Tusk: obawy o frekwencję w referendum
Szef Platformy Obywatelskiej Donald Tusk
uważa, że dane o frekwencji w prareferendach nie do końca oddają
przewidywania co do czerwcowego referendum, tym niemniej obawia
się o frekwencję, zwłaszcza pierwszego dnia unijnego referendum.
26.05.2003 | aktual.: 26.05.2003 13:21
W niedzielnym prareferendum w Głuchołazach frekwencja wyniosła ok. 22%.
Według przewidywań Tuska, gdyby do referendum doszło dzisiaj, frekwencja przekroczyłaby nieco 50%, ale niewiele. Powiedział o tym w poniedziałek w Gorzowie.
Według Tuska, znaczenie będzie miało podanie frekwencji po pierwszym dniu głosowania. "Ja tylko apeluję, żeby nikt nie wpadał w panikę, jak to było na Słowacji, i nikt nie ryzykował przerwania ciszy wyborczej" - podkreślił.
Zdaniem polityka PO, po pierwszym dniu referendum ten rezultat będzie słaby, ale, jak dodał, "to jeszcze nic nie musi znaczyć".
Tusk przypomniał, że to jego ugrupowanie dążyło w Sejmie do tego, by referendum było dwudniowe, by podawano frekwencję po pierwszym dniu głosowania oraz za wyborem jak najprostszego i zrozumiałego pytania. "Platforma ma tu na pewno czyste sumienie" - podkreślił.
Tuska niepokoi "stan uspokojenia i samozadowolenia zwolenników UE", obserwowany po przemówieniu papieża na audiencji dla Polaków oraz po słowach o. Rydzyka w Radiu Maryja.
"Od momentu jednoznacznego wskazania papieża i wejścia w defensywę przeciwników UE wszyscy czują, że referendum będzie wygrane. Ale to może oznaczać demobilizację, a nie mobilizację 7 i 8 czerwca, jeśli chodzi o frekwencję" - uważa wicemarszałek Sejmu.
Dodał, że Gorzów jest 68. miastem, które odwiedził i gdzie namawiał ludzi do udziału w referendum.
Jego zdaniem, PO prowadzi kampanię w sposób mniej konwencjonalny niż inne ugrupowania, m.in. przez to, że wychodzi na ulice, a nie informuje ludzi poprzez media.