Ksiądz nie ma wątpliwości. To stanie się w Polsce po głośnym reportażu
- Dla dobra ludzi, którzy są w Kościele, trzeba tę sprawę rozwiązać. To ostatni dzwonek, póki niektóre osoby jeszcze żyją - podkreśla ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, znany m.in. z walki z pedofilią w Kościele. W ten sposób reaguje na reportaż TVN24, z którego wynika, że Karol Wojtyła wiedział o nadużyciach seksualnych księży i ukrywał je, zanim został papieżem. Według duchownego nowe doniesienia wywołają "potworny podział" w Polsce.
07.03.2023 | aktual.: 07.03.2023 08:02
Dziennikarz TVN24 Marcin Gutowski przez 2,5 roku zbierał materiały dotyczące krycia przestępstw seksualnych w Kościele katolickim przez arcybiskupa krakowskiego Karola Wojtyłę.
W reportażu "Franciszkańska 3" (to adres krakowskiej kurii) poznaliśmy świadectwa osób, które miały osobiście lub na piśmie informować kardynała Wojtyłę o przestępstwach księży. Reporter opisał przypadki trzech kapłanów: Bolesława Sadusia, Eugeniusza Surgenta i Józefa Loranca. Z dokumentów wynika, że sprawy były bagatelizowane. Duchowni byli przenoszeni na inne parafie, jeden nawet do innego kraju. Zaskakujący jest fakt, że z Bolesławem Sadusiem przeniesionym do Austrii Jan Paweł II przyjaźnił się aż do jego śmierci.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Dlaczego nie przejmował się ofiarami?"
Relacje ofiar przedstawione w reportażu są porażające. "Wsadził mi w usta swój obrzydliwy język", "tego skurczybyka to bym zabił" - mówią mężczyźni, którzy mieli kilkanaście lat, kiedy padli ofiarami księży pedofili.
- Moim zdaniem papież bardzo ufał swoim współpracownikom. Mówiono o nim, że jest łatwowierny, że źle dobiera współpracowników. Nie rozumiem i nie umiem jednak znaleźć odpowiedzi na pytanie, dlaczego on nie przejmował się ofiarami. Nawet jeżeli traktował przyjaciół jako synów marnotrawnych, żeby dać im szansę, to jest jeszcze piąty warunek dobrej spowiedzi - zadośćuczynienie panu Bogu i bliźniemu - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską ks. Taduesz Isakowicz-Zaleski.
Według duchownego wstrząsające jest to, że to dziennikarze jako pierwsi rozmawiali z tymi ludźmi. - Przez 50 lat nikt z przedstawicieli władz kościelnych się z nimi nie skontaktował? Te ofiary zostały zostawione same sobie, całkowicie - podkreśla.
"Wszyscy wiedzieli o tych wydarzeniach"
Zdaniem ks. Isakowicza-Zaleskiego Kościołowi zależało, żeby sprawa nie ujrzała światła dziennego. - Można było poszukać ofiar, zanim to zrobili dziennikarze. To jest taka gra na czas, że umrą świadkowie. Liczono na to, że ludzie coraz bardziej to zapomną, że zmienią się pokolenia i będzie to oceniane tak, jak wyprawy krzyżowe - mówi.
Duchowny dodaje, że "wszyscy wiedzieli o tych wydarzeniach". - Może nie znali szczegółów, ale mieli archiwa. Wiedzieli, kto molestował, kto był homoseksualistą, kto deprawował innych. 16 lat temu wydałem swoją książkę "Księża wobec bezpieki". Opisałem wtedy znaczną część tych spraw, ale Kościół odebrał to jako atak. Dwukrotnie mnie zniechęcano do pisania tej książki - przypomina ks. Isakowicz-Zaleski.
- Dzisiaj mam taką refleksję, że gdyby 16 lat temu kardynał Stanisław Dziwisz nie blokował tego wszystkiego, to dzisiaj nie mielibyśmy takiej afery. Moja książka dotyczyła współpracy księży z SB, a nie skandali obyczajowych. Niemniej te sprawy są ze sobą ściśle powiązane. Bo tajni współpracownicy byli werbowani z powodu szantażu. Wiele tych wątków dotyczyło molestowań młodych chłopców czy dziewczynek. Liczyłem, że po wydaniu mojej książki komisje sprawdzą wszystko. Kardynał powołał komisję "Pamięć i Troska", która nic nie zrobiła. Nie zajęła się ofiarami. Przewodniczącym był biskup Jan Szkodoń, wobec którego też przecież pojawiły się zarzuty - zauważa duchowny.
Wojtyła wiedział o pedofilii. Kto wyjaśni sprawę?
Księdza pytamy również, czy jest możliwe, że po reportażu "Franciszkańska 3" powstaną nowe komisje? - Nie wiem. Marzy mi się, żeby powstała niezależna komisja składająca się z ludzi świeckich, która będzie miała dostęp do archiwów kościelnych. Przykładem jest Francja, gdzie prawnik dobrał sobie ekspertów i Kościół udostępnił mu wszystkie archiwa. To jest moje marzenie, ale przy obecnym składzie episkopatu jest to nierealne - twierdzi ks. Isakowicz-Zaleski.
W reportażu TVN24 widzieliśmy, jak przedstawiciele kurii nagle odmówili dostępu do archiwów. Dyrektor, który początkowo pozytywnie odpowiedział na prośbę dziennikarzy, został odwołany z dnia na dzień tuż po Bożym Narodzeniu. - Zabrano mu klucze. Obecnie ma je tylko kanclerz. Myślenie, że metropolita krakowski Marek Jędraszewski dopuści kogoś do nich jest naiwne - komentuje nasz rozmówca.
Jak powinien zareagować Watykan?
Zdaniem ks. Isakowicza-Zaleskiego sprawą Wojtyły powinien zająć się Watykan, który pozwolił na dopuszczenie do zaniedbań podczas beatyfikacji i kanonizacji Jana Pawła II.
- Ten proces był szybki. Przeprowadzono go błyskawicznie, bez zachowania procedur. W każdym takim procesie jest tzw. adwokat diabła, który ma za zadanie wyłapać wszelkie krytyczne uwagi. W poprzednim reportażu Gutowskiego była mowa o tym, że duchowny, który pełnił taką funkcję, przyznał, że tego nie badał. Że dostał polecenie od kardynała Dziwisza, żeby wpisać ocenę pozytywną - przypomina.
Jak dodaje duchowny, Polacy patrzą na Wojtyłę jako na wielkiego papieża. - To jest sprawa zbyt poważna, żeby Kościół krakowski sam zbadał tę sprawę. W historii były takie przypadki, że Watykan odsuwał pewne osoby i przysyłał swoich ludzi. Innych rozwiązań nie widzę - podkreśla.
Według ks. Isakowicza-Zaleskiego jest to również sprawa wagi państwowej. - Jan Paweł II w pewien sposób przyczynił się do obalenia komunizmu w Polsce. To nie powinna być kolejna wojna między politykami, ale powinno być wsparcie polityczne - chociażby jeżeli chodzi o dostępy do państwowych archiwów - zaznacza duchowny.
"Podział będzie potworny"
Ks. Isakowicz-Zaleski obawia się jednak, że po ujawnieniu sprawy przez TVN24, zamiast próby wyjaśnienia, będzie jeszcze większa polaryzacja.
- Tak jak w sprawie Smoleńska. Podział będzie potworny. Po jednej stronie będą mówili, że akta IPN są sfałszowane, a po drugiej stronie będą głosy, że papież był łajdakiem. Jedna i druga strona nie ma racji. Nie wyobrażam sobie, żeby zniknęły pomniki, czy ulice Jana Pawła II. W reportażu pada zdanie: "co mają zrobić wierzący w Boga i chodzący do kościoła?". Dla dobra ludzi, którzy są w Kościele, trzeba tę sprawę rozwiązać. Ale nie na zasadzie skrajności. To jest ostatni dzwonek, póki niektóre osoby jeszcze żyją - podsumowuje duchowny.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski