Trump wcale nie chciał wygrać wyborów? Sensacyjna książka wstrząsnęła Waszyngtonem
Ta książka jeszcze nie się nie ukazała w księgarniach, a już wywołała polityczne trzęsienie ziemi w Waszyngtonie. "Fire and Fury" dziennikarza Michaela Wolffa w kompromitujących szczegółach opisuje rok prezydentury Trumpa. Wynika z niej, że Trump nie chciał zostać prezydentem, a jego całe otoczenie uważa go za ignoranta kompletnie niezdolnego do rządzenia.
"Niedługo po godzinie 20 w noc wyborów, kiedy nieoczekiwany trend - wskazujący, że Trump rzeczywiście może zwyciężyć - wydawał się potwierdzony, Donald jr powiedział przyjacielowi, że jego ojciec (...) wyglądał jakby zobaczył ducha. Melania była zalana łzami - i nie były to łzy z radości" - tak moment wielkiego wyborczego tryumfu opisany jest w książce Michaela Wolffa "Fire and Fury", przedstawiającej z bliska i w pikantnych szczegółach pierwszy rok prezydentury Donalda Trumpa.
Choć książka znanego dziennikarza do księgarni trafi dopiero 9 stycznia, a dostępny jest jedynie fragmenty publikowane przez "New York Magazine" i "Hollywood Reporter", to już trafiła na sam szczyt sprzedaży w portalu Amazon. Już wywołała wielkie zamieszanie w Waszyngtonie.
Wielki chaos, wielka zdrada
W oczach Wolffa, kampania wyborcza Trumpa wygląda jak zbieranina przypadkowych, choć ambitnych ludzi, zjednoczonych w wierze, że ich kandydat nie wygra wyborów i nie powinien ich wygrać. Ich celem, jak i samego Trumpa, miało być zapewnienie sobie za sprawą wyborów świetlanej kariery. Trump marzył, że dzięki kampanii stanie się "najsławniejszym człowiekiem na świecie", otworzy własną stację telewizyjną i przekuje swoją popularność na zyski dla swojego biznesowego imperium.
"Prawie każdy w ekipie Trumpa przychodził z całą masą konfliktów interesów, które musiały uderzyć w prezydenta, jeśli by wygrał. Przyjaciele ostrzegali Michaela Flynna, emerytowanego generała, który występował jako support podczas wieców Trumpa, że wzięcie od Rosjan 45 tys. dolarów za przemowę nie było dobrym pomysłem. 'Cóż, to będzie problem tylko jeśli wygramy' uspokoił ich Flynn".
Książka powstała w niezwykłych okolicznościach. Autor zaproponował Trumpowi pomysł napisania książki po wywiadzie dla "Hollywood Reporter", z którego ówczesny kandydat na prezydenta był bardzo zadowolony. Trump nie był przekonany co do pomysłu, ale nie powiedział też nie. Na tej podstawie - oraz dzięki wstawiennictwu doradcy Trumpa Stephena Bannona - miał niemal nieskrępowany dostęp do Białego Domu. Dzień w dzień siadał na kanapie w jego zachodnim skrzydle i czatował na przechodzących oficjeli. W ten sposób odbył ponad 200 rozmów. Jak twierdzi, wiele z nich nagrał.
Bannon wbija nóż w plecy
Głównym źródłem był Bannon, postrzegany jako najbliższy sojusznik Trumpa i szara eminencja Białego Domu - przynajmniej do czasu swojego zwolnienia w sierpniu ubiegłego roku. Ale to z ust Bannona pochodzą najbardziej godzące w Trumpa fragmenty książki. Spotkanie Donalda jr. w Trump Tower z Rosjanami obiecującymi mu "brud" na Hillary Clinton nazywa "niepatriotycznym" i "zdradliwym". O co zaś chodziło z kontaktami samego Trumpa z Rosją? Według Bannona, wszystko zaczęło się w 2013 roku, kiedy organizując konkurs Miss Universe Trump "pojechał do Rosji myśląc, że spotka Putina. Ale Putin miał go w dupie. Więc od tego czasu wciąż probówał".
Były sojusznik prezydenta daje też do zrozumienia, że ani on, ani jego otoczenie nie traktowali Trumpa poważnie, uważając go niemal za swoją marionetkę, którą można manipulować. Ale w rzeczywistości nikt nie panował nad niczym, a w Białym Domu rządzi totalny chaos. Z opisów Wolffa i cytatów Bannona wyłania się portret miliardera jako absolutnego ignoranta o znikomej wiedzy o podstawach polityki czy choćby amerykańskiej konstytucji. Z biegiem czasu jest tylko gorzej, bo 71-letni Trump ma zdradzać oznaki pogarszającej się sprawności umysłowej: zdarza mu się zapominać, z kim rozmawia. Według Wolffa, dosłownie wszyscy współpracownicy prezydenta doszli do wniosku, że nie jest on zdolny do sprawowania swojej funkcji. Sam Bannon szacuje jego szanse na przetrwanie do końca kadencji na 33 procent. Inne możliwości to impeachment lub cicha rezygnacja, wymuszenia groźbą użycia 25. poprawki do konstytucji, pozwalającej na pozbawienie go władzy, gdy jego gabinet uzna go za niezdolnego do wykonywania swoich obowiązków.
Czy Wolffowi można wierzyć
Wymowa opublikowanych fragmentów książki Wolffa jest piorunująca i ma szansę stać się najbardziej miażdżącym ciosem w prezydenturę Trumpa. Ale niemal od razu pojawiły się wątpliwości co do wiarygodności dziennikarza. Jego krytycy zarzucają mu tedencje do koloryzowania lub wręcz tworzenia historii. Co więcej, niektórzy cytowani przez niego współpracownicy Trumpa zarzucają mu wymyślanie cytatów. Ale Wolff broni się, mówiąc, że na poparcie swoich słów ma taśmy - w sumie kilkadziesiąt godzin nagrań z ludźmi Trumpa. Wąptliwości dotyczą też wiarygodności Bannona, który od początku był głównym źródłem przecieków z Białego Domu.
I to właśnie na Bannonie skupił się gniew Trumpa. Prezydent oskarżył go, że rozmawiając z dziennikarzem złamał zawartą przez siebie umowę poufności.
"Steve Bannon nie ma nic wspólnego ze mną ani z moją prezydenturą. Kiedy został zwolniony, stracił nie tylko swoją pracę stracił też rozum" - napisał w oświadczeniu Trump. Zasugerował przy tym, że pozwie byłego współpracownika oraz dziennikarza. Ale komentatorzy są sceptyczni, bo gdyby doszło do procesu, na jaw mogłoby wyjść jeszcze więcej komrpomitujących szczegółów. Pewne jest jednak, że sprawa już zapewni Wolffowi i jego dziełu rekordowe wyniki sprzedaży.