Trump rozpoczął walkę o reelekcję. "Przeszkodzić może mu tylko tąpnięcie"
W normalnych czasach urzędujący prezydent mający po swojej stronie pędzącą gospodarkę i najniższe bezrobocie od dekad miałby reelekcję w kieszeni. Ale to nie są normalne czasy. Czy i ta zasada amerykańskiej polityki zostanie złamana?
19.06.2019 | aktual.: 19.06.2019 16:31
We wtorkowy wieczór w odstawkę poszło chwytliwe hasło MAGA, a zastąpiło je KAG. Zamiast "Uczyńmy Amerykę znowu wielką" (Make America Great Again), jest "Utrzymajmy Amerykę wielką" (Keep America Great). Zmiana wyborczego hasła została zatwierdzona przez tłum podczas wiecu Donalda Trumpa w Orlando na Florydzie. To tam Trump ogłosił oficjalnie start swojej kampanii reelekcyjnej.
Wiec w Orlando, w obecności 20 tys. ludzi (aby wejść na halę, ludzie ustawiali się w kolejkach już od rana) obfitował we wszystkie najlepsze hity prezydenckich wieców. Było trochę o obietnicach na kolejne cztery lata (ulgi podatkowe dla rodzin, lepsza opieka nad weteranami, reforma wymiaru sprawiedliwości), ale znacznie więcej było o jego oponentach.
- Chcą was zniszczyć, zniszczyć ten kraj w kształcie jaki znamy. Ale nie uda im się. Nie pozwolimy im! - zapowiadał Trump. Mówił swoim sympatykom, że on i jego obóz są "pod oblężeniem" demokratów, "fake mediów" i stworów z waszyngtońskiego "bagna", które on zaczął oczyszczać. Stwierdził, że śledztwo w sprawie jego powiązań z Rosją było próbą obalenia demokracji. Zapowiedział, że "dni kradzenia amerykańskich miejsc pracy, amerykańskich firm i amerykańskiego bogactwa się skończyły.
Choć oficjalnie kampania Trumpa zaczęła się we wtorek, w praktyce trwała od pierwszego dnia jego prezydentury. Już wtedy zarejestroway został komitet i fundusz wyborczy. Przez cały okres prezydentury Trump występował na wyborczych wiecach, niewiele różniących się od tych z czasów kampanii. Dlatego już teraz, jeśli chodzi o środki finansowe, Trump jest kilometry przed demokratycznymi konkurentami.
Ale to tylko jedna przewaga, jaką urzędujący prezydent ma nad konkurentami. Choć rządy Trumpa to pasmo mniejszych i większych skandali, chaosu i awantur, głowa państwa ma po swojej stronie niezaprzeczalny argument: gospodarkę. Mimo wojny handlowej z Chinami, gospodarka nadal rozwija się w dobrym tempie, a stopa bezrobocia (3,6 proc.) jest najniższa od ponad 40 lat.
Reelekcja w kieszeni?
W normalnych czasach jakikolwiek prezydent mogący pochwalić się takimi danymi, miałby reelekcję w kieszeni. Przypadki, w których urzędujący prezydenci przegrywali bitwę o drugą kadencję, można policzyć na palcach jednej ręki (było ich 5). Czy z Trumpem będzie podobnie?
Zdaniem amerykanisty dr. Bohdana Szklarskiego - tak.
- W tej chwili wygląda to tak, że jeśli w gospodarce nie dojdzie do żadnego tąpnięcia, Trump zostanie wybrany na kolejną kadencję - przewiduje politolog. - Przy takich warunkach gospodarczych, reelekcja powinna być niemal formalnością, nawet dla mało popularnego prezydenta - dodaje.
Choć poziom poparcia dla Trumpa jest niski (średnia z sondaży to 42 proc.), to jest też bardzo stabilny. I to też może działać na korzyść obecnego prezydenta. Już w 2016 roku Trump stwierdził, że mógłby zastrzelić człowieka na nowojorskiej Piątej Alei i nie stracić ani jednego głosu. Okazuje się, że nie była to zbytnia przesada.
- Wszystko, co mogłoby zaszkodzić Trumpowi, już właściwie się wydarzyło. Były afery, kontrowersje, skandaliczne wypowiedzi i zachowania. Nic z tego nie zmniejszyło jego popularności wśród swojego elektoratu. Żaden liczący się republikanin go nie opuścił. Obecne liczby powinny wystarczyć do zwycięstwa, bo są bliskie tego, co było w 2016 roku - mówi Szklarski.
Przeczytaj również: Cztery wątki raportu Muellera, które powinny pogrążyć Trumpa. Ale tego nie zrobią
Czy można wierzyć sondażom
Nie wszyscy są tego samego zdania. A i część sondaży jest dla Trumpa zdecydowanie niekorzystna i może wskazywać, że głosy żelaznego elektoratu prezydenta to za mało, by powtórzyć sukces sprzed 3 lat. Według opublikowanego przez Fox News we wtorek sondażu, obecny lider wyścigu o nominację - były wiceprezydent Joe Biden - ma nad Trumpem 10-punktową przewagę (49-39).
To oczywiście nie musi oznaczać porażki prezydenta; tak naprawdę bowiem o wyniku wyborów decydują wyniki w kluczowych stanach, w których rezultat nie jest z góry przesądzony. Ale i tam sytuacja nie wygląda najlepiej. Jak podaje portal Politico, wewnętrzne sondaże kampanii Trumpa pokazały, że przegrywa z demokratami w trzech absolutnie kluczowych stanach, które zapewniły mu zwycięstwo w 2016 roku: Michigan, Pensylwania i Floryda.
Według portalu prezydent nie dał wiary w zaprezentowane mu liczby i zwolnił pracujący dla niego ośrodek badawczy. Być może słusznie, bo pracownie pomyliły się także w 2016 roku.
Jak dodaje Szklarski, na korzyść Trumpa może działać także konkurencja. O nominację Partii Demokratycznej bije się 20 kandydatów. W sondażach przewodzi Biden, ale w stawce jest też dużo świeżych i bardziej lewicowych kandydatów. Najpoważniejsi wśród nich to były konkurent Hillary Clinton, socjalista Bernie Sanders, senator Elizabeth Warren i Kamala Harris, oraz 38-letni mer miasta South Bend w Indianie Pete Buttigieg. Wszyscy plasują się zdecydowanie na lewo od Bidena.
Przeczytaj również: Tłum demokratów walczy o pokonanie Trumpa
- Jeśli nominację wygra któryś z progresywnych kandydatów, Trump będzie miał wygodnego przeciwnika do tego, by określać go jako radykała i socjalistę. Z kolei wybór Bidena, tak jak wcześniej Hillary, może sprawić, że część lewicowych wyborców zostanie w domu - analizuje amerykanista.
Jak dodaje, wygrana reelekcja Trumpa może mieć długofalowe konsekwencje dla amerykańskiego systemu.
- Przez dekady w Ameryce istniało mnóstwo niepisanych zasad, na których opierała się amerykańska demokracja. Trump je wszystkie złamał i pokazał, że wcale nie muszą one obowiązuwać. Przez te trzy lata wszyscy się do tego przyzwyczaili. Ale kolejne czterech latach rządów Trumpa mogą już na trwałe zmienić zasady tego, jak może zachowywać się prezydent - podusumowuje Szklarski.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl