karami, łącznie z konfiskatą mienia, za służbę w obcym wojsku, rosyjscy urzędnicy próbują wysyłać imigrantów na pole walki.

O tym w rozmowie z Wirtualną Polską opowiada pochodząca z Uzbekistanu prawniczka, obrończyni praw migrantów w Rosji Walentina Czupik.

Igor Isajew: Zwrócił się do pani krewny mężczyzny z Tadżykistanu, który prawdopodobnie strzelał na poligonie w obwodzie biełgorodzkim.

Walentina Czupik: Zadzwonił wieczorem w sobotę 15 października i powiedział, że bardzo się boi, ponieważ jego brat został zabity i uznany za terrorystę. Zapytałam: jak to się stało? Okazało się, że przebywał w kolonii karnej w obwodzie briańskim na podstawie zarzutu o handel narkotykami. Twierdzi, że zostały mu podrzucone, ponieważ nie chciał dać łapówki - to typowe zjawisko w Rosji - choć oczywiście nie ma gwarancji, że nie był w rzeczywistości handlarzem narkotyków.

Powiedział również, że pod koniec września jego brat zadzwonił z informacją, że został zwerbowany i dotkliwie pobity. W ten sposób zmuszano go do podpisania kontraktu na dobrowolną służbę wojskową. Grozili mu, że go zgwałcą. Pytał brata: może powinienem podpisać, żeby przestali mnie bić? Potem ucieknę? A może ucieknę już w Ukrainie?

Jego motywacją była więc ucieczka. I to był ostatni kontakt z nim.

We wspomnianą sobotę mój rozmówca odebrał telefon od zupełnie obcej osoby. Usłyszał: "Twój brat jest terrorystą i musi pan przyjść, złożyć wyjaśnienia". Powiedziałam, by w żadnym wypadku tego nie robił, wyrzucił kartę SIM, zmienił telefon, aby go nie namierzyli. Moja rada to: "spakuj walizki i wyjedź z kraju". Bo w Rosji, jeśli komuś już przypisze się terroryzm, to zazwyczaj oskarża się także braci i znajomych o współudział w terroryzmie.

Poradziła mu pani wrócić do Tadżykistanu?

Nie, bo to państwo ekstraduje swoich obywateli do Rosji. Poradziłam, by pojechał np. do Kazachstanu, Uzbekistanu, Gruzji, Armenii, Azerbejdżanu czy Turcji.

Następnego ranka przeczytałam o wydarzeniach na poligonie. Dotarło do mnie, że ta historia najprawdopodobniej ma bezpośredni związek z moim rozmówcą. Próbowałam do niego zadzwonić, ale był już niedostępny, usunął nawet konto w internecie. Najprawdopodobniej posłuchał mojej rady.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W jaki sposób Rosja wysyła migrantów na wojnę?

W pierwszej dekadzie października otrzymałam ogrom zgłoszeń od migrantów, którzy odbywali karę w kolonii karnej lub mieli wyroki w zawieszeniu. Zmuszano ich na potęgę do podpisywania kontraktów na służbę wojskową poprzez przemoc fizyczną i szantaż.

Jeśli ktoś jest w samej kolonii, to przychodzi tam przedstawiciel prywatnej armii wojskowej. Tak się domyślam, bo w żaden sposób się nie przedstawia. Oferuje ułaskawienie, obywatelstwo rosyjskie i pensję 150–200 tys. rubli miesięcznie (11,9–15,8 tys. zł.), a także odszkodowanie na wypadek śmierci na polu walki w wysokości 5 mln rubli (396,6 tys. zł.).

To jest pierwszy etap, ale wielu migrantów to nie idioci. Oni mają świadomość, że jest to zbrodnia wojenna i że nie powinni iść walczyć w Ukrainie jako najemnicy.

A państwa z których pochodzą grożą, że ukarzą ich za bycie rosyjskimi najemnikami?

Tak. Dziękuję dziennikarzom, którzy aktywnie o tym mówią od września. Dlatego nawet nie chcą tego robić za pieniądze. Migranci są przetrzymywani w specjalnych przeznaczonych tylko dla nich celach, są regularnie w nich bici, w wielu przypadkach straszeni gwałtem lub gwałceni. Chodzi tylko o jedno: żeby podpisywali te haniebne kontrakty. Co dzieje się dalej - czy uciekają, czy trafiają na wojnę - jest owiane tajemnicą.

Mam najnowsze zgłoszenie w sprawie obywatela Uzbekistanu, który mówi, że podpisał kontrakt w wyniku przemocy. Zniknął, by później zadzwonić do matki z jednostki wojskowej niedaleko Moskwy. Najwyraźniej rozmowa odbywała się pod wojskowym nadzorem. Powiedział, że podpisał kontrakt i pojedzie walczyć. Matka zdziwiła się, bo wcześniej zapewniał ją, że nigdy i za nic czegoś takiego nie podpisze. Że postara się znieść wszystkie tortury. Cóż, najwyraźniej nie zniósł.

Ambasady jakoś reagują na takie działania przeciwko swoim obywatelom?

Cóż, jakby to powiedzieć… Był taki przypadek w Baszkirii, gdzie grupa migrantów odmówiła podpisania kontraktu. Tą sprawą zajmowała się organizacja broniąca praw człowieka "Ruś Siedząca". Sprawa stała się głośna i dlatego zainterweniowała ambasada Uzbekistanu. Rosja się od tych ludzi się odczepiła, bo była bardzo silna presja ze strony obrońców praw człowieka. Na ambasady da się wywrzeć presję w taki sposób, ale dyplomaci sami z siebie nie rzucają się do bitwy o swoich obywateli.

Czy są imigranci, którzy dobrowolnie udają się do wojskowych urzędów, zachęceni tym, że uzyskają obywatelstwo i dobre pieniądze?

Na pewno tak jest. Spotkałam osoby, chcące zdobyć rosyjskie obywatelstwo, którzy mówili, że są zmęczeni swoją sytuacją, chcą być szanowani i dobrze traktowani, być zatrudnieni do legalnej pracy. I zapytałam ich - jaką pracę dostaniesz bez rąk czy bez nóg? O jakim szacunku możesz mówić, kiedy idziesz zabijać cywilów? A jeśli przeżyjesz i zostaniesz osądzony w swoim rodzinnym kraju, to twoja rodzina będzie zhańbiona przez wiele pokoleń. To są argumenty, które dla nich zadziałały.

Na kogo oprócz skazanych w więzieniach próbują wywierać presję władze rosyjskie?

W więzieniach jest niewielu migrantów. Więcej jest skazanych z wyrokiem w zawieszeniu. Muszą co miesiąc składać meldunek u dzielnicowego i to tam otrzymują wezwania do wojska. Jeśli nie chcą przyjąć, są bici i straszeni, że "zawiasy" zamienią im na karę więzienia.

"W więzieniu będziesz miał takie piekło, że sam poprosisz o wysłanie do Ukrainy" - takie dostają groźby.

Kolejną, jeszcze większą grupę stanowią osoby posiadające zezwolenia na pobyt czasowy oraz na pobyt stały. Jeśli masz pozwolenie na pobyt stały w Rosji, w bazach już widniejesz jako "Rosjanin", więc wezwania są przyklejane do drzwi, dostarczane do pracy.

Jak to jest możliwe, skoro nie są obywatelami Rosji?

Większość tak odpowiada: zaraz, mam kirgiski paszport, jak możecie mnie wezwać do armii? Słyszy w odpowiedzi: to nic, przyjdź do urzędu wojskowego, tam wszystko wyjaśnisz. Jeżeli obcokrajowiec z takim wezwaniem idzie do urzędu, to tam zaczynają go zastraszać, bić, zmuszać do podpisania kontraktu na służbę wojskową. W ma iść na front w charakterze "ochotnika".

Czyli kontrakt przeznaczony dla obywateli obcych krajów.

