Trzy dożywocia i 25 lat więzienia za podwójne zabójstwo
Na kary dożywotniego więzienia skazał ponownie łódzki Sąd Okręgowy trzy osoby oskarżone o dokonanie siedem lat temu w podłódzkim Stefanowie podwójnego zabójstwa na tle rabunkowym i rozboje. Czwartego z oskarżonych sąd skazał na 25 lat więzienia. Całą czwórkę na 10 lat pozbawiono praw publicznych.
10.12.2004 | aktual.: 10.12.2004 16:51
Proces w tej sprawie toczył się przed Sądem Okręgowym w Łodzi po raz trzeci. W pierwszym procesie sąd skazał oskarżonych na kary po 25 lat więzienia. Wyrok zaskarżył prokurator, który domagał się dla nich dożywocia; sąd apelacyjny uchylił wyrok. W ponownym procesie troje oskarżonych skazanych zostało na dożywocie, a czwarta osoba na 25 lat więzienia. Także ten wyrok uchylił sąd odwoławczy i skierował sprawę do ponownego rozpoznania.
Według sądu, do zbrodni doszło w październiku 1997 roku. 42- letnia obecnie Anna K., 29-letni Robert S., 30-letni Paweł G. i jego rówieśnik Marcin F. napadli na dom właściciela kantoru w Tuszynie. Na oczach 1,5-rocznego dziecka strzałami w głowę zabili matkę i konkubinę właściciela kantoru. Zrabowali złotą biżuterię wartości ok. 800 zł.
Miesiąc wcześniej w Pabianicach koło Łodzi napadli na kasjerkę miejscowego kantoru. Kobietę pobito i zabrano jej torebkę, w której niosła walutę wartości 85 tys. zł.
Na trop grupy policja wpadła dzięki pazerności Anny K., która zadzwoniła do właściciela kantoru, mówiąc, że wie, kto zabił jego matkę i konkubinę, a za tę informację chce 200 tys. zł. Potem wysłała w liście nabój z pistoletu, z którego zastrzelono kobiety.
Oskarżeni nie przyznali się do popełnienia zabójstw, wzajemnie obarczając się winą. Jednak - zdaniem sądu - wina oskarżonych nie budzi wątpliwości. Zbrodnię wcześniej zaplanowano i wykonano tak, żeby nie zostawić świadków, ponieważ zamordowane kobiety znały Annę K.
Zdaniem sądu, mimo że proces toczy się już ponad pięć lat, nie udało się stwierdzić, która z oskarżonych osób strzelała. Sąd uznał, że zbrodni dokonały trzy osoby, które weszły do domu. Czwarty z oskarżonych - Robert S. - nie wchodził do mieszkania, lecz czekał w samochodzie i obserwował teren. Sąd skazał go na 25 lat więzienia. Wyrok nie jest prawomocny.