Twarz kobiety stanęła w ogniu. Dramatyczny finał operacji

Tragedią zakończył się rutynowy zabieg w szpitalu położonym niedaleko australijskiego miasta Melbourne. Twarz leżącej na stole operacyjnym kobiety niespodziewanie zapaliła się, a płomienie zaczęły rozprzestrzeniać się po sali. Pacjentka ledwo uszła z życiem.

Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Getty Images | hxdbzxy
Monika Mikołajewicz

26.07.2023 12:15

Dramatyczna sytuacja miała miejsce 2 marca 2020 r. w Sunshine Hospital w St Albans. Pacjentka z Melbourne miała przejść rutynowy zabieg biopsji tętnicy skroniowej. Na skutek awarii urządzenia jej twarz zapaliła się. Kobieta wyszła z tego dramatycznego zdarzenia ze "zwęgloną, czarną skórą".

Pacjenta wiła się z bólu

Choć od wypadku minęło już wiele miesięcy, dopiero teraz na światło dzienne wyszły niektóre okoliczności tragicznego zdarzenia. Opowiedziała o nich dla serwisu news.com.au Marilyn Espinola, pielęgniarka, która brała udział w zabiegu.

Kobieta opowiedziała o tym, jak nagle w sali pojawił się dym. Była zdezorientowana, początkowo nie wiedziała, co się dzieje. Słyszała tylko krzyki "Ogień! Ogień!". Dopiero po chwili zauważyła, że płomienie objęły ubrania pacjentki, które następnie wylądowały na podłodze. Ponieważ pomoc nie nadchodziła, Espinola zaczęła sama gasić pożar. Najpierw nogami stłumiła ogień na rzuconych ubraniach, następnie pobiegła po wodę, przy okazji poważnie raniąc się w stopę.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Życie pacjentki udało się uratować. Pielęgniarka wspomina jednak o dramatycznym stanie rannej kobiety: "Pacjentka wiła się z bólu i krzyczała. Jej twarz była po prostu zwęglona na czarno, a zapach...".

Po wszystkim pacjentka została skierowana na oddział oparzeń. Musiała przejść wiele operacji twarzy, szyi, szczęki i jednej z dłoni.

Nie zadziałały procedury

Choć pożar udało się ugasić, a w całym zdarzeniu nikt nie stracił życia, Espinola wspomina o tym, że nikt spoza sali operacyjnej nie przyszedł, by pomóc opanować ogień. Winny okazał się alarm, który z niewiadomych powodów rozbrzmiał tylko dwukrotnie, co zostało odebrane za błąd urządzenia.

Cała sytuacja mogła zakończyć się mniej tragicznie, gdyby szpital miał przygotowane odpowiednie procedury. Sam zabieg wiązał się z podwyższonym ryzykiem wystąpienia pożaru. Usterka maszyny spowodowała ogień, a wciąż dostarczany dodatkowy tlen nie tylko podtrzymywał płomienie, ale też mógł doprowadzić do wybuchu. - Myślałam, że wszyscy wybuchniemy i zginiemy. Wtedy zobaczyłam, jak moje życie przelatuje mi przed oczami - opowiadała pielęgniarka.

Zobacz także
Komentarze (77)