Tak. Dlatego wszystkim mówię, żeby nigdzie pod żadnym pozorem nie chodzili, żeby fotografowali te wezwania, jechali do ambasady, pisali skargi i wyjeżdżali z Rosji. Nie ma innego sposobu w Rosji na ukrycie się przed przemocą.

Tak wyglądają wezwania z rosyjskich komisariatów wojskowych, które obywatele państw Azji Centralnej otrzymali i przekazali Walentynie Czupik. Nie ma na nich wpisanego obywatelstwa, podkreśla się, że wzywa się ich na podstawie dekretu prezydenta Rosji o mobilizacji. Za brak stawiennictwa grozi karą. Na niektórych wezwaniach brakuje imienia ojca.

  • Wezwania do wojska
  • Wezwania do wojska
  • Wezwania do wojska
[1/3] Wezwania do wojskaŹródło zdjęć: © WP

Ostatnio w dużych miastach Rosji mężczyzn po prostu łapią na ulicach. Migrantów też?

Tak, są po prostu zatrzymywani przez policję na ulicy, w metrze, w pracy. Trafiają na komisariat, tam są bardzo długo przetrzymywani, poniżani, niektórzy bici. Miałam zgłoszenie od grupy migrantów, których komendant przyprowadził do celi i skuł im ręce nad głowami. W tej pozycji wisieli w kajdankach przez 11 godzin. Po tym podpisali już absolutnie wszystko.

Czasami zatrzymują i mówią: szybko podpisz tu i tu, jeśli chcesz wyjść, to się podpisz. Ludzie podpisują.

Znam przypadek obywatela Kirgistanu, który jest kurierem. Jechał na rowerze, mając pełną torbę z jedzeniem. Został zatrzymany przez policję w celu sprawdzenia tożsamości. Zabrali mu paszport, wciągnęli do radiowozu. Rzucili na podłogę, kopali, bili pałkami i żądali, aby podpisał kontrakt. Mówili otwarcie, że pojedzie do Ukrainy, ale odmówił. Był bity, także w genitalia. Pękł i podpisał wezwanie. Puścili go, a raczej wyrzucili na ulicę z połamanymi żebrami i złamanym obojczykiem.

Szukał pomocy wśród znajomych, a ci skierowali go do mnie. Kazałam mu jak najszybciej wyjechać. Na początku października przekroczył granicę między Rosją a Kazachstanem.

A dzieje się w urzędach ds. cudzoziemców, w których migranci otrzymują zezwolenia na pracę i na pobyt?

Wiem, że w moskiewskim urzędzie migracyjnym "Sacharowo" dochodzi do koszmarnego oszustwa. Najprawdopodobniej nie jest to wyjątek.

Wnioskując o zezwolenie na pracę czy pobyt, migranci podpisują ogromny pakiet papierów do podpisania natychmiast. Zadzwoniły do mnie dwie osoby, które w żaden sposób nie były ze sobą związane. Opowiedziały, że wrzucono im w pliku innych dokumentów kontrakt na służbę wojskową. Napisany bardzo drobnym drukiem. Na górze widać samo słowo "kontrakt". Ale akurat te dwie osoby doczytały się i odkryły, że są rekrutowani do ochotniczej służby wojskowej.

"Nie podpiszę tego" - tak zareagował pierwszy z moich klientów. Dziewczyna w okienku była bardzo zawstydzona: "cóż, nie to nie, dałam to, bo chciałam żebyś szybciej otrzymał rosyjskie obywatelstwo". Odparł krótko, że nie chce takiego obywatelstwa.

Drugi z nich oburzony zaczął krzyczeć, że nigdy się na coś takiego nie zgodzi. Wezwano policję, a on nie mógł złożyć dokumentów.

Znam również przypadek z obwodu moskiewskiego, gdzie mężczyźnie pani w okienku próbowała podrzucić kontrakt wojskowy. Odmówił, a ona wpadła w furię: "oto jacy jesteście, nie-Rosjanie! Przyjeżdżacie tutaj, nie chcecie otrzymać obywatelstwa, a my, Rosjanie, musimy teraz za was umierać!".

Urzędnicy migracyjni w Rosji od dawna nie mają dobrej reputacji.

