Turecka gra na dwa fronty. Interesy z Rosją, poparcie dla Ukrainy
Wbrew innym państwom NATO, Turcja stara się prowadzić politykę przyjazną tak wobec Ukrainy jak i Rosji. Ale to Rosja jest dla Ankary kluczowym partnerem. A dla dobrych stosunków z Kremlem turecki rząd jest w stanie przełknąć dyplomatyczne zniewagi i prześladowania związanych z Turcją mniejszości.
01.05.2015 | aktual.: 01.05.2015 17:20
Kiedy w marcu ubiegłego roku Rosja dokonywała aneksji Krymu, Turcja podobnie jak inne państwa NATO stanowczo potępiła ten czyn i opowiedziała się za integralnością terytorialną Ukrainy. Jako państwo sprawujące niegdyś kontrolę nad półwyspem, a przede wszystkim jako kraj pretendujący do miana obrońcy Tatarów krymskich, miało zresztą ku temu szczególne powody. Jednak w odróżnieniu od pozostałych państw Sojuszu, ani aneksja Krymu, ani wojna we wschodniej Ukrainie nie doprowadziły do zapaści w stosunkach Turcji z Rosją. Wręcz przeciwnie - doszło do wyraźnego zbliżenia obu państw. Na tyle wyraźnego, że już kilka miesięcy później ogłoszono start nowego, strategicznego przedsięwzięcia łączącego Ankarę i Moskwę. Chodzi o "Turecki potok" (Turkish Stream), przebiegający przez Turcję gazociąg, za pomocą którego Rosja chce przełączyć dużą część dostaw gazu do Europy, omijając w ten sposób Ukrainę.
- Ten projekt jest atrakcyjny dla Turcji, która liczy na to, że stałaby się wówczas krajem tranzytowym - mówi w rozmowie z WP Konrad Zasztowt, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych - Takie pomysły pojawiały się już dawno, lecz zostały one zastąpiony przez South Stream, który miał dotrzeć do Europy przez Bułgarię. Dlatego Turcy zareagowali pozytywnie, kiedy Rosja ogłosiła, że rezygnuje z tego projektu i zamiast tego uruchomi "Turecki potok" - mówi Zasztowt. Eksperci są sceptyczni co do możliwości powstania ambitnego projektu: w obliczu zachodnich sankcji, Rosja po prostu może nie mieć na to pieniędzy. Nie zniechęca to jednak Turków w poparciu dla projektu. Zdaniem Zasztowta, propozycja budowy gazociągu miała skłonić Turcję do nienakładania na Rosję sankcji.
Gaz nie jest jednak jedynym ważnym obszarem, w którym dochodzi do współpracy między oboma państwami. Niecałe dwa tygodnie temu w Akkuyu na południu Turcji rozpoczęto budowę pierwszej tureckiej elektrowni atomowej, której konstruktorem, właścicielem i operatorem ma być rosyjski Rosatom.
Gra na dwa fronty
Co ciekawe, zbliżenie z Rosją nie odbiło się negatywnie na stosunkach Turcji z Ukrainą. Co więcej, tutaj też doszło do pewnego zacieśnienia współpracy. Pokazała to marcowa wizyta prezydenta Turcji Recepa Erdoğana w Kijowie, podczas której powtórzył swoją deklarację wsparcia dla integralności terytorialnej kraju i udzielił Kijowowi pożyczki w wysokości pół miliarda dolarów oraz przeznaczył kolejne 10 milionów dolarów na pomoc humanitarną dla ofiar konfliktu.
Być może jeszcze bardziej znaczącą była wizyta przedstawicieli ukraińskiego przemysłu zbrojeniowego w Ankarze, gdzie doszło do zawiązania "strategicznego sojuszu" między dwoma krajami w dziedzinie zbrojeń i projektów obronnych.
- Strategia Turcji polega na utrzymywaniu pewnej równowagi, tj. niepsuciu sobie stosunków z Rosją, przy jednoczesnym podtrzymaniu dobrych relacji z Ukrainą - mówi Zasztowt - Jednak to Rosja jest dla Turcji ważniejszym partnerem handlowym - dodaje. Przypomina przy tym, że mimo wspólnych celów: aspiracji akcesji do Unii Europejskiej oraz wejścia Ukrainy do NATO, Turcja nie popierała dążeń swojego sąsiada zza Morza Czarnego, obawiając się amerykańskiej dominacji w regionie i woląc uniknąć pogarszania relacji z Rosją.
Jak Turcja broni Tatarów
O tym, jaka jest hierarchia priorytetów w tureckiej polityce w regionie - i jak ważne są dla Turcji stosunki z Rosją - może świadczyć to, jak rząd w Ankarze traktuje sprawę Tatarów krymskich. W oficjalnej retoryce, Turcja uważa tę ludność za mniejszość turecką i mianuje się obrońcą jej praw i interesów. W praktyce wygląda to jednak nieco inaczej.
- Wiemy, że sytuacja Tatarów krymskich bardzo się pogorszyła po aneksji Krymu. Główni działacze zostali zmuszeni do wyjazdu, a ci którzy zostali poddawani są represjom. Tymczasem takich realnych gestów pomocy Tatarom krymskim ze strony władz tureckich nie było jak dotąd zbyt wiele. Dopiero pierwszym gestem było wysłanie nieformalnej delegacji, która ma zbadać ich. sytuację. Wydaje się jednak, że to bardziej pozorowanie jakiegoś działania - mówi Zasztowt.
Przede wszystkim pragmatyzm
Co znaczące, delegacja wysłana przez Turcję na Krym składa się z niskich rangą emerytowanych polityków i przedstawicieli świata akademickiego, a na półwysep dotarła ona drogą przez Rosję, a więc formalnie rzecz biorąc niezgodnie z prawem i wbrew woli rządu w Kijowie.
Bardziej stanowczo tureckie władze zareagowały na inny problem w relacjach z Rosją, czyli kwestię uznania przez Moskwę rzezi Ormian przez Imperium Osmańskie w 1915 roku za ludobójstwo. W setną rocznicę zbrodni prezydent Putin nie tylko użył rozsierdzającego Turków słowa, ale i wziął udział w wielkich uroczystościach rocznicowych w Erywaniu. Reakcja tureckich dygnitarzy była ostra, a prezydent Erdoğan nie krył oburzenia postawą Putina. - Wszyscy wiemy, co się dzieje na Ukrainie i Krymie. Rosja powinna najpierw zająć się wyjaśnieniem tych rzeczy, zanim weźmie się za oskarżanie innych o ludobójstwo - grzmiał turecki przywódca.
- Schemat odpowiedzi Turcji na słowa o ludobójstwie ze strony innych państw jest zawsze taki sam. Tureccy politycy wytykają tym państwom ich własne grzechy. A Turcja ma co wytykać Rosji - mówi analityk PISM. Jego zdaniem również i w tym przypadku spór Ankary i Moskwy nie przełoży się na coś więcej niż retoryczne potyczki. Bo niezależnie od retoryki, w tureckiej polityce względem Rosji główna zasadą jest czysty, choć specyficznie pojmowany pragmatyzm.