Turysta gór się nie boi. Lato, czy zima nie ma dla niego znaczenia
Brak sprzętu, wiedzy i wyobraźni. Góry, szczególnie zimą, są niebezpieczne – ta oczywista prawda wydaje się nie docierać do wielu polskich turystów. Wielu z nich przypłaciło to życiem i zdrowiem.
15.02.2019 | aktual.: 15.02.2019 12:16
– W górskich wyprawach najważniejsza jest pokora w stosunku do gór i środowiska – mówi Marek Ciaś, naczelnik Podhalańskiej Grupy GOPR. – Kolejna rzecz to przygotowanie. Trzeba dobrze zaplanować trasy, przestudiować mapy. Wreszcie, już w czasie wyprawy kluczowa jest obserwacja meteo, komunikatów, które służby górskie wydają.
Wydawałoby się, że to wszystko jest oczywiste, jednak turyści górscy dość często podchodzą lekceważąco do reguł, których nieprzestrzeganie może kosztować ich życie.
W ubiegłym roku w Tatrach zginęło aż 15 osób, ponad 500 doznało urazów, w tym ponad 300 – ciężkich.
Planują, ale nie patrzą na mapę
W ubiegłym sezonie zimowym organizatorzy akcji kursylawinowe.pl przeprowadzili przy wsparciu PZU ankietę wśród turystów wybierających się w Tatrach w teren wysokogórski, czyli powyżej schronisk i górnej granicy lasu. Badanie prowadzone było m.in. w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, na Hali Gąsienicowej, Hali Kondratowej, Kasprowym Wierchu i innych miejscach na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego. Jego celem było sprawdzenie, jak turyści przygotowują się do wyjścia w góry.
– Jednym z pierwszych pytań było to, czy w ogóle zaplanowali trasę – mówi Jacek Będkowski, kursylawinowe.pl. – 80 procent odpowiedziało, że ma plan. To wydaje się dużym odsetkiem, ale kiedy dopytaliśmy, czy wiedzą ile czasu zajmie im pokonanie tej trasy, to wyszło, że tylko 58 procent wiedziało, ile tego czasu potrzebują. To oznacza, że nie usiedli z mapą, nie zrobili tego, co uznaje się za podstawę planowania.
Brak planowania wypraw to też jeden z najczęstszych powodów wzywania pomocy ratowników – szczególnie tych z TOPR.
– Co tydzień jest jakaś interwencja, gdzie ktoś gdzieś po zmroku zostaje i nie jest w stanie wrócić lub doszedł do miejsca, z którego nie jest w stanie się ruszyć nigdzie dalej, bo trudności przerastają jego możliwości lub nie posiada odpowiedniego sprzętu. To pokazuje, że de facto te osoby nie wiedziały, gdzie idą – ocenia Będkowski.
Wychodząc w góry, 99 procent ankietowanych miało ze sobą naładowany telefon komórkowy. Jednak tylko 63 procent było w stanie podać numer alarmowy TOPR (601 100 300). 62 procent słyszało o aplikacji Ratunek, ale tylko 33 procent z nich miało ją zainstalowaną w telefonie.
Ta aplikacja może uratować życie – nie tylko umożliwia automatyczne wysłanie smsa z lokalizacją i wezwaniem pomocy, ale także umożliwia ratownikom kontakt z osobą poszkodowaną a także (o ile jest to wpisane przez użytkownika) daje wgląd w dane dotyczące jego stanu zdrowia.
Lawiny – bagatelizowane niebezpieczeństwo
Inną sprawą jest zagrożenie lawinowe o którym większość turystów nie ma pojęcia. Nawet teraz, gdy zima jest wyjątkowo śnieżna.
We wspomnianej ankiecie – tylko 59 procent turystów zdawało sobie sprawę ze stopnia zagrożenia lawinowego, choć komunikaty dotyczące pogody i możliwości zejścia lawin są powszechnie dostępne – choćby w internecie (np. strona TOPR) czy na tablicach informacyjnych.
Do tego trzeba też wiedzieć, jak się zachować po przejściu lawiny, a – przede wszystkim – jak ocenić zagrożenie. Tego wszystkiego można się nauczyć na kursach lawinowych. Jedną z takich inicjatyw jest akcja Lawinowe ABC, organizowana w partnerstwie z PZU. Każdy, kto przyjdzie do Treningowego Centrum Lawinowego PZU na Kalatówkach zostanie odpowiednio przeszkolony.
Świadomi turyści zdają sobie sprawę, że wiedzy z zakresu bezpieczeństwa w górach nie można przyswoić za pośrednictwem internetu. Spotkanie z osobami, które mają ogromne doświadczenie
i wiedzę na temat lawin, jest bezcenne. Na kursach wspieranych przez PZU kursanci spotykają się z największymi autorytetami w tej dziedzinie. Mamy wrażenie że to kluczowy argument, który skłania uczestników do zapisania się na kurs.
Zimą tylko z odpowiednim wyposażeniem
Kurs lawinowy to jedno, ale do wyjścia zimą w góry konieczny jest odpowiedni sprzęt. Wypożyczenie detektora lawinowego, sondy i łopatki, które wraz z zejściem lawiny uratują nam i naszym towarzyszom życie, to wydatek ok. 50 zł za dobę.
Do tego – koniecznie raki i czekan – jak zauważa Jacek Będkowski, organizator kursów lawinowych – wielu turystów nie ma nawet takiego sprzętu.
– Sprzęt to jedno, ale jeśli nie będziemy mieli umiejętności posługiwania się nim to na nic nam się nie przyda – dodaje Będkowski. – Dlatego częścią naszych kursów jest wycieczka w trochę wyższe partie gór. Trzeba wiedzieć, jak trzymać czekan, jak go użyć kiedy zaczynam się zsuwać, jak założyć odpowiednio raki, żeby one nam gdzieś nie spadły z butów. To są niby drobiazgi, ale prawda jest taka, że ktoś nam musi to powiedzieć. I najlepiej, jeśli jest to doświadczony ratownik TOPR.
Doświadczenie lub przewodnik
Jak wynika z obserwacji ratowników – turyści zwykle przeceniają swoje możliwości, a w przypadku realnego zagrożenia na szlaku – panikują i nie potrafią się zachować tak, by zapewnić sobie maksymalne bezpieczeństwo. Dlatego tak ważne jest, by w grupie zawsze był ktoś doświadczony, kto wie co robić, potrafi realnie zaplanować trasę oraz – co równie ważne – podejmie decyzję jeśli warunki w drodze się zmienią.
- Tu jeszcze raz przydaje się: pokora – dodaje Marek Ciaś. – Dobrze jest być przygotowanym na to, że trzeba będzie zawrócić.
Takie decyzje bardzo trudno podjąć jednak turystom, którzy przyjechali w góry na kilka dni właśnie po to, by po nich chodzić. Zmiana planów oznacza nieudany urlop, co niewielu jest w stanie zaakceptować, więc bagatelizują niebezpieczeństwo.