Systemowa ksenofobia jest bardzo powszechna. Ludzie bywają przetrzymywani w urzędach przez wiele godzin bez jedzenia, wody i toalety; obrażani w trakcie składania dokumentów, celowo zniekształca się ich imiona lub nazwiska.

Kto jeszcze kontaktował się z panią z urzędów ds. cudzoziemców?

Jest jedna nieanonimowa historia. To Marufżon z Uzbekistanu, który od wielu lat pracuje w Rosji jako dozorca. Bardzo go cenią w pracy, przedłużał właśnie zezwolenie na pracę. Złożył dokumenty, podpisał paczkę jak zawsze bez czytania. Pojechał, aż tu w drodze do pracy został zatrzymany przez policję. Funkcjonariusze popatrzyli na jego paszport, na którym była naklejona nalepka z informacją, że złożył wniosek o przedłużenie zezwolenia i powiedzieli: "Nie deportujemy cię, bo przecież podpisałeś kontrakt na służbę wojskową, nie martw się, teraz nikt cię nie dotknie".

Był w absolutnym szoku. Przyszedł do pracy, pokazał to przełożonemu, który ma jakieś kontakty w FSB. Tam potwierdzono mu, że w paszporcie na naklejce jest litera "V", a ona oznacza, że dana osoba podpisała kontrakt.

Po kilku dniach Murafżon zgłosił się po zezwolenie, otrzymał go bardzo szybko. Urzędniczki rozmawiały z nim uprzejmiej niż zwykle rozmawiają z migrantami. Zabrały nawet do osobnego pokoju i powiedziały: "Dziękujemy, jesteś świetnym facetem, jesteś naszym przyszłym rodakiem i będziesz obywatelem Rosji, dobrze, że podpisałeś kontrakt".

Odpowiedział im, że go oszukały, że podpisał kontrakt, nie będąc świadomym treści, że będzie się skarżył i że nie pójdzie do armii rosyjskiej, bo grozi mu więzienie w jego kraju.

Wykręcił się?

Tak, wyszedł stamtąd szczęśliwy. Ale jednocześnie ma świadomość, że niedługo musi przedłużyć pobyt, i wiele rzeczy może się po drodze zdarzyć. Już oswaja się z myślą, że będzie musiał wyjechać.

  • Korespondencja Czupik z Murafżonem
  • Korespondencja Czupik z Murafżonem
[1/2] Korespondencja Czupik z MurafżonemŹródło zdjęć: © Telegram

Co się dzieje z obywatelami Ukrainy, którzy przybyli do Rosji nie w wyniku wojny, ale jako migranci zarobkowi.

Jest tu wiele różnych grup, poza zarobkowymi także ci, którzy przyjechali na studia. Zarówno w placówkach oświatowych, jak i w pracy, obywateli Ukrainy wzywają na rozmowę funkcjonariusze w cywilu (prawdopodobnie FSB) i mówią: "Dlaczego nie ubiegasz się o azyl? Jesteś agentem Ukrainy? Czy wiesz, że Ukraina chciała zaatakować Rosję? Więc albo wnioskujesz o azyl, albo cię deportujemy".

A deportują przez ośrodek deportacyjny — to de facto więzienie dla migrantów. Nie ma teraz połączenia z Ukrainą. Funkcjonariusz więc pyta: "Wiesz, że będziesz tam siedział przez całe życie?". Po takiej rozmowie większość osób, które się ze mną skontaktowały, pakowały walizki i wyjeżdżały.

Jest też grupa ludzi z terenów okupowanych, którym powiedziano, że są uchodźcami. Choć nikt ich właściwie nie pytał, czy są uchodźcami. Osoby, które się ze mną skontaktowały, nie chcą otrzymywać żadnego statusu w Rosji. Ale niestety zabierane są im paszporty i oferuje się albo dokument tożsamości osoby ubiegającej się o status uchodźcy albo nic. Mieliśmy przypadki, kiedy Ukraińcy odzyskiwali swoje paszporty za łapówki. Zdarzało się, że z pomocą wolontariuszy i w skandalu odzyskiwali swoje ukraińskie dokumenty. Było nawet, że grupa Ukraińców po prostu ukradła własne paszporty. Chcą zazwyczaj wyjechać do innych krajów.

