Tusk bez niego nie mógłby funkcjonować
Niechętnie rozmawia z dziennikarzami, nie chodzi do telewizji, na zdjęciach zwykle widać go za plecami Donalda Tuska. Choć wielu o nim nie słyszało, mówią, że bez niego premier nie mógłby funkcjonować. Łukasz Broniewski, szef gabinetu politycznego Tuska, to człowiek głębokiego cienia - czytamy w "Polityce".
11.01.2012 08:12
Łukasz Broniewski: rocznik 1980, na koncie znaczny staż polityczny i wiele propozycji, mimo to nigdy nie wystartował w żadnych wyborach. Podobno może się poszczycić ok. 500 szczęśliwymi startami i lądowaniami u boku Tuska. Skrupulatnie pilnuje kalendarza premiera. Nie dopuszcza do przeciągania się spotkań - potrafi wówczas zapukać do drzwi i uprzejmie je zakończyć. Dopina również na ostatni guzik każdy zagraniczny wyjazd premiera. Dba o ważne organizacyjne detale, o które łatwo można się potknąć.
W Kancelarii Premiera zjawia się o 8.30, kończy późnym popołudniem. Zdarzało się, że praca przeciągnęła mu się do 3 nad ranem. Jego praca jest dość stresująca. Dostaje pensję w wysokości ok. 9 tys. zł miesięcznie.
Broniewski pochodzi z Gdańska. W latach 2003-2005 kierował pomorskim biurem PO. Do Warszawy ściągnął go w 2007 r. Sławomir Nowak tuż po wygranych przez Platformę wyborach. Na obecną pozycję Broniewski wspiął się zaczynając od bycia asystentem Prezesa Rady Ministrów. Gabinet z sekretarską obsługą zajął po Nowaku w drugiej kadencji rządu, kiedy ten został zdymisjonowany po aferze hazardowej. Medialne występy i umacnianie własnej pozycji przez Nowaka nie przypadły do gustu Tuskowi. Za to premier może być pewny, że Broniewski nie zdecyduje się na samodzielną politykę bez jego zgody.
Broniewskiego z Tuskiem łączy również wspólna pasja piłkarska. Szef gabinetu politycznego nie ma sobie równych wśród kancelaryjnej drużynie w obronie goli stojąc na bramce.
Podobno Tusk bardzo lubi swojego doradcę i jest między niemi dobra chemia. Mimo to nie mówią sobie po imieniu.