Tusk i Juncker odchodzą. Kto za nich?
Donald Tusk chce doprowadzić do wyboru nowego kierownictwa UE już w drugiej połowie czerwca. W Brukseli trwają poufne poszukiwania kandydatów z "młodszej Unii", czyli z Europy Środkowo-Wschodniej.
Kadencja szefa Komisji Europejskiej Jeana-Claude’a Junckera kończy się w ostatnim dniu października, a przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska o miesiąc później. Jednak Tusk na czwartkowym szczycie w Sybinie zapowiedział, że chce już w czerwcu doprowadzić do wskazania następców. Wyścig oficjalnie wystartuje 28 maja (dwa dni po eurowyborach) na spotkaniu przywódców UE w Brukseli, ale już teraz zaczynają się pierwsze przymiarki w zakulisowych rozmowach, a spekulacje buzują na całego.
Pierwsza decyzja powinna dotyczyć następcy Junckera. Unijne międzynarodówki wystawiły w eurowyborach swych „głównych kandydatów” (nazywanych w Brukseli z niemiecka „Spitzenkandidatami”) i przekonują, że eurowyborczy głos na centroprawicową Europejską Partię Ludową (czyli w Niemczech na kandydata CDU/CSU, a w Polsce na kandydata PO lub PSL) jest głosem na bawarskiego chadeka Manfreda Webera jako nowego szefa Komisji Europejskiej. A głos na centrolewicę (np. na niemieckich lub polskich socjaldemokratów) ma być zarazem poparciem kandydatury Fransa Timmermansa jako następcy Junckera.
Szkopuł w tym, że te obietnice co do „Spitzenkandidatów” są nadzwyczaj niepewne. I choć sondaże przewidują, że po eurowyborach największy klub w Parlamencie Europejskim zapewne znów powinna utworzyć centroprawica, losy Webera i tak są pod wielkim znakiem zapytania.
Weber w opałach
Pierwszym źródłem jego kłopotów jest po prostu arytmetyka – do uzyskania ponad połowy głosów w 751-osobowym europarlamencie Europejska Partia Ludowa będzie musiała stworzyć koalicję z dwiema-trzema innymi międzynarodówkami (w tym prawie na pewno z centrolewicą). A te wcale nie muszą zgodzić się na Webera. Zwłaszcza, że gdyby europosłowie Fideszu odmówili mu poparcia (na co wskazują ostatnie deklaracje Orbana), a centrolewicy udało się przeciągnąć do swej frakcji grecką Syrizę, to te dwa główne kluby (centroprawica Webera i centrolewica Timmermansa) miałyby - wedle ostatnich prognoz- mniej więcej podobną liczbę głosów (po około 155 europosłów).
Jednak znacznie większym kłopotem Webera jest niechęć wielu krajów Unii do samego pomysłu „Spitzenkandidatów”, który nie wynika wprost z unijnego prawa, a zdaniem części prawników Rady UE jest wręcz sprzeczny z Traktatem o UE. Ten stanowi, że „uwzględniając wybory do Parlamentu Europejskiego i po przeprowadzeniu stosownych konsultacji, Rada Europejska przedstawia kandydata europarlamentowi, a ten wybiera go większością głosów”. Następca Junckera (który sam był Spitzenkandidatem w 2014 r.) musi być zatem zatwierdzony zarówno przez europarlament, jak i przez przywódców UE w Radzie Europejskiej. Ale zdaniem m.in. francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona to Rada Europejska musi mieć inicjatywę co do nazwisk.
Czytaj więcej: Donald Tusk zwołuje nadzwyczajny szczyt. Zdradził cel
Młode pokolenie Europy chce mieć coś do powiedzenia
Słynny politolog: Przygotujcie się na koniec Europy, jaką znamy
Macron zatopi Spitzenkandidata?
– Wolę decyzję podjętą przez przywódców krajów Unii, którzy mają legitymizację jako premierzy lub prezydenci swych krajów, niż decyzję szefów partii politycznych, którzy nie mają legitymizacji na poziomie unijnym – powiedział Macron w Sybinie. Grecki premier Aleksis Tsipras przekonywał, że następca Junckera powinien opowiadać się za Unią „solidarną, socjalną i społecznie spójną”, a zatem nie może nim zostać Weber. – Zapytajcie moich wyborców! Nie mają pojęcia o żadnych „Spitzenkandidatach” – przekonywał luksemburski premier Xavier Bettel przeciwny kandydaturze Webera. Natomiast swe poparcie dla Bawarczyka ponownie zadeklarowała Angela Merkel.