W ośrodkach deportacyjnych sytuacja fatalna. Sądy, wydając nakaz deportacji, zazwyczaj piszą, że FSB podejrzewa ich o udział w terroryzmie, ekstremizmie i rozpowszechnianiu materiałów ekstremistycznych. Czym jest w tej interpretacji terroryzm i ekstremizm? Niezbyt jasne. Zdarza się, że wysyłali pieniądze do Ukrainy, do rodziny — i to już nazywa się "finansowaniem terroryzmu". A "rozpowszechnianiem materiałów ekstremistycznych" staje się udział w ukraińskich grupach, na przykład w domowych rozmowach prowadzonych w języku ukraińskim.

W połowie października w wielu ośrodkach deportacyjnych przyszło szefostwo i zwróciło się do Ukraińców: "Teraz będziecie tu siedzieć na zawsze, bo przeklęci Jankesi z Europejczykami nałożyli sankcje na Rosję i nie możemy was wysłać nawet do krajów trzecich".

Ile jest takich osób?

Nie mamy dokładnych informacji. Według moich szacunków, jest ich od 200 do 500. Generalnie Ukraińcy mogliby w tej sytuacji doskonale poradzić sobie sami i wyjechać samodzielnie. Ale specyficzny stosunek do Ukraińców w Rosji polega na tym, że powinni siedzieć w tych okropnych więzieniach, a nie nigdzie wyjeżdżać.

Rosja teraz zaostrza ramy prawne dla migrantów jeszcze bardziej, zresztą posiedzenie Rady Bezpieczeństwa, na którym Putin ogłosił o wprowadzeniu stanu wojennego, było anonsowane jako posiedzenie w sprawie migracji.

W Rosji obecnie jest projekt nowej ustawy o wjeździe i pobycie cudzoziemców, już trafił do Dumy Państwowej. Ustawa przewiduje, że po pierwsze, migranci będą mogli wjechać do Rosji bez dodatkowych dokumentów łącznie tylko przez 30 dni przez cały rok. Po drugie, ci, którzy wjeżdżają do Rosji na dłuższy czas w jakimkolwiek celu, będą musieli zdać egzamin z języka rosyjskiego, historię i kulturę rosyjską — i to w każdym regionie, do którego się przeprowadzą na nowo.

Czyli będą zmuszeni oświadczyć, że Krym to Rosja?

Ogólnie rzecz biorąc, tak. Będą musieli podpisać umowę lojalności, czyli de facto złożyć przysięgę wierności Rosji. Co więcej, umowa lojalności przewiduje, że zobowiązują się nie kwestionować żadnych decyzji organów państwowych podejmowanych w stosunku do nich samych w sprawach migracyjnych. To znaczy, że pozostają bez prawa do sądu. Nie będą mogli pracować tam, gdzie chcą, a pracodawcy nie będą mogli ich zatrudniać. Pracodawca będzie musiał wpisać się do specjalnego rejestru i udowodnić, że potrzebuje właśnie takich pracowników, z tego kraju. Ponadto za każdego pracownika pracodawca będzie musiał zapłacić zaliczki na podatek. Deportacja, zakazy wjazdu będą na ogół wydawane bez wyjaśnienia przyczyn i bez możliwości odwołania. Migranci znajdą się w sytuacji absolutnych niewolników, nie będą mogli zmienić pracodawcy, nie będą mogli zmienić miejsca zamieszkania, będą śledzeni przez GLONASS — rosyjski system nawigacyjny, przez chip, który zostanie wczytany w ich certyfikaty. Pocieszające jest przynajmniej to, że u nas GLONASS nie działa.

Projekt ten zakłada jednak wprowadzenie przez Rosję reżimu wizowego de facto w kontaktach z całym światem.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainierosjawładimir putin
Wybrane dla Ciebie