Tureccy żołnierze w Iraku. Kolejny front geopolitycznego starcia Moskwy i Ankary
Wysłanie przez Turcję kilkuset dodatkowych żołnierzy do północnego Iraku wywołało kolejny międzynarodowy kryzys w kontekście wojny z Państwem Islamskim. Bagdad stawia Ankarze ultimatum i mówi o pogwałceniu swojej integralności terytorialnej. Swoją rolę odgrywa też Rosja, która podgrzewa konflikt.
Sytuacja polityczna wokół wojen w Syrii i Iraku jest tak skomplikowana, że najdelikatniejszym określeniem przez nadawanym przez ekspertów i decydentów w prywatnych rozmowach jest "węzeł gordyjski". Kiedy w sobotę Turcja oznajmiła wysłanie do północnego Iraku dodatkowego batalionu ok. 600 żołnierzy wraz z czołgami, węzeł ten powiększył się o dodatkową pętlę, krzyżującą interesy regionalnych i światowych mocarstw.
Tureccy żołnierze byli w Iraku obecni od dawna: byli tam nawet w latach 90-tych, kiedy tureckie oddziały antyterrorystyczne prowadziły operacje - za zgodą Bagdadu - przeciwko Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), kurdyjskiej bojówki prowadzącej walkę o autonomię dla kurdyjskich terytoriów w Turcji. W ostatnich latach rolą Turków było głównie szkolenie bojowników walczących przeciw Państwu Islamskiemu - przede wszystkim żołnierzy irackiego Kurdystanu, Peszmergów, ale też bojówek turkmeńskich i sunnickich. Odbywało się to zarówno za zgodą rządu w Bagdadzie, jak i władz autonomii kurdyjskiej w Iraku. Jednak wysłanie dodatkowych żołnierzy rodzi podejrzenia, że ambicje Turcji - szczególnie w obliczu zwiększonej roli Rosji i Iranu w regionie - nie kończą się tylko na szkoleniu.
- Teraz sprawie wagi nadaje fakt, że miejsce, gdzie ci żołnierze zostali wysłani znajduje się bardzo blisko Mosulu, największego miasta będącego pod kontrolą ISIS. To ważne, bo pojawiły się plotki, że nowe oddziały mogą zostać użyte do walki w dżihadystami - mówi WP Can Kasapoglu, analityk Centrum Studiów nad Ekonomią i Sprawami Zagranicznymi (EDAM) w Stambule. - Patrząc na profil wysłanych wojsk, mogę potwierdzić dwie rzeczy: po pierwsze, ten kontyngent, składający się głównie z elitarnych wojsk specjalnych, nie wystarczyłby by odgrywać główną rolę w operacji lądowej odbicia Mosulu z rąk ISIS. Ale jednocześnie wysłanie tych dodatkowych żołnierzy uczyni sprawi, że Turcja będzie miała największy wojskowy kontyngent spośród wszystkich zewnętrznych sił w Iraku. I może on służyć jako "szpica" w operacjach przeciwko ISIS - dodaje ekspert.
- Nie do końca wiemy, jaki jest faktyczny status tych tureckich oddziałów, a także jakie są faktycznie ich siły i środki. Docierają sygnały, że to ekwiwalent batalionu zmechanizowanego, co nie bardzo odpowiadałoby deklarowanemu celowi ich misji, czyli szkoleniu sił kurdyjskich - mówi WP Tomasz Otłowski, analityk ds. bezpieczeństwa międzynarodowego. - Takie siły w głębi Iraku zawsze przydadzą się np. do zbierania informacji i ew. działań bojowych przeciwko PKK, która w irackim Kurdystanie ma swe bazy i obozy - dodaje.
Ale posunięcie Ankary ma znaczenie nie tylko wojskowo-operacyjne. Chodzi też o geopolitykę. Zwiększenie obecności Turcji w Iraku niemal automatycznie zwiększają jej wpływy w kraju, utwierdzają turecki przyczółek dla operacji wojskowych i zapewniają jej rolę w decyzjach nad przyszłością regionu. Szczególnie jeśli dojdzie do próby odbicia Mosulu, siły byłyby skazane na wzięcie pod uwagę stanowiska i interesy Turcji oraz popieranych przez nich sił.
Cień Teheranu i Moskwy
To zaś jest nie w smak osi Iran-Rosja, która miała dotychczas największe wpływy w Bagdadzie oraz największy udział w walkach z Państwem Islamskim w Iraku. Z tego też powodu iracki rząd Hajdara al-Abadiego wcześniej nie wyraził zgody na przysłanie do Iraku amerykańskich komandosów mających wspomagać Peszmergów operacjach przeciw ISIS. Ankara na dodatkowe pozwolenie zdecydowała się nie czekać, uznając oficjalnie, że poprzednia zgoda Bagdadu oraz władz regionalnych na szkolenie bojowników jest wystarczająca. To z kolei sprowokowało rząd Iraku do ostrej reakcji: wysunięcia oskarżeń o pogwałcenie integralności terytorialnej i postawienia Turcji ultimatum: albo wycofa swoje wojska, albo sprawa trafi do Rady Bezpieczeństwa ONZ - a w ostateczności Bagdad może poprosić o interwencję Rosji. Zdaniem źródeł dyplomatycznych państw zachodnich w Turcji z którymi rozmawiała WP, to właśnie Rosja oraz Iran stoją za tak ostrym stanowiskiem rządu w Bagdadzie. Podobnego zdania są eksperci.
- Rząd Abadiego postępuje tak, bo jest w rzeczywistości w cieniu Teheranu i jest pod mocnym naciskiem osi irańsko-rosyjskej. To widać było jeszcze przed strąceniem rosyjskiego samolotu przez Turcję, np. kiedy Moskwa starała się o stworzenie mechanizmu dzielenia się danymi wywiadowczymi z tymi państwami - mówi Kasapoglu - Jednak prawda jest taka, że jeśli Irak jest tak bardzo przejęty obecnością tureckich wojsk na swoim terytorium, to powinien najpierw po prostu sprawować rzeczywistą kontrolę nad nim. W sytuacji, kiedy ziemie te stanowią dla terrorystów ISIS i PKK bazą do infiltracji do Turcji, ciężko się dziwić, że Ankara stara się temu przeciwdziałać - dodaje.
- Cała sytuacja wokół tego tureckiego kontyngentu to pokłosie pogorszenia relacji rosyjsko-tureckich po zestrzeleniu Su-24 - mówi Otłowski - Wcześniej nikomu to nie przeszkadzało, teraz okazuje się to drzazgą w boku i dla Bagdadu, i dla Moskwy, i dla Teheranu - podsumowuje.
Co ciekawe, po pierwszych gwałtownych reakcjach Bagdadu, kolejne ruchy były koncyliacyjne. Ambasador Iraku w ONZ podkreślił, że jego rządowi nie zależy na eskalacji konfliktu na łonie Rady Bezpieczeństwa ONZ i będzie próbował załagodzić sytuację w dwustronnych rozmowach z Turcją. Tego samego nie można powiedzieć jednak o Rosji, która zapowiedziała w czwartek, że bezwarunkowo poprze skargę Bagdadu w ONZ. Także kontrolowane przez Kreml media, które codziennie podają informacje i materiały krytyczne wobec Turcji, a powiększenie przez Ankarę swojego kontyngentu wojskowego nazywają "turecką inwazją". Dużo wskazuje więc na to, że Irak będzie kolejnym narzędziem i punktem zapalnym w coraz bardziej wrogich stosunkach Rosji i Turcji.
Zobacz również: Gorąco na linii Turcja-Irak