ŚwiatTrudne wybory pierwszej prezydent Tajwanu. Konsekwencje może odczuć cała Azja

Trudne wybory pierwszej prezydent Tajwanu. Konsekwencje może odczuć cała Azja

• Urząd prezydenta Tajwanu obejmuje Tsai Ing-wen, pierwsza kobieta na tym stanowisku

• Jej rządy zwiastują ochłodzenie w relacjach z Chińską Republiką Ludową

• Rządzący przez ostatnie osiem lat Kuomintang prowadził politykę zbliżenia z Pekinem

• Ale większość Tajwańczyków nie chce tego robić na warunkach autokratycznych Chin

• Sytuacji nie ułatwiają narastające spory terytorialne i napięcia w regionie

• ChRL uzurpują sobie prawo nawet do użycia siły, gdyby Tajwan próbował odgrywać samodzielną rolę na scenie międzynarodowej

Trudne wybory pierwszej prezydent Tajwanu. Konsekwencje może odczuć cała Azja
Źródło zdjęć: © AFP | SAM YEH
prof. Bogdan Góralczyk

Wybory prezydenckie na Tajwanie odbyły się w połowie stycznia, ale zgodnie z ordynacją wyborczą i konstytucją dopiero teraz Tsai Ing-wen, prawniczka i szefowa dotychczas opozycyjnej Demokratycznej Partii Postępowej (DPP) - jako pierwsza kobieta - obejmie urząd prezydenta, a zarazem szefa administracji. To ważny moment, bowiem po ośmiu latach rządów Kuomintangu (KMT) przychodzi nie tylko zmiana administracji, ale też filozofii rządzenia, a przede wszystkim podejścia do najważniejszych partnerów Republiki Chińskiej na Tajwanie (ROC), czyli Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL), USA oraz Japonii.

Stawka na Pekin

KMT w minionych ośmiu latach dokonał rewolucyjnej zmiany. Zerwał z poprzednią, pełną izolacją w stosunkach z ChRL i poszedł na bezprecedensowe zbliżenie obu organizmów i społeczeństw. Podpisał aż 22 ważne umowy dwustronne, w tym kluczową Umowę Ramową o Współpracy Gospodarczej (ECFA), która docelowo miała utworzyć z dwóch chińskich podmiotów po obu stronach Cieśniny Tajwańskiej w istocie jeden - Wielkie Chiny, bez nazywania tego po imieniu.

Gdy pod koniec czerwca 2010 r. podpisano rzeczone porozumienie, na dodatek w Chongqingu, czyli tam, gdzie znajdowała się ostatnia siedziba władz KMT przed ucieczką na wyspę - a w cywilizacji chińskiej symbole mają zawsze ogromne znaczenie - wydawało się, że zdecydowanie mniejszy, liczący 23 mln mieszkańców organizm tajwański, borykający się wówczas z poważnymi problemami w gospodarce i handlu, trafił na żyłę złota.

Rzeczywiście, w pierwszej chwili odnotowano prawdziwie wielki skok: dwustronne obroty handlowe w 2010 r. skoczyły aż o 43,5 proc . w stosunku do roku poprzedniego (fakt, że kryzysowego) i zbliżyły się do sumy 113 mld dol. Tajwańska nadwyżka handlowa w obrotach z ChRL przekroczyła 40 mld, co jednak już nigdy się nie powtórzyło, choć Tajwan do dziś utrzymuje dodatni bilans w relacjach gospodarczych z sąsiadem.

Potem dane płynące z Tajpej i z Pekinu się rozjechały. Te płynące z wyspy mówią, że po szczytowym 2014 r., kiedy obroty sięgnęły 130 mld dol., w 2015 spadły do 115 mld. Tymczasem Pekin zamykał te sumy w kwocie 147 mld dol. w roku 2014 i - szacunkowo - 131 mld w roku ubiegłym.

Rozbieżności biorą się stąd, że nadal sporo obrotów idzie przez pośredników, głównie Hongkong, co utrudnia liczenie, ale też interpretację tych danych. Inaczej pojmowane są przez KMT, traktujące nadal Chiny lądowe za najbardziej intratnego gospodarczego partnera, inaczej przez DPP, która pragnęłaby większej dywersyfikacji partnerów handlowych, a także inwestycyjnych, np. stawiając ponownie na Japonię czy Koreę Południową.

Obrona wolności

O skali zmian i intensywności "stosunków przez Cieśninę", jak się je w Chinach potocznie nazywa, świadczy fakt, że podczas gdy po dojściu do władzy KMT i prezydenta Ma Ying-jeou w maju 2008 r. nie było pomiędzy obu podmiotami żadnych połączeń lotniczych, to ich liczba w 2014 sięgnęła 670 tygodniowo, a planowano otwarcie nowych połączeń do liczby przekraczającej 800. A w ślad za tym szedł, równie bezprecedensowy, proces zbliżenia obu społeczeństw, z masową turystyką włącznie.

Tyle tylko, że jeśli chodzi o stronę tajwańską, to efekt tych zabiegów PR-owych był dokładnie odwrotny od zamierzonego. Mieszkańcy wyspy odkryli bowiem, że przyjeżdżający do nich masowo turyści z ChRL są z reguły głośni, brutalni, wręcz chamscy, a przy tym szastają wokół siebie pieniędzmi, co też się nie podoba.

Serc i umysłów mieszkańców ani nie zdobyto, ani nie kupiono. Wręcz przeciwnie, miast rosnącej ufności, narastała nieufność. Aż wreszcie tendencję wzrostową w stosunkach przez Cieśninę zahamowała kampania protestacyjna przeciwko planowanej kolejnej umowie, zwanej CSSTA, a dotyczącej usług, mającej uzupełnić zapisy ECFA.

Wiosną 2014 r. doszło przeciwko niej do masowych wystąpień młodzieży i inteligencji, obawiających się zapisów tej umowy dotyczących praw autorskich, wolności prasy i swobody uczelni. Narodził się "ruch słonecznikowy" (od kwiatu, który stał się symbolem demonstrantów), w ramach którego - po raz pierwszy od podziału w 1949 r. - studenci zajęli na wiele godzin gmach tajwańskiego parlamentu. Ostatecznie ruch ten wygasł bez użycia przemocy, ale - to niewątpliwe - był iskrą zapalną dla młodzieży w Hongkongu, która wkrótce potem zainicjowała jeszcze głośniejszą "rewolucję parasolkową", też pod hasłami zwiększonej wolności i oporu wobec Pekinu.

CSSTA nie podpisano do dziś, a od wybuchu "ruchu słonecznikowego" sondaże jednoznacznie pokazywały, że sympatia społeczna odwróciła się od KMT i jej koncepcji stawiania na Chiny lądowe jako najważniejszego partnera, z czasem nie tylko handlowego. W ostatnich sondażach nawet 65-70 proc. badanych opiera się - mocno forsowanej przez Pekin - koncepcji "jednych Chin".

Obywatelom Tajwanu, szczególnie ludziom młodym i inteligencji, bo nie biznesmenom (ponad półtora miliona obywateli wyspy prowadzi interesy na terenie ChRL, szacuje się, że ok. 18-20 proc. PKB Tajwanu jest wypracowywane na terenie ChRL) nie podobały się i nie podobają hasła głoszone przez rządzącego Chinami Xi Jinpinga, mówiące o "chińskim marzeniu" (China Dream), a nawet "renesansie chińskiej nacji". Kryło się pod nimi nawet nie zawoalowane przesłanie: ma dojść do pokojowego zjednoczenia obu organizmów, Chiny ponownie mają być jedne - i wielkie.

Jednakże większość społeczeństwa Tajwanu jak dotąd tego przesłania nie kupuje: nie chce zbliżenia na warunkach autokratycznego Pekinu, obawia się utraty swych wolności. Widząc, co się dzieje przywódcy, ChRL i KMT, idącego na coraz głębsze zbliżenie, zdobyli się na ruch i gest nieoczekiwany oraz bezprecedensowy: 7 listopada 2015 r. w Singapurze doszło do pierwszego spotkania liderów obu chińskich organizmów, od czasu ich podziału. Długi, milczący uścisk dłoni "panów Xi i Ma" był nie mniej symboliczny, niż podpisanie ECFA w Chongqingu: Chiny są jedne, nawet jeśli odmiennie interpretowane po obu stronach Cieśniny.

Jak zachować konsensus?

To ostatnie przesłanie, to istota tzw. konsensusu '92, kiedy to negocjatorzy obu stron wypracowali właśnie tę powyższą formułę. Spotkanie Xi Jinpinga z Ma Ying-jeou miało na celu jednoznaczny przekaz dla DPP i Tsai Ing-wen, którzy mają co do treści tego konsensusu wątpliwości: po wygranych wyborach nie wolno podważać tego, czego już w stosunkach dwustronnych po 2008 r. dokonano. Czy tak rzeczywiście będzie - zobaczymy po rozpoczęciu prac przez nową administrację.

W ramach niewątpliwie trudnych relacji z Pekinem, prezydent Tsai Ing-wen stale musi pamiętać o przykrych losach jej poprzednika z DPP. Rządzący w latach 2000-2008 prezydent Chen Shui-bian po odejściu od władzy został uwięziony, a dziś jest politycznie, moralnie, a nawet fizycznie zrujnowany i jeździ na wózku inwalidzkim. Zapłacił tak wysoką cenę między innymi za to, że usiłował prowadzić politykę samodzielnego, niezależnego Tajwanu. Oprócz problemów osobistych byłego prezydenta efekt jego polityki był taki, że w odpowiedzi na tendencje niepodległościowe wyspy władze ChRL w początkach 2005 r. przyjęły specjalną ustawę antysecesyjną. Na jej mocy uzurpują sobie prawo do "użycia wszelkich możliwych środków", z użyciem siły włącznie, w przypadku, gdyby Tajwan próbował odgrywać samodzielną rolę na scenie międzynarodowej.

Prezydent Tsai Ing-wen będzie miała jeszcze dwa poważne problemy na scenie zewnętrznej. Po pierwsze, jak się zachować i co zrobić w stosunkach z USA, które w ramach tzw. pivotu, czyli zwrotu ku Pacyfikowi, dając tym samym wyraz rosnącej roli Chin na scenie globalnej, o Tajwanie raczej milczały, aniżeli otwarcie się nim zajmowały.

Oczywiście trudno przewidzieć, jak będzie wyglądała polityka zagraniczna USA po tegorocznych wyborach, szczególnie w przypadku zwycięstwa Donalda Trumpa. To jest spora niewiadoma, ale i tak wydaje się pewne, że poprzednie swego rodzaju amerykańskie désintérresment wobec Tajwanu i stosunków przez Cieśninę, zostanie zastąpione - już zauważalną - zwiększoną aktywnością. Ma to związek z narastającymi napięciami, a nawet sporami terytorialnymi na Morzu Południowochińskim, dotychczas kontrolowanym przez morskie patrole złożone z załóg amerykańskich i japońskich, a tak ważne dla Pekinu i jego koncepcji Nowego Morskiego Jedwabnego Szlaku.

Przewidywalne i zrównoważone stosunki

Dotychczas, co znamienne, Tajpej zajmowało w tych kwestiach stanowisko podobne lub zbliżone do Pekinu. Czy tak będzie nadal? Jest faktem, że to władze KMT, gdy jeszcze sprawowały kontrolę nad całymi Chinami, wystąpiły z pierwszą mapą tego morza "jako chińskiego" i narysowały linię złożoną z aż 11 kresek (potem zastąpioną dziewięcioma), które wskazywały, co chińskie na tym akwenie (w istocie rzeczy - niemal jego całość).

Ma Ying-jou i jego administracja zdawała się nie mieć co do tych kwestii większych wątpliwości. Choć formalnie żądań i czynów - w postaci nowych chińskich inwestycji na archipelagu Spratly - nie popierała, to faktycznie im się nie przeciwstawiała. Jak w tej sytuacji zachowa się prezydent Tsai Ing-wen? Nie wiadomo. W trakcie kampanii wyborczej trzymała się koncepcji "zachowania status quo". A jak zachowa się teraz, pod wyraźnie rosnącą presją asertywnego Pekinu i przy zwiększonych napięciach w pobliżu wyspy?

Tymczasem już wiadomo, że zarówno spory terytorialne w bezpośredniej bliskości Tajwanu (bo na północ jest jeszcze otwarty spór z Japonią o wsypy Senkaku/Diaoyu), jak też mocno forsowana koncepcja Xi Jinpinga "wielkiego renesansu chińskiego narodu", rządzenia nowej prezydent nie ułatwią. Wszystko zależy od tego, czy Tsai uda się zrealizować obietnice złożone na zwycięskim wiecu powyborczym, gdy zapowiadała, że chce "logicznych, przewidywalnych i zrównoważonych stosunków przez Cieśninę... opartych na godności i wzajemności". Pytanie tylko, czy dokładnie tego samego chce teraz Pekin.

Dla Tajwanu nadchodzi niełatwy czas, gdy trzeba będzie dokonywać trudnych wyborów. To czas turbulencji, wyzwań i zagrożeń, gdy błąd w ocenie czy kalkulacjach może pociągnąć za sobą poważne skutki, zarówno dla samego Tajwanu, jak też regionu. Dlatego działaniom pani prezydent Tsai Ing-wen warto się przyglądać ze zwiększoną uwagą, nawet u nas, z dalekiej perspektywy.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (68)