Trzecia doba akcji w "Brzeszczach"
Ratownikom nadal nie udało się w piątek, w trzeciej dobie akcji, wejść w objęty pożarem rejon kopalni
"Brzeszcze". Trudno przewidzieć, kiedy temperatura i skład atmosfery w wyrobisku zmienią się na tyle, aby ratownicy mogli pójść po ciało zaginionego tam 38-letniego górnika.
04.04.2003 19:16
"Być może w ciągu najbliższej lub następnej doby uda nam się wprowadzić ratowników w rejon wlotu chodnika wentylacyjnego, aby dokonali pomiarów składu atmosfery. Ale od centrum wydarzenia nadal będzie dzielić ich ok. 600 metrów" - powiedział w piątek wicedyrektor kopalni ds. pracowniczych Zdzisław Duraj.
We wtorek wieczorem w kopalni, 640 metrów pod ziemią, zapalił się metan. Poparzonych zostało 11 górników. Jednego dotychczas nie odnaleziono.
Od środy w rejon zagrożenia wtłaczany jest azot, aby obniżyć temperaturę i opanować pożar. Było to skuteczne, ale nie wystarczająco - temperatura w miejscu, gdzie możliwe jest dokonanie pomiarów, zmniejszyła się z blisko 80 do poniżej 50 stopni Celsjusza, ale to i tak zbyt dużo, aby mogli tam wejść ratownicy.
Dlatego w piątek rozpoczęto kolejny etap akcji - ratownicy rozpoczęli stawianie tam po bokach zagrożonego rejonu, aby zablokować dostęp powietrza. Chodzi o uszczelnienie tego rejonu (tzw. zrobów, czyli miejsc po wydobyciu węgla), aby wypełnił się wtłaczanym cały czas azotem. Przedostające się z boków powietrze niweczy bowiem działania ratowników.
Dyrektor Duraj zastrzegł, że budowa tam uszczelniających nie ma nic wspólnego z otamowaniem całego zagrożonego rejonu i zupełnym odcięciem go od reszty kopalni, co praktykuje się przy gaszeniu podziemnych pożarów. Przedstawiciele kopalni zapewniają, że dopóki w rejonie pożaru jest zaginiony górnik, pełne otamowanie nie nastąpi.
Decyzje o dalszym przebiegu akcji ratowniczej zapadną najwcześniej w poniedziałek. Wygaszanie pożaru może potrwać wiele tygodni.
Górnicy poparzeni płonącym metanem leczeni są w szpitalach w Oświęcimiu i Siemianowicach Śląskich. W siemianowickiej "oparzeniówce" przebywa sześciu poparzonych pacjentów. Tylko u jednego z nich potwierdziło się podejrzenie oparzenia dróg oddechowych.