Kiedy uciekał, spali. Fala dyscyplinarek w Służbie Więziennej
Za ucieczkę podejrzanego o zabójstwo Bartłomieja B. ze szpitala psychiatrycznego odpowiedzą nie tylko dwaj funkcjonariusze Służby Więziennej, którzy mieli go pilnować, a zamiast tego spali. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, postępowania dyscyplinarne będą prowadzone wobec aż ośmiu kolejnych funkcjonariuszy.
Bartłomiej B. podejrzany o zabójstwo brata i ojca uciekł ze Szpitala Psychiatrycznego w Radecznicy (woj. lubelskie) w nocy z 6 na 7 października. Ukrywał się aż 10 dni. Policjanci schwytali go w pustostanie w miejscowości Żarnowa (woj. podkarpackie). To około 150 km na południe od Radecznicy. Mężczyzna chciał przekroczyć granicę ze Słowacją. Planował ucieczkę na południe Europy.
Blisko miesiąc trwało postępowanie wyjaśniające prowadzone przez Służbę Więzienną. Czynności kontrolne zostały już zakończone. Jak dowiedziala się Wirtualna Polska, z ustaleń SW wynika, że jednym z czynników, który doprowadził do ucieczki Bartłomieja B. był "sposób realizacji ochrony konwojowania osadzonego". Chodzi o to w jaki sposób osadzony przebywający na obserwacji w szpitalu psychiatrycznym był przez nich pilnowany.
- Funkcjonariusze nie wykonali swoich podstawowych obowiązków - nie obserwowali oraz nie ochraniali osadzonego. Oddziaływania dyscyplinarne będą pierwszym z działań profilaktycznych, które zmniejszą ryzyko wystąpienia analogicznych zdarzeń w przyszłości - przekazał WP major Łukasz Pruchniak, rzecznik Dyrektora Okręgowego Służby Więziennej w Lublinie.
Za naruszenie dyscypliny służbowej wobec dwóch funkcjonariuszy wszczęto postępowania dyscyplinarne oraz złożono zawiadomienia do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, o którym mowa w art. 231 Kodeksu karnego. Chodzi o niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariusza publicznego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Postępowania dyscyplinarne wobec kolejnych ośmiu funkcjonariuszy
Ale jak dowiedziała się Wirtualna Polska, odpowiedzialność poniosą nie tylko dwaj funkcjonariusze Służby Więziennej, którzy mieli pilnować Bartłomieja B. w noc, kiedy uciekł ze szpitala. Kolejne postępowania dyscyplinarne obejmą funkcjonariuszy, którzy mieli go pilnować również na innych zmianach podczas jego pobytu szpitalu. Z naszych ustaleń wynika, że zanim Bartłomiej B. ulotnił się z psychiatryka, sposób nadzoru nad nim, a właściwie jego brak, był podobny.
- Wobec kolejnych dwóch funkcjonariuszy zostały już wszczęte postępowania. Wobec kolejnych sześciu funkcjonariuszy postępowania dyscyplinarne zostaną wszczęte w najbliższym czasie - informuje major Łukasz Pruchniak.
Wcześniej, po ucieczce Bartłomieja B. stanowisko stracił już płk Piotr Burak, który był dyrektorem okręgowym Służby Więziennej w Lublinie. Na jego miejsce minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał ppłk. Marka Nicgorskiego.
Prokuratura: funkcjonariusze spali
Już 15 października Wirtualna Polska nieoficjalnie informowała, że funkcjonariusze, którzy mieli pilnować Bartłomieja B. w chwili jego ucieczki spali. Te ustalenia oficjalnie potwierdziła później zamojska prokuratura.
Z dotychczasowych ustaleń Prokuratury Okręgowej w Zamościu, m.in. na podstawie zapisów monitoringu wynika, że w czasie samouwolnienia Bartłomieja B. zachowanie funkcjonariuszy Służby Więziennej wykonujących jego konwój było rażąco nieprawidłowe.
Nie znajdowali się oni w jednym pomieszczeniu z Bartłomiejem B., co umożliwiło mu zdjęcie kajdanek, swobodne poruszanie się po szpitalu i ostatecznie ucieczkę przez okno w szpitalnej łazience.
Jak ustalił prokurator, zachowanie to spowodowało zwłokę w podjęciu czynności poszukiwawczych.
- Z ustaleń wynika bowiem, iż w czasie poprzedzającym ucieczkę jak i po niej, dwaj funkcjonariusze Służby Więziennej spali w czasie pełnienia służby - informował Rafał Kawalec, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zamościu.
Prokuratura: Zabił brata i ojca
Bartłomiej B. jest podejrzany o zabójstwo ojca i brata w miejscowości Zagumnie koło Biłgoraja (woj. lubelskie). 3 lipca wcześnie rano matka Bartłomieja znalazła w kuchni swojego męża z obrażeniami głowy. Na miejsce wezwano tylko pogotowie ratunkowe, bo początkowo nikt nie podejrzewał, że doszło do przestępstwa. Ratownicy stwierdzili jednak, że rana głowy jest zbyt poważna, żeby mogła nastąpić w wyniku upadku, co było pierwszym przypuszczeniem. Kiedy koncentrowali się na pomocy ciężko rannemu 65-latkowi, któryś z domowników stwierdził, że w pokoju na parterze nie ma Bartłomieja, a jego brat Wojciech również ma obrażenia głowy. Na pomoc było jednak za późno. 45-latek już nie żył. 65-letni ojciec Bartłomieja zmarł w szpitalu.
Zaraz po zatrzymaniu Bartłomiej B. przyznał się do winy. Jako powód swego zachowania wskazał konflikt z pokrzywdzonymi. Mężczyźnie grozi dożywocie.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl