Trzęsienie ziemi po wycieku taśm. Koniec złudzeń ws. Putina [OPINIA]
Nikogo nie powinno zaskakiwać, że Berlusconi deklaruje przyjaźń do Putina i mówi językiem Kremla.
Nie tylko w Polsce polityka żyje ostatnio taśmami. We Włoszech małe trzęsienie ziemi wywołały taśmy nagrane na posiedzeniu parlamentarzystów Forza Italia, partii Silvio Berlusconiego. Słychać na nich, jak Berlusconi mówi o swojej odnowionej przyjaźni z Putinem.Rosyjski przywódca wysłał Włochowi na urodziny 20 butelek wódki, za co ten zrewanżował się skrzynką lambrusco.
Co jednak najgorsze, Berlusconi powtarza na taśmach tezy wyjęte z rosyjskiej propagandy: to Ukraina wbrew porozumieniom mińskim zaatakowała separatystyczne republiki w Donbasie, Putin nie chciał wojny z Ukrainą, ale został do niej zmuszony przez nastroje społeczne w Rosji, nie chodziło mu o terytorialne podboje, tylko o to by zastąpić administrację prezydenta Zełenskiego, o którym Berlusconi radzi na taśmach "zapomnieć".
Nagranie wyciekło we wrażliwym politycznie momencie, tuż przed rozpoczęciem konsultacji ws. powołania nowego włoskiego rządu. Z pewnością nie wzmacnia ono pozycji przetargowej partii Berlusconiego. Liderka Braci Włochów i nowa szefowa włoskiego rządu Giorgia Meloni odcięła się od słów Berlusconiego, twardo deklarując, że Włochy są częścią Europy i atlantyckiego sojuszu, a kto się z tym nie zgadza nie ma czego szukać w jej rządzie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dwie dekady specjalnej przyjaźni
Słowa Berlusconiego słusznie oburzają, nie powinny jednak dziwić nikogo, kto choćby pobieżnie śledził karierę Włocha w ostatnich dwóch dekadach. Berlusconi nie powiedział na taśmach niczego, co stałoby w sprzeczności z jego głoszonymi od dawna przekonaniami. Tuż przed ostatnimi wyborami lider FI udzielił przecież wywiadu telewizyjnego, gdzie mówił m.in. że Putin został "popchnięty do wojny" i że chodzi mu tylko o to, by zastąpić rządy Zełenskiego "uczciwymi ludźmi".
Nie pierwszy też raz lider Forza Italia przyjmuje od Putina alkoholowe prezenty w kompromitujących okolicznościach. W 2015 roku Berlusconi odwiedził zaanektowany przez Rosjan Krym. Spotkał się tam z prezydentem Rosji. Panowie wspólnie odwiedzili winnicę Massandra. Jej nowa, mianowana po aneksji dyrektorka Janina Pawlenko dla tak znaczących gości otworzyła liczącą 240 lat butelkę wina Jerez de la Frontera – na światowych rynkach za podobny produkt trzeba zapłacić nawet 10 tysięcy dolarów.
Przed aneksją winnica była własnością ukraińskiego Skarbu Państwa. Kijów uznał więc, że doszło do defraudacji cennej państwowej własności i zapowiedział postawienie Pawlenko prokuratorskich zarzutów. Berlusconi powiedział, że nie żałuje wizyty, spotkania z Putinem i degustacji wina. Wielokrotnie powtarzał za rosyjską propagandą, że mieszkańcy Krymu mówią w większości po rosyjsku i sami zagłosowali w referendum za powrotem do "matki Rosji". Berlusconi w 2015 roku nie pełnił, co prawda, żadnej państwowej funkcji – uniemożliwiał mu to prawomocny wyrok za korupcję z 2013 roku, zakazujący pełnienia funkcji publicznych przez sześć lat. Ale cały czas był liderem Forza Italia, wtedy największej partii opozycji w Senacie i drugiej sile opozycyjnej w Izbie Deputowanych.
Wielka przyjaźń od 20 lat
Bliska przyjaźń Berlusconiego z Putinem zaczyna się już na początku tego wieku. Putin zostaje prezydentem w maju 2000 roku, Berlusconi obejmuje funkcję premiera – po raz drugi w karierze – rok później. Panowie od pierwszego oficjalnego spotkania przypadają sobie do gustu i zawiązują wyjątkową polityczną przyjaźń. I nie tylko polityczną. Wiemy, że rodzina Putina spędzała wakacje w posiadłości Berlusconiego na Sardynii – na koszt włoskiego polityka. Berlusconi odwiedzał Putina w jego rezydencji w Soczi nad Morzem Czarnym i spędzał z nim wspólnie wakacje w ośrodku we wschodniej Syberii.
Bliskie relacje obu przywódców niepokoiły Amerykanów już w czasie, gdy prezydentem był George W. Bush. Dzięki WikiLeaks poznaliśmy w 2010 roku treść amerykańskich depesz dyplomatycznych z okresu 2008-2009 - pokazują, co amerykańska dyplomacja sądzi o relacji Putina i Berlusconiego, który po dwóch latach przerwy wraca w maju 2008 na stanowisko premiera.
Depesze pokazują, że Berlusconi praktycznie zmonopolizował włoską dyplomację na odcinku rosyjskim, opierając ją na swoich osobistych relacjach z Putinem i jego otoczeniem. "[Berlusconi] regularnie ignoruje rady swojego zdemoralizowanego, niedofinansowanego i coraz bardziej pozbawionego znaczenia ministerstwa spraw zagranicznych, słucha się tylko bliskich sobie przedsiębiorców, wielu z nich powiązanych biznesowo z działaniami rosyjskiego sektora energetycznego w Europie" – czytamy w depeszy dla sekretarz stanu Condolezzy Rice przed jej wizytą w Rzymie w 2008 roku.
Depesze z tego okresu donoszą też o krążących w Rzymie plotkach nt. możliwych finansowych związków między dwoma przywódcami. Konkretnie: Putin miał – jak twierdzili rozmawiający z Amerykanami włoscy deputowani, ale też ambasador Gruzji w Rzymie – pozwalać zarabiać Berlusconiemu na kontraktach gazowych. Te twierdzenia nigdy jednak nie zostały udowodnione.
Zawsze po stronie Moskwy
"Zależność od rosyjskich źródeł energii, lukratywne i nie zawsze przejrzyste relacje gospodarcze między Włochami i Rosją i bliskie relacje z prezydentem Rosji wypaczyły spojrzenie Berlusconiego do tego stopnia, iż winę za napięcia na linii NATO-Rosja ponoszą jego zdaniem głównie Stany Zjednoczone i NATO" – możemy przeczytać w depeszy z Rzymu do prezydenta Obamy przed wizytą Berlusconiego w Waszyngtonie.
Faktycznie, mniej więcej do 2008 roku, ilekroć pojawiał się konflikt Rosji z Zachodem, wydawało się, że Berlusconiemu bliżej do Rosji. W 2008 roku w trakcie wojny w Gruzji Berlusconi sympatyzował z Rosjanami, o agresję obwiniał Gruzinów. W trakcie arabskiej wiosny był sceptyczny wobec działań Stanów, Francji i Wielkiej Brytanii w Libii. Państwa te zamknęły niebo na Libią, by uniemożliwić siłom lojalnym wobec upadającego dyktatora Mu’ammara al-Kaddafiego ataki z powietrza. Lider Forza Italia podobnie jak Putin uważał, że to błędna polityka i dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby Kaddafi pozostał przy władzy – jego upadek grozi bowiem zamianą Libii w państwo upadłe, w przystań dla radykalnych islamistów i organizacji przestępczych.
Podczas wizyty na Krymie w 2015 roku Putin wychwalał nie tylko politykę Putina wobec Ukrainy, ale także zaangażowanie Rosjan po stronie dyktatora Baszara al-Asada w Syrii. Berlusconi nie wierzy bowiem w możliwość zbudowania demokracji na Bliskim Wschodzie i politykę Amerykanów wspierających demokratyczne siły w regionie uważa za skrajnie naiwną. Rosja - głosząca, że jeśli nie chcemy anarchii i radykalnego islamu, w regionie musi rządy muszą być autokratyczne - postępuje zdaniem Włocha znacznie rozsądniej.
Jak wynika z nowych taśm, także teraz Berlusconi faktycznie przyznaje rację Rosji. Tłumaczenia lidera Forza Italia, że jego wypowiedzi tylko "wyrażały troskę o sytuację w Europie" i "zostały wyrwane z kontekstu", są niepoważne. Berlusconi powiedział dokładnie to, co myśli o wojnie w Ukrainie.
To będzie bardzo burzliwa koalicja
Czy taśmy Berlusconiego wywrócą prawicową koalicję, zanim zdąży utworzyć rząd? Z pewnością wyciekają w momencie, gdy w kształtującej się koalicji i tak ujawniły się spore napięcia. Berlusconi domagał się dla swojej partii stanowiska ministra sprawiedliwości w nowym rządzie. Biorąc pod uwagę jego ciągłe kłopoty z prawem, zostałoby to fatalnie odebrane przez opinię publiczną. Premier Meloni była więc sceptyczna wobec tej propozycji.
Być może by pokazać swoją siłę w przyszłej koalicji, Forza Italia próbowała zablokować kandydata Meloni na przewodniczącego Senatu Ignazio La Russę. Manewr jednak się nie powiódł, a Berlusconi i Meloni mieli się w końcu porozumieć przed spotkaniem liderki Braci Włochów z prezydentem Sergio Mattarellą ws. utworzenia nowego rządu. Spotkanie, które miało miejsce w piątek rano, było krótkie. Meloni miała powiedzieć głowie państwa, że ma stabilną większość trzech prawicowych partii w parlamencie i jest gotowa szybko utworzyć rząd. Prezydent wkrótce oficjalnie powierzy jej tę misję.
Taśmy nie wywróciły więc prawicowej koalicji, ale są jednym z wielu sygnałów, że będzie ona układem dalekim od stabilności. Napięcia dzielące trzy prawicowe partie – Braci Włochów, Forza Italia i Ligę – dotyczą nie tylko Rosji. Skłócona wewnętrznie jest zresztą sama Forza Italia. Włoska prasa spekuluje, że taśmy ujawnił polityk tej partii, najpewniej ktoś skonfliktowany z byłym przewodniczącym Parlamentu Europejskiego Antonio Tajanim. Tajani miał objąć w nowym rządzie tekę ministra spraw zagranicznych - autorzy przecieku liczyli pewnie, że utrudni on objęcie tego stanowiska jakiemukolwiek politykowi z partii Berlusconiego. Biorąc to wszystko pod uwagę, można założyć, że prędzej czy później koalicja trzech partii prawicy się rozpadnie – najpewniej gdzieś w okolicach wyborów europejskich w 2024 roku.
Co tak naprawdę myślą włoskie elity?
Słowa Berlusconiego skłaniają też do pytania, co tak naprawdę myślą włoskie elity. Czy proatlantycka i sprzyjająca Ukrainie postawa Meloni jest tylko pozą, czy też szczerym stanowiskiem? Jak zachowa się włoski rząd, gdy wojna będzie się przeciągać, a włoscy obywatele coraz bardziej będą odczuwali jej koszty?
Włochy od okresu powojennego postrzegały się jako most między Rosją – wtedy Związkiem Radzieckim – a Zachodem. W okresie zimnej wojny miały największą w Europie Zachodniej partię komunistyczną z masowym poparciem, jej kontakty w Moskwie umożliwiały włoskim firmom dostęp do radzieckich kontraktów.
Dziś oba państwa połączone są siecią interesów w sektorze energetycznym. Włoski gigant naftowo-petrochemiczny Eni ma bliskie powiązania z Gazpromem. Mówi się czasami, że prezes koncernu pełni rolę drugiego ambasadora Włoch w Rosji. Włoska gospodarka jest obok niemieckiej najbardziej uzależniona od rosyjskiego gazu. Z kolei Rosja jest ważnym odbiorcą włoskich towarów luksusowych.
Włoska elita ma więc wiele powodów, by liczyć na szybki koniec wojny i powrót do interesów z Rosją. Na ile można ufać Giorgi Meloni, że utrzyma swój proatlantycki kurs? Włoska liderka wiele zainwestowała, by zbudować swój wizerunek jako wiarygodnej, prozachodniej polityczki, pewnej sojuszniczki w ramach NATO. Nie dokona więc szybko radykalnego zwrotu. Ale kto wie, jak się zachowa, gdy wojna będzie się przeciągać, a pod hasłami porozumienia z Rosją do władzy w Stanach dojdzie za dwa lata republikański prezydent. Raczej trudno uwierzyć, by w takiej sytuacji wytrwała w swoim wsparciu dla Ukrainy – o ile do tego czasu sama nie straci władzy.
Dla Wirtualnej Polski Jakub Majmurek