Turcja próbuje uciszyć krytyków z Europy. Erdogan chce cenzurować już nie tylko w swoim kraju, ale i poza granicami
• Niemiecki satyryk wulgarną rymowanką zaatakował prezydenta Turcji
• Turcja chce go za to ścigać
• To jedna z wielu prób zamknięcia ust wewnętrznej i zewnętrznej krytyce
• Obecnie w Turcji jest otwartych ponad 2000 procesów o obrazę prezydenta
• W indeksie wolności prasy Turcja zajmuje 151 miejsce na 180 możliwych
Obraza majestatu, paragraf 103 niemieckiego kodeksu karnego, otwiera furtkę prezydentowi Turcji Recepowi Tayyipowi Erdoganowi do ścigania niemieckiego satyryka Jana Böhmermanna, który dotkliwie go obraził. Stoi to w jawnej sprzeczności z oświeceniową tradycją, której bezpośrednim spadkobiercą jest współczesna Unia Europejska. Przecież nawet w marginalnej dla nurtu oświeceniowego XVIII-wiecznej Polsce pisał "Do króla" biskup Ignacy Krasicki: "Satyra prawdę mówi, względów się wyrzeka: Wielbi urząd, czci króla, lecz sądzi człowieka". Co więc się stało, że dopuszcza się dziś w Niemczech zastosowanie przepisów wywodzących się z czasów monarchii absolutnych?
Czy wiersz Böhmermanna był wulgarny? Tak. Czy prezydent Turcji mógł poczuć się dotknięty? Z pewnością. Uwagi o niewielkich rozmiarach organów płciowych i nietypowych zwyczajach seksualnych nie były miłe. Czy Böhmermann zrobił to celowo? Nie inaczej. Czy prezydentowi Turcji się to należało? Bez dwóch zdań. Tak!
Całą sprawę, bez uwzględniania kontekstu, można rzeczywiście skwitować jako chamski i niesmaczny atak niemieckiego satyryka na prezydenta Erdogana. Tu jednak kontekst jest istotniejszy, niż sam wulgarny poemat.
Zamknąć usta krytykom
W skali mikro całej sprawy, zaczęło się od dwuminutowego teledysku. Kompilacji publicznych wpadek Erdogana oraz krytyki tłamszenia wolności słowa i bombardowania mniejszości kurdyjskiej. Z powodu takiej błahostki niemiecki ambasador w Turcji Martin Erdmann został wezwany na dywanik przez prezydenta Turcji, który domagał się usunięcia filmu. Żaden satyryk nie pozostawiłby tego bez odpowiedzi. Stąd też nie przebierający w słowach wiersz, odczytywany przy publiczności, z ponawianym przez Böhmermanna pytaniem "Czy tak jeszcze można mówić w Niemczech?".
Pytanie o tyle zasadne, że jak się okazuje, w Europie trwa turecka ofensywa przeciwko krytykom tureckiego prezydenta. Od Genewy konsulat Turcji domaga się usunięcia plakatu, będącego częścią wystawy rozmieszczonej naprzeciwko siedziby ONZ, na którym widnieje zdjęcie martwego nastolatka, oskarżające Erdogana o spowodowanie jego śmierci. Berkin Elvan miał 15 lat, kiedy umarł po trzech kwartałach przebywania w śpiączce po uderzeniu puszką z gazem łzawiącym, wystrzeloną przez policjanta podczas protestów w Stambule w 2013 roku. Wówczas Erdogan jako premier wydał rozkaz użycia siły przeciwko protestującym, którzy nie zgadzali się na zastąpienie parku Gezi centrum handlowym.
W Szwajcarii, podobnie jak w Niemczech (i Polsce) obowiązuje prawny relikt zabraniający obrażania zagranicznych przywódców.
Z kolei w Szwecji, pod koniec kwietnia, ambasada Turcji naciskała na telewizję TV4, by ta nie emitowała dokumentu o ludobójstwie 275 tysięcy Asyryjczyków przez Turków podczas I wojny światowej. Kilka dni wcześniej ta sama telewizja znalazła się pod presją partii Zielonych, która chciała uciszyć krytykę swojego pochodzącego z Turcji posła Mehmeta Kaplana. Media ujawniły, że Kaplan jest antysemitą i ma związki z Szarymi Wilkami, skrajnie prawicową turecką organizacją (z Szarych Wilków wywodził się Mehmet Ali Ağca, który dokonał zamachu na papieża Jana Pawła II w 1981 roku).
W tym samym tygodniu turecki konsulat w Rotterdamie uruchomił "gorącą linię", gdzie członkowie 400-tysięcznej tureckiej mniejszości mogą zgłaszać przypadki obrażania Turcji, społeczeństwa tureckiego, jak i samego prezydenta, w holenderskich mediach. W kontekście wydarzeń w Niemczech cała sprawa wywołała gwałtowne oburzenie holenderskich parlamentarzystów, którzy protestowali przeciwko "długiemu ramieniu tureckiego państwa". Na ingerencję Turcji w wolność słowa w krainie tulipanów ostro zareagowali też premier Mark Rutte i minister spraw wewnętrznych Lodewijk Assche.
I o ile z obroną wolności słowa w Holandii pójdzie im z pewnością łatwo, to trudniej będzie wyciągnąć z aresztu domowego holenderską dziennikarkę Ebru Umar, która została zatrzymana przez policję w Turcji z powodu tweetów krytykujących Erdogana. Wywodząca się z Turcji, ale posiadająca holenderskie obywatelstwo, Umar, przekazywała fragmenty krytycznego artykułu opublikowanego w holenderskim dzienniku "Metro", gdzie nazwała prezydenta Turcji hochsztaplerem, a Turcję Erdoganistanem. Dziennikarka pozostaje na razie w Turcji z zakazem opuszczania kraju.
Tusk apeluje, Europa kontratakuje
Do kontrataku wobec tureckiego panoszenia się w europejskiej strefie wolności słowa przeszedł za to brytyjski "Spectator". Publicysta Douglas Murray wezwał na jego łamach do konkursu na najbardziej obraźliwy wiersz o prezydencie Turcji. Szybko znalazł się też prywatny fundator nagrody w wysokości 1 tys. brytyjskich funtów.
W obliczu tej sytuacji prezydent Rady Europejskiej Donald Tusk podczas wizyty w Turcji w tym tygodniu, udzielił Erdoganowi przyjacielskiej porady, żeby ten, jako polityk, miał trochę grubszą skórę. Tusk przypomniał, że obydwaj swojego czasu trafili do więzienia w swoich krajach za krytykę reżimu, więc powinni inaczej patrzeć na kwestie wolności słowa. W 1999 roku Erdogan został skazany na 10 miesięcy pozbawienia wolności za recytację wiersza: "Meczety są naszymi barakami, kopuły naszymi hełmami, minarety naszymi bagnetami, a wierni naszymi żołnierzami". To w ówczesnym tureckim kodeksie karnym stanowiło podżeganie do przemocy i wezwanie do nienawiści religijnej.
Znając jednak sytuację satyryków w Turcji, należy raczej powątpiewać, żeby te rady prezydent wziął sobie do serca. Nie bez przyczyny Turcja jest na szarym końcu indeksu wolności prasy publikowanego przez Reporterów bez Granic. W najnowszym zajmuje 151 miejsce na 180 krajów. Poza tak poważnymi zarzutami, jak więzienie dziennikarzy czy przejmowanie opozycyjnych mediów przez rząd, do tego "znakomitego" wyniku przyczyniają się liczne procesy Erdogana wytoczone jego krytykom. Obecnie otwartych jest 2000 procesów o obrazę prezydenta Turcji!
Prezydent Gollum
W grudniu ubiegłego roku turecki sąd rozpatrywał sprawę lekarza Bilgina Çiftçi, który opublikował zdjęcia porównujące prezydenta Turcji do tolkienowskiej postaci Golluma. Powołano ekspertów i odwlekano sprawę, bo sędzia nie oglądał "Władcy Pierścieni". Nawet reżyser Peter Jackson oferował podjęcie się obrony argumentując, że na zdjęciach, do których porównywano Erdogana, jest Smeagol, który był lepszym ja Golluma.
W efekcie cały ten opis zachowania "sułtana" - jak nazywają go przeciwnicy - w obliczu krytyki jest jedną wielką karykaturą polityka, który swoją małostkowością grzebie aspiracje swego kraju do członkostwa w Unii Europejskiej.