Dla sporej części krajów Unii szczyt z 28 maja będzie próbą przekreślenia całej politycznej konstrukcji ze „Spitzenkandidatami”, czyli próbą błyskawicznego odebrania inicjatywy europarlamentowi (nim ten ukonstytuuje się po wyborach), by to Rada Europejska wskazała następcę Junckera i dopiero potem przekonywała europosłów do jego poparcia.
Kogo mogą wskazać przywódcy krajów Unii? Francuzi w zasadzie już otwarcie rozważają promowanie Michela Barniera, który jest od tygodni głównym bohaterem brukselskich spekulacji. Obecnie jest negocjatorem UE ds. brexitu, który z tego powodu regularnie odwiedzał wszystkie kraje Unii, gdzie dał się poznać wszystkim rządom i zdobył ich dość powszechne zaufanie (także w Warszawie). O ile Weber nie ma żadnego doświadczenia we władzy wykonawczej, to centroprawicowy Barnier był przez kilka lat francuskim ministrem (m.in. MSZ) i łącznie przez blisko 10 lat komisarzem UE. – Ale nic nie jest pewne. Barnier ma już ponad 68 lat, więc wybieranie go na pięcioletnią i trudną kadencję nie jest zupełnie oczywiste – tłumaczy nam zachodni dyplomata w Brukseli.
Barnier słabo skrywa swe ambicje, choć jeszcze oficjalnie ich nie potwierdził w przeciwieństwie do – mającej też niemałe szanse - liberałki Dunki Margrethe Vestager, która jest teraz komisarz UE ds. konkurencji. Jednak jej ewentualna nominacja będzie bardzo zależała także od nowego rządu w Kopenhadze, który wyłoni się po czerwcowych wyborach w Danii.
Berlin chce kogoś z Europy Środkowej
Jak wynika z naszych rozmów w Brukseli, m.in. Niemcy są dość zdeterminowane, by w nowym rozdaniu zachować równowagę geograficzną wschód-zachód, czyli na jedno z kluczowych stanowisk wyznaczyć polityka z Europy Środkowo-Wschodniej (teraz taką równowagę zapewnia Tusk). Ale kogo? Do posady po Mogherini aspiruje słowacki szef MSZ Miroslav Lajczak, ale obecne brukselskie przymiarki dotyczą prezydent Litwy. – Dalia Grybauskaite jako następczyni Tuska jednocześnie rozwiązałaby i sprawę równowagi geograficznej, i parytetu płci – przekonuje nas trzech różnych dyplomatów z Europy Zachodniej.
Grybauskaite - byłą komisarz UE, której prezydencka kadencja kończy się w lipcu - już od kilku lat regularnie wymieniano w brukselskich spekulacjach co do najwyższych stanowisk, ale jednocześnie zarzucano jej nazbyt jastrzębi stosunek do Rosji. – To do przeżycia. Tusk też nie jeździ do Moskwy – mówi nam jednak teraz dyplomata jednego ze „starych krajów” UE.
Holenderski premier Mark Rutte od dawna zaprzecza pogłoskom, by to on miał zastąpić Tuska. W Hadze słychać nawet głosy, że Rutte jako „znany pracoholik nie mógłby się spełnić w Radzie Europejskiej”. – On chyba naprawdę nie chce. Ale jeśli mocno naciskałaby Merkel i Macron… – mówi jeden z urzędników UE.
W Unii długo panował zwyczaj, by w sprawie najwyższych posad szukać konsensusu, ale ta reguła została złamana już w 2014 r., gdy Junckera wybrano przy oficjalnym sprzeciwie Viktora Orbana oraz Davida Camerona. W sprawie Mogherini nie przeprowadzono formalnego głosowania, ale o swym niezadowoleniu poinformowała Grybauskaite (chodziło o stosunek Włoszki do Rosji). – Nie będę uchylał się od poddania kandydatur pod głosowanie – zapowiedział Tusk w Sybinie. Sam został mianowany w 2017 r. na drugą kadencję przy sprzeciwie władz Polski.
Tomasz Bielecki Deutsche Welle