ŚwiatCztery wątki raportu Muellera, które powinny pogrążyć Trumpa. Ale tego nie zrobią

Cztery wątki raportu Muellera, które powinny pogrążyć Trumpa. Ale tego nie zrobią

"To koniec mojej prezydentury. Mam przeje...." - tak, według opublikowanego raportu ze śledztwa prokuratora Roberta Muellera, zareagował Donald Trump na wiadomość o rozpoczęciu dochodzenia w sprawie Russiagate. Śledztwo się skończyło, ale obecna prezydentura - nie. Być może powinna, bo raport wystawia prezydentowi fatalne świadectwo.

Cztery wątki raportu Muellera, które powinny pogrążyć Trumpa. Ale tego nie zrobią
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Erik Lesser
Oskar Górzyński

"Żadnej zmowy. Żadnej obstrukcji" - tę znaną już mantrę Donald Trump powtarzał triumfalnie przez cały czwartek. Na Twitterze umieścił nawet mema w stylistyce serialu "Gra o tron", obwieszczającego, że dla "hejterów i radykalnie lewicowych demokratów" nastał właśnie "koniec gry". Rzeczniczka prezydenta Kellyanne Conway stwierdziła natomiast, że był to najlepszy dzień jego prezydentury.

Niekompetentny przestępca

W ten sposób Biały Dom zareagował na publikację raportu Roberta Muellera, podsumowującego prawie dwuletnie śledztwo w sprawie rosyjskiej ingerencji w wybory. Raport faktycznie stwierdza, że zgromadzony materiał nie pozwala na postawienie konkluzji, że kampania Trumpa działała w zmowie z Rosjanami. Ale triumfalizm prezydenta jest raczej robieniem dobrej miny do złej gry. Raport przedstawia go bowiem w bardzo złym świetle.

W skrócie, wnioski raportu - a przynajmniej jego publicznej części (utajniono duże obszary dokumentu) - można by podsumować następująco: ludzie Trumpa byli chętni do współpracy z Rosjanami, szczególnie w pozyskaniu brudów na Hillary Clinton. Ale w większości przypadków im się to nie udawało ze względu na niekompetencje, nieporozumienia i organizacyjny chaos.

Podobnie, Trump w oczywisty sposób próbował wpływać na śledztwo we własnej sprawie. Ale jego zamiary ukrócenia dochodzenia pokrzyżował opór jego podwładnych i chaos w Białym Domu.

Oto cztery wątki ze śledztwa, które pogrążyłyby każdego innego prezydenta.

1) Trump chciał materiałów od Rosjan

Śledztwo wykazało wiele kontaktów ludzi Trumpa z przedstawicielami Kremla. Jak stwierdza raport, Kreml chciał zwycięstwa milionera w wyborach i aktywnie działał, by stało się ono faktem. Rosjanie niejednokrotnie oferowali też swoją pomoc kampanii Trumpa. "W niektórych przypadkach, kampania była chętna do podjęcia oferty, podczas gdy w innych oficjele kampanii unikali kontaktu" - stwierdza raport.

Mimo to, ze wzajemnej sympatii i wspólnych celów wynikło niewiele - głównie w wyniku nieporozumień lub niekompetencji działaczy. Syn prezydenta, Donald jr. wraz z zięciem Jaredem Kushnerem i szefem kampanii Paulem Manafortem spotkali się w czerwcu 2016 roku w nowojorskiej Trump Tower z wysłanniczką rosyjskiego prokuratora generalnego prawniczką Natalią Weselnicką. Weselnicka obiecała im materiały komrpomitujące Clinton, ale podczas spotkania okazało się, że ich nie ma.

Miesiąc wcześniej o posiadanych przez Rosjan materiałach w postaci e-maili kampanii Clinton dowiedział się doradca Trumpa George Papadopoulos. Informacje te otrzymał od maltańskiego profesora Josepha Mifsuda podejrzanego o związki z rosyjskimi służbami. Korespondencja mailowa, do której dotarli śledczy pokazała, że Trump i jego ekipa byli zainteresowani materiałami i polecili Papadopoulosowi, by zdobył te emaile. Ostatecznie jednak kontakt z doradcą się urwał i sprawa umarła. Podobnie jak powierzona mu misja umówienia spotkania z Władimirem Putinem.

W innym miejscu raport Muellera stwierdza, że Trump polecił swojemu doradcy gen. Flynnowi, by odnalazł "zaginione" e-maile Hillary Clinton z jej prywatnej skrzynki. Flynn przekazał polecenie swoim ludziom, w rezultacie czego powstał 25-stronicowy dokument proponujący, by emaile uzyskać od rosyjskich, chińskich lub irańskich służb, które - jak zakładali ludzie Trumpa - musiały je posiadać.

Ale i ten plan upadł. Choć oddelegowani do tego działacze chwalili się kontaktami z Rosjanami, śledczy nie dotarli do dowodów, że takie kontakty się odbyły. Koniec końców działacze nie byli w stanie znaleźć e-mailów. Dlatego ówczesny kandydat republikanów sam na konferencji prasowej zaapelował do Rosjan o opublikowanie maili. Trump mówił później, że żartował, ale - jak się okazało - moskiewscy hakerzy częściowo spełnili jego prośbę.

2) Niewyjaśnione zagadki

Raport zawiera dwa potencjalnie kompromitujące, choć niepogłębione wątki, które mogą świadczyć, że Rosjanie faktycznie nawiązali pewną formę współpracy z kampanią Trumpa.

Jeden to kontakty szefa kampanii Trumpa Paula Manaforta z Ukraińcem Konstantinem Kilimnikiem, uznawanym przez FBI za współpracownika rosyjskich służb. Manafort znał Kilimnika z czasów, kiedy był doradcą prorosyjskiego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. Podczas kampanii obaj spotkali się kilkukrotnie. Kilimnik chciał, by Manafort przekazał Trumpowi "plan pokojowy" dla wojny w Ukrainie, który - jak przyznał Manafort w zeznaniach - w praktyce dałby Rosji kontrolę nad Donbasem. Dochodzenie nie znalazło dowodów, że Manafort przekazał plan Trumpowi, ale raport stwierdza, że śledczy nie byli w stanie dotrzeć do wszystkich danych.

Co być może najbardziej zagadkowe, Mueller ustalił, że szef kampanii Trumpa przekazywał powiązanemu z rosyjskim wywiadem Ukraińcowi dane z wewnętrznych sondaży prowadzonych przez kampanię. Ale tu również śledczy nie byli w stanie określić motywu i celu działania Manaforta i Kilimnika.

3) Był kompromat na Trumpa?

Raport pozostawia też otwartą kwestię słynnych kompromitujących taśm, za pomocą których według raportu byłego brytyjskiego szpiega, Rosjanie mieliby szantażować Trumpa. W jednym z fragmentów raportu Mueller cytuje sms-a z czerwca 2016 roku wysłanego przez rosyjsko-gruzińskiego biznesmena Gieorgija Rcchiladze do prawnika Trumpa Michaela Cohena. "Zatrzymałem przepływ taśm z Rosji, ale nie wiem czy jeszcze tam coś jest".

Jak zeznał Rcchiladze, chodziło o taśmy z "kompromatem" na Trumpa będące w posiadaniu Crocus Group. To rosyjska firma, z którą Trump współorganizował galę Miss Universe w Moskwie. Według Rosjanina, taśmy były fałszywe, ale nie poinformował on o tym Cohena. Cohen zeznał, że powiadomił Trumpa o wstrzymanych taśmach. Wątek taśm nie został jednak pogłębiony przez śledczych Muellera.

4) Trump bardzo chciał ukręcić łeb śledztwu, ale nie potrafił tego zrobić

Raport specjalnego prokuratora od Russiagate szczegółowo omawia 10 przypadków, w których prezydent usiłował wpływać na rosyjskie śledztwo. W bez wątpienia najbardziej efektownym fragmencie, Mueller przytacza reakcję Trumpa na wiadomość o rozpoczęciu śledztwa:

"O mój Boże. To okropne. To koniec mojej prezydentury. Mam przeje....".

Od tej pory prezydent wielokrotnie próbował wpływać na współpracowników, by sterować, lub wręcz ukrócić śledztwo. W większości przypadków jego starania spełzły na niczym bo... jego podwładni odmawiali wykonywania jego poleceń, lub je ignorowali.

Trump bezskutecznie próbował przekonać swojego prokuratora generalnego Jeffa Sessionsa, by ten przejął nadzór nad dochodzeniem. Wskazywał też inne osoby, które mogłyby to zrobić. Polecił Sessionsowi, by publicznie skrytykował śledztwo jako "niesprawiedliwe". Polecił swojemu prawnikowi Donowi McGahnowi, by zwolnił Muellera. A gdy ten odmówił, rozkazał mu napisać oświadczenie mówiące, że Trump wcale takiego polecenia nie wydał (McGahn ponownie odmówił). W mało subtelny sposób sugerował też Paulowi Manafortowi, by nie szedł na współpracę ze śledczymi, bo on "zaopiekuje się nim". W normalnych okolicznościach takie zachowanie nazywa się wpływaniem na świadków.

Impeachmentu nie będzie

Mimo tak kompromitującego prezydenta zachowania, Mueller ostatecznie nie zdecydował się przedstawić zarzutów utrudniania działań wymiaru sprawiedliwości. Powodów było kilka. Sprawę komplikowały m.in. konstytucyjne niejasności co do tego, czy urzędujący prezydent może usłyszeć zarzuty.

Podstawowa trudność polegała jednak na czymś innym: mimo wysiłków, prezydent nie zdołał w znaczący sposób utrudnić działań śledczych. W rezultacie, Mueller przyjął salomonowe rozwiązanie, formułując je następująco: "choć niniejszy raport nie stwierdza, że prezydent popełnił przestępstwo, jednocześnie nie go oczyszcza".

W ten sposób decyzja o postawieniu zarzutów została przerzucona na Kongres. Ale kontrolowana przez demokratów Izba Reprezentantów z niej nie skorzysta. Wszczęcie procedury impeachmentu wiązałoby się z politycznym ryzykiem, nie przysporzyłoby im dodatkowych głosów, a przede wszystkim prawodpodobnie nie zakończyłoby się usunięciem Trumpa z urzędu. Ta decyzja należy bowiem do Senatu, w którym większość ma partia Trumpa.

Trump może więc spać spokojnie, choć skandali ujawnionych przez śledztwo wystarczyłoby, by w bardziej normalnych czasach utopić karierę kilku prezydentów. Co znamienne, prezydenturę Richarda Nixona zakończyło ujawnienie nagrania w którym prezydent wydaje podwładnemu polecenie zakończenia śledztwa w sprawie Watergate. Trump zrobił znacznie więcej, ale los Nixona mu raczej nie grozi.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